Sytuacja nie napawała optymizmem. W powietrzu utrzymywała się atmosfera lekkiej rezygnacji. Do czego dochodziło uczucie zszarganej dumy, goszczące w sercach trójki Ślizgonów. A trzeba wiedzieć, że nic tak nie umie zbrukać ego Węży, jak przechytrzenie ich. Znani w szkole z nienagannej opinii najsprytniejszych i najlepszych twórców skomplikowanych do bólu głowy forteli, spisków i pułapek, dali się podejść jak ślepe, głuche dzieci. Dodatkowo nie pomagał fakt posiadania pewności siebie, graniczącej z arogancją i pychą. Jedyny znany im sposób na pozbycia się tego niewygodnego uczucia była zemsta. To ona zaczęła powoli, ale konsekwentnie przejmować ich myśli na rzecz analizowania porażki.
Ich myśli przerwał gwałtowny dźwięk szybkich kroków. W ciszy jaka panowała w pomieszczeniu brzmiały one nadzwyczaj wyraźnie. Cała trójka obróciła głowami w stronę, z której pochodziły odgłosy. Szybko zorientowali się, że z zamyślenia wyrwali ich Parkinson i Nott.
Brunetka nie ukrywała absolutnej wściekłości, która wyraźnie wykrzywiała jej twarz. Jej towarzysz wykazywał trochę więcej samoopanowania, jednak emocje gnieżdżące się w jego sercu zdradzały oczy.
– Kto to był? – bez ogródek spytała Pansy.
– Najprawdopodobniej Weasley, Ganger i Linkens. Tylko oni byliby na tyle głupi i śmiali – odparł zmęczonym głosem Harry.
Dwójka spojrzała na siebie porozumiewawczo, a po chwili zawróciła. Reszta od razu zrozumiała jaki mieli zamiar. Malfoy wraz z Zabinim, jak jeden mąż zatrzymała ich kilka stóp przed wejściem.
– Nie możemy się tak otwarcie zemścić. Mają wymazaną pamięć, tego, że ich zdemaskowaliśmy – cierpliwie wyjaśnił. – Niestety nie wiemy co dokładnie chcieli, ale mają dużo informacji o dziedzicu. Mogą zacząć węszyć. Trzeba ich śledzić. Ktoś na ochotnika? – spytał.
– Ja – odezwali się jednocześnie Theo i Pansy.
– Świetnie – skomentował Harry – więc wy bierzecie na siebie ich zadania domowe – wskazał na pozostała dwójkę.
– Czemu my? – spytał z niezadowoleniem Blaise.
– Bo nasi improwizowani szpiedzy nie mogą, a wy nie się nie zgłosiliście – wyjaśnił. A i kończymy przeszukiwanie drzew genologicznych. Ja zajmę się naszą zemstą. Theo muszę ci coś dać, chodź.
Harry wstał i skierował się w stronę swojego dormitorium.
–––
Harry, jak zwykle zresztą knuł. Nie lubił zmieniać swoich planów, ale tym razem korekty były potrzebne. Zgodnie ze swoim pierwotnym planem omotania Ginny, miał złamać jej serce. Miał zamiar wprowadzić ostatnią fazę pod koniec roku szkolnego, żeby: po pierwsze efekt byłby lepszy, po drugie zminimalizować ryzyko wendetty Rona. Nie była to przecież intryga, która zapewniała mu komfort jakiekolwiek anonimowości. W tym przypadku jego udział był aż nadto widoczny. Jednak to co skłoniło go do drastycznego przyspieszenia całej operacji, było to, że grunt dawno został przygotowany i nikt nie powiązałby tych dwóch spraw ze sobą. O ile o tym, że Weasley przejmie się losem Ginny było pewne, to taka sam reakcja nie była pewna w przypadku Ganger. Dlatego też Potter postanowił, że losowi zostawi to, czy będzie musiał kombinować dwa razy, czy upiecze dwie pieczenia na jednym ogniu.
Kilka dni później Ślizgon zaczął kręcić się po szkole w poszukiwaniu Gryfonki. Znalazł ją dość szybko w towarzystwie brata. Ron nie zareagował zbyt entuzjastycznie na jego widok, za to jego towarzyszka wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się promiennie i zaczęła machać. Harry odpowiedział podobnie, choć zauważalnie mniej wylewnie.
