Rozdział 7 Ironia Losu

455 23 4
                                    

Dyrektor chodził nerwowo po swoim gabinecie. Jego wielkie dzieło, plan szykowany ostatnią dekadę rozsypywał. Los ewidentne sobie z niego zakpił! Ale czemu? Przecież praktycznie całe życie walczył z czarnoksiężnikami i rasizmem w magicznym społeczeństwie. A mimo wszystko idzie nie tak jak powinno. Korupcja i nepotyzm w ministerstwie szaleją. Czystokrwiści robą co chcą, a niewinni cierpią. Do tego wszystkiego Harry Potter wślizgnął mu się z rąk, a Vodemort lizał rany i rósł w siłę. Stali na krawędzi przepaści z opaską na oczach. Praktycznie wszystkie jego błędy miały niewyobrażalne skutki. Niepowstrzymanie Gelerta, niereagowanie w sprawie Toma Riddla i zlekceważenie Pottera. Przecież jeśli młody Harry zacznie wierzyć w ideały czystokrwistych za sprawą swoich domowników to zginą miliony! Jednak nie podda się. Jest winny tym ludziom zakończenie tego bezsensownego konfliktu, nawet jeśli sam zginie. Dla większego dobra... Starzec odsunął od siebie negatywne emocje i myśli. Westchnął cierpiętniczo i przybrał maskę dobrego dziadka mino, że odczuwał ogromne znamię wojny na sobie. Ktoś w końcu musiał uratować tę strzępki dobroci.

____

Nastroje wśród Gryfonów były lekko mówiąc napięte. Wszyscy mentalnie przygotowali się na przydział Pottera do ich domu, a ten nie dość, że jest teraz Ślizgonem to znalazł sobie hobby w dręczeniu Gryfonów. Szczególnie nasilało się to na lekcjach eliksirów. Snape otwarcie faworyzował swoich podopiecznych. A oliwy do ognia dawały sabotowania prac rówieśników przez węże. Na ich czele stała elita Ślizgońskich pierwszaków. Na reszcie lekcji które ze sobą mieli sytuacja wyglądała podobnie. Głównie szkalowani byli Grenger i Weasley. Pierwsza dosłownie dawała się na widelec swoim wszędobylskim wścibstwem i wymądrzaniem się. Za to drugi po prostu wyglądał absolutnie przekomicznie będąc zirytowanym. Czasami obrywał też Nevill za swoją okropną niezdatność. Gryfoni nie pozostawali dłużni, ale ich działania był mniej przemyślane i absolutnie chaotyczne. Kończyło się na tym, że to głównie oni obrywali, a nie Ślizgoni. Rywalizację było widać także na boisku.

Quidditch był główną kością niezgody. Gry były niezwykle brutalne i zaciekłe. Gra tych dwóch drużyn ściągała całą szkołę w nadziei na jakieś bójki czy pojedynki pomiędzy kibicami czy graczami. Zazwyczaj się nie zawodzili.

Do tego konflikt miał tendencje zwyżkową. Potter bardzo zaostrzył tę wojnę i świetnie się w niej odnajdywał. Cieszył się z tego ogólnoszkolnego chaosu. Teraz zdecydowanie zgadzał się z Tiarą. U Krukonów za bardzo by się nudził bez tych mini bitew. 

____

Nadszedł poniedziałek i Harry zdecydowanie nigdy aż tak bardzo się na niego nie cieszył. Jak na szpilkach siedział przez cały dzień. Jego małą grupa zdecydowanie zauważyła zmianę jego nastroju. Szczególnie podejrzliwy robił się Draco, który powoli robił się zaniepokojony o przyjaciela. Kiedy tylko kolacja się skończyłam chłopiec błyskawicznie skierował się do drzwi Wielkiej Sali i szedł w stronę gabinetu Quirrella. Kroczył szybko w stronę komnat by wreszcie znaleźć się przed przejściem. Powiedział hasło nie przejmując się urażonymi goblinami i wszedł do środka.

- Witam Potter. Możesz mi pokazać książki? - wyciągnął rękę w stronę chłopaka.

Harry położył na jego dłoni cztery opasłe tomy. Profesor popatrzał na tytuły i otworzył na stronie z rokiem wydania. Delikatnie przejechał palcami po danie co zwróciło uwagę chłopca.

- Bardzo dawno nie miałem tych książek w rękach. Miło wrócić wspomnieniami do lat szkolnych. Te książki są jeszcze z moich lat - ostatnie zdanie wymamrotał praktycznie bezgłośnie jednak Harry usłyszał ję. Jeśli dorwie stare kroniki to może dowie się kto udaje Quirrella.

Zerwane WięziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz