Rozdział 22 Eliksir Wielosokowy

158 14 3
                                    

Przygotowania do wkroczenia do gniazda węży ruszyły pełna parą. Hermiona zorganizowała ,,profesjonalne’’ stanowisko do przygotowania mikstury w kabinie toaletowej. Rosaline okupowała dział z zaklęciami defensywnymi i dopracowywała plan zdobycia włosów i pozbycia się na godzinę dwójki Ślizgonów. Ron w tym czasie wymyślił sposób na odwrócenie uwagi Snape’a podczas wykradania mu z zapasów składników.
Tegoż dnia tworzyli eliksir szybkiego wzrostu. Dziwnym trafem połączono ich akurat ze Ślizgonami. Ron szybkim ruchem wrzucił do najbliższego kociołka jednego ze swoich rówieśników losowy składnik ze swojego stołu. Po około dwóch minutach rozległ się przeraźliwy huk a po nim olbrzymia chmura gryzącego białego dymu, która od razu rozprzestrzeniła się po całej klasie. W tej samej chwili Hermiona zniknęła za drzwiami prowadzącymi do składu składników. Chwile później dziewczyna wróciła kurczowo trzymając się za rękaw szaty. Jej zniknięcia nie zauważył nauczyciel, zajęty usuwaniem skutków dywersji i wyrażania gróźb w stronę biednego Nevilla.

Wreszcie po miesiącu eliksir był gotowy do użycia. Nadszedł czas na wprowadzenie całego planu w życie. Rosaline niezwykle poważnie podeszła do swojego zadania. Najpierw okrąglutkie dwa tygodnie ćwiczyła zaklęcie kameleona, by później znaleźć najlepszy moment na wkradniecie się do pokoju wspólnego Slytherinu.

Po kolacji krukonka przystąpiła do realizacji swojego planu. Najpierw poczekała, aż wszyscy ślizgoni postanowią odejść od stołu. Potem kiwnęła na Hermione, na co ta razem z Ronem wyszła szybko z Sali. Sama także to uczyniła w niedługim odstępie czasu. Gdy tylko przekroczyła próg rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i przeszła na bok zielonego korowodu. Dość szybko dogoniła Pottera i jego świtę, jak zwykle delikatnie odczepioną od reszty. Niewidzialna dziewczyna szybko klepnęła w ramiona Pansy i Theo. Miało to zagwarantować, że to właśnie ta dwójka będzie bardziej skłonna oderwać się od grupy. Dwoje ślizgonów zgodnie z oczekiwaniami blondynki zaczęło się rozglądać w poszukiwaniu osoby, która ich zaczepiła. Bezskutecznie zresztą. Po chwili Rosaline znów zaczepiała rówieśników, tym razem wszystkich. Cała grupa zaczęła kręcić się na około szukając sprawcy zamieszania, co zmusiło Linkens do stłumienia chichotu. Dziewczyna powtórzyła cały proces pięć razy, aż zobaczyła wyraźnie ślady frustracji na twarzach całego zgromadzenia. Doszło do tego, że inni uczniowie zaczęli się interesować tym dziwnym zdarzeniem jakiego byli świadkami. W końcu krukonka wyciągnęła z kieszeni szaty mały kamyczek i rzuciła w stronę najbliższego korytarza. W tej chwili Harry nie wytrzymał.

– Nott! Malfoy! Idzie mi złapać tego kretyna.
Dwójka dość szybko wyruszyli w głąb korytarza.

– Chłopcy czekajcie idę z wami! – krzyknęła za nimi Pansy i nie czekając na odpowiedź podbiegła do nich.

Rosaline odetchnęła z ulgą. Ta część jej plany najbardziej opierała się na losie i szczęściu. Przewidziała, że może ktoś jeszcze może dołączyć do grupy poszukiwawczej i miała rozwiązanie.

Błyskawicznie ich wyprzedziła i w biegu rzucała kamienie tak by doprowadzić ich tam, gdzie chciała. W końcu dotarli do rozwidlenia. Dziewczyna rzuciła tym razem dwa kamienie.