– Dzień dobry Ginny – przywitał się chłopak.
Ron nie omieszkał zauważyć, że dostał zignorowany.
– Cześć Harry – odpowiedziała.
Weasley krytycznie zjechał sylwetkę siostry, złapał ją za ramię i lekko pociągnął do tyłu.
– Nie próbuj nawet o tym myśleć – praktycznie warknął.
Jego siostra zmarszczyła lekko brwi pokazując swoje niezrozumienie.
– Co ty sobie ubzdurałeś?
– On coś kombinuję. Zrozum, to nikomu nie wyjdzie na dobre – mocnej zacisnął swoją dłoń.
– Przestań być taki paranoiczny. Umiem o siebie zadbać – zaoponowała.
Sceptyczny wzrok brata dało jej do zrozumienia, że nie podziela jej punku widzenia.
– Najwyraźniej nie umiesz tego robić jak należy... – w tym momencie urwał. Zorientował się jak potworny błąd popełnił.
Ginny gwałtownie wyrwała swoje ramię spod ręki brata, obdarzyła go oburzony do granic możliwości spojrzeniem i bez zastanowienia odeszła od niego szybkim krokiem.
–––
Czerwono-zielony duet wyszedł z zamku i skierował się w stronę błoni. Śnieg nadal utrzymywał się na zmarzniętej ziemi. Lodowaty wiatr przeraźliwie wiał i huczał. Nie ostudziło to jednak zapału Ginny. Nadal była śmiertelnie obrażona na swojego nadopiekuńczego brata, w końcu nie była dzieckiem, którym trzeba się ciągle opiekować. Teraz najważniejszy był Harry. Ekscytacja tym, że znów jest z nim sam na sam jedynie wzrastała z każdą minutą.
Na razie spacerowali w ciszy. Potter cała swoją uwagę skupił na odległych drzewach. Gryfonce nie pozostało nic poza wpatrywaniem się w profil swojego towarzysza.
Nagle Harry chylił się, by odsłonić spod śniegu kawałek ziemi. Ginny stanęła obok i patrząc z góry oglądała jego poczynania. Ślizgon w tym czasie przełożyła obie dłonie do ziemi, zamknąwszy oczy w wyrazie najwyższego skupienia na twarzy. Po kilku przedłużających się chwilach zabrał ręce odsłaniając drobny kwiat o białych płatkach. Delikatnie go zerwał , aby ująć dłoń Ginny i położyć roślinkę na jej dłoni.
– Piękną, czyż nie?
Dziewczyna pokiwała lekko głową, zawieszając wzrok na kwiatku.
– Bardzo lubię stokrotki, wiesz?
Potter zignorował jej wypowiedź
– Natura tworzy prawdziwe cuda. Na przykład taki delikatny i niewinny kwiat. A najbardziej niesamowite jest to, że mamy zdolność jej manipulacji, – to powiedziawszy machnął półotwartą dłonią nad jej ręką. Czystą biel zmieniła się w karmazyn. – wielkość, – kwiat podwoił swój rozmiar – to czym są – w dłoni Gryfonki pojawiła się lilia, nadal w kolorze głębokiej czerwieni – a nawet go zniszczyć – pstryknął palcami, a kwiat gwałtownie skurczył się, jakby obumierał, stracił intensywność koloru, płatki stały się pomarszczone.
Kiedy cały proces skończył się, Ginny delikatnie ścisnęła martwą roślinę, a ta zamieniła się w proch i pył, który przeleciał pomiędzy jej palcami na śnieżny puch.
Dziewczyna jeszcze przez chwilę wpatrywała się, we własną rękę, aż w końcu podniosła głowę.
– Czemu ją zniszczyłeś?
– Niedługo zrozumiesz.
Dziewczyna lekko się skrzywiła słyszą tak niekonkretną odpowiedź. Poczuła w sercu lekkie ukucie na te słowa. On też traktował ją jak małą dziewczynkę. Też uważał, że jest tylko głupim dzieckiem, które nie umie o sobie decydować.
– Muszę wrócić do szkoły – rzuciła nagle i nie czekając na Harry’ego odwróciła się.
Zdążyła przejść zaledwie kilka kroków, kiedy zatrzymał ją, jego głos:
– Znam prawdę.
Jego słowa zmusiły ją do odwrócenia się w jego stronę. Harry szybko podszedł do niej, a jego wzrok stał się stalowy.
– Wiem, że się we mnie zakochałaś.
Szok sprawił, że jego słowa dotarły do niej jak przez wodę. Gryfonka rozszerzyła oczy i poczuła jak każdy jej mięsień zastyga w bezruchu. Se4ce zacisnęło się w piersi odbierając możliwość normalnego oddechu, który mimowolnie przyspieszył.
– O czym mówisz? – automatycznie zaczęła kłamać, nie była gotową na prawdę.
Harry uniósł lekko brew do góry.
– Doskonale wiesz o czym mówię. Nie umiesz kłamać.
– Nie to nie prawda – brnęła w zaparte.
Z ust chłopaka wyrwał się cichy chichot. Śmiał się przy niej kilka razy, ale nigdy z tak okrutną nutą w głosie.
– Nie okłamuj mnie – rzucił ostro. – Chciałaś bym się w tobie zakochał, nie mylę się?
Na policzki dziewczyny wkroczyła czerwień.
Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. Przegrała.
– Wiesz nawet mi ciebie szkoda. Naiwność w oczach niektórych potrafi być piękna. Tak samo szukanie dobra nawet tam, gdzie panuje całkowita ciemność – Ginny odwróciła głowę. Nie chciała tu być. – Popatrzył na mnie uważnie – nagle złapał ją za podbródek, zmuszając do popatrzenia na siebie. – To nigdy się nie wydarzy. Nigdy. Nie byłbym wstanie odwzajemnić twoich uczuć z jednego prostego powodu. Ja nie mam uczuć. Wszystko co widziałaś wcześniej było fałszywe. Wszystko! – gwałtownie szarpną jej szczęką. – Nie spodziewam się, że zrozumiesz co miał ten wcześniejszy pokaż, dlatego ci powiem. Manipulowałem tobą – oczy dziewczyny zaczęły się szklić. – Gdyby nie twój ohydny brat nawet bym na ciebie nie spojrzał. Głupia miałaś szczęście. Ron załatwił Ci całą tą maskaradę – pierwszy raz powiedział jego imię. – Jakaż ironia. Ale w końcu los ją uwielbia. A teraz leć ptaszyno, wykonałaś już swoje zadanie.
Delikatnie puścił jej podbródek i cofnął się o krok. Teraz z oczu dziewczyny leciały strumienie łez. Wpatrywała się w niego otępiała kilka sekund, a potem zerwała się i zaczęła na ślepi biec w stronę zamku.
–––
Nad każdym morzem stoją klify. Bez ustanku podmywane przez morze, niszczone przez wiatry. Ściany, które górują nad bezkresem wiecznie nie spokojnej tafli wody. Konsekwentnie wyrywana jest mu jego własność, aż do momentu, kiedy gwałtownie zawali się w dół. Tyle, że w pewien sposób kilf pozostaje kilfem. Staje się mniejszy, ale nadal góruje nad morzem.
Podobnie było w życiu Ginny. Łatwo można było wyrwać jej część, ale nadal pozostawała sobą. Szybko przyzwyczajała się do zmian. Dlatego tylko kilka dni wystarczyło jej do pogodzenia się z tym, że nigdy Harry nie pokocha. Chłopak brutalnie złamał jej serce. Wydarł z piersi chęć życia. Jednak nie bez powodu została Gryfonką, odwaga w jej sercu nie została zniszczona. Potter stworzył sobie kolejnego wroga, tyle, że wciąż w nim zakochanym._____
Wreszcie udało mi się napisać ten rozdział. Dzisiaj niestety krótko.

CZYTASZ
Zerwane Więzi
Hayran KurguHarry Potter od dziecka był gnębiony i poniżany. Kiedy dowiedział się o Hogwarcie chciał zacząć wszystko od nowa. Jednak los jak zwykle był przeciwko niemu. Co zrobi, gdy dowie się, że jego bratnią duszą jest Voldemort? Dołączy do niego, czy będzie...