– Cholera! Idę tędy, wy idziecie tam! – krzyknął Malfoy.

Linkens uśmiechnęła się triumfalnie. Głupi dali się nabrać jak małe dzieci. A podobno to oni mieli być sprytni. Najwyraźniej zemsta, choćby najmniejsze kompletnie odbierała im zdolność jasnego rozumowania.

Krukonka pobiegła w stronę Parkinson i Notta. Zaczekała, aż oboje skręcą, podbiegła na odpowiednio bliską odległość i wycelowała w ich plecy różdżkę.

– Drętwota – na podłogę pierwsza poleciała brunetka.

– Drętwota – i dołączył do niej chłopak.

Gryfoni z miejsca by ją zlinczowali za tak nierycerski ruch, ale nie wiedzieli i nie musieli wiedzieć jak krukonka pozbyła się na godzinę dwójki ślizgonów. Blondynka przeciągnęła ogłuszonych pod ścianę i wyrwała po jednym włosie, tak by ich nie pomieszać.

Zadowolona pobiegła na miejsce spotkania z jej wspólnikami.

Po może dwóch minutach spotkała ich. W rękach trzymali szklanki czegoś co przypominało błoto, do tego bulgoczące.

– To wygląda obleśnie – skomentowała dziewczyna jednocześnie zrzucają z siebie zaklęcie.

Ron na jej niespodziewany widok podskoczył i łapał za serce, co krukonka skwitowała cichym chichotem. Hermiona zganiła dwóje wzrokiem i spytała:

– Masz?

– Nie wątp w moje umiejętności – triumfalnie wyciągnęła przed siebie włosy. – Panna Parkinson – podała lewą dłoń przyjaciółce. – i pan Nott. Bon appétit.

Gryfoni chwycili włosy i dodali do szklanek. Eliksir cicho zasyczał. Ron ostrożnie powąchał miksturę i natychmiastowo zabrał sprzed nosa w wyrazie absolutnego obrzydzenia. Hermiona w tym czasie duszkiem wypiła cały płyn, właściwie maź. Chwile powalczyła ze swoim gardłem i zmusiła się do przełknięcia. Ron uczynił podobnie wkrótce potem.

Magia eliksiru zaczęła działać. Długie loki gryfonki zamieniły się w krótko przystrzyżone ciemne włosy, ognista czerwień włosów Rona zmieniła się w czerń. On sam lekko urósł. Przez cały czas twarze im bulgotały. Kończyny zmieniały swoje naturalne kształty. Po chwil kompletnie zmienili swoje postaci. Byli lwami w ciele węży.

– Jeszcze jeden szczegół – mruknęła pod nosem Rosaline.

Po kilku machnięciach różdżką szaty Gryffindoru zmieniły się w ten Slytherinu.

– Ohydnie, się czuję w tej zieleni – zrzędził Ron głosem Theodora.

– Faktycznie odejmuje ci urody – odpadła krukonka.

Ron zrobił kwaśną minę, a Hermiona westchnęła cierpiętniczo.

– Dobra, idziemy w stronę sali od transmutacji. Idę pod zaklęciem za wami, zostanę przed wejściem, kiedy dowiedzie się czego mieliście się dowiedzieć zrzucę zaklęcia z tamtej dwójki. Postarajcie się nie używać różdżek. Mogą was po nich zdemaskować – wyjaśniła wszystko dziewczyna.

– Linkens myślałaś kiedyś o karierze szpiega? Nadawałabyś się – powiedział Ron.

– Dzięki Weasley. Znikam – i jak powiedziała zniknęła.

Cała trójka pobiegła w kierunku sali od transmutacji.

Po kilku minutach natrafili na nadal rozjuszonego Malfoya.

– Macie go? – spytał.

Pokręcili zgodnie głowami.

– Jak znów będzie się tak z nami bawił to nie ucieknie, już ja tego dopilnuje. Idźmy już, ojciec mi odpisał.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcje, która najpewniej nigdy by nie nadeszła, wyruszył drogą prowadzącą do lochów.

Zerwane WięziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz