Kiedy Harry tylko przekroczył próg pokoju wspólnego w kanap wstali Draco, Pansy, Theo i Blaise. Złapali go za ramiona i pociągnęli na najbliższe siedzisko. Malfoy i Nott zabrali z pobliskiego fotela dwie poduszki i usiedli przed resztą na podłodze. Normalnie nigdy by się nie zdecydowali na ten krok, jednak sytuacja była wyjątkowa. Po obu stronach Harry'ego usadowili się Parkinson i Zabini. Snape w tym czasie skierował swoje kroki w stronę swoich komnat. Nauczyciel mamrotał pod nosem ciche przekleństwa od adresem Lockharta oraz jego bezgranicznej głupoty.
– Uroczyście otwieram zgromadzenie sztabu kryzysowego – poważnym tonem rozpoczął Blaise.
Harry zgromił go wzrokiem, a Nott chicho zachichotał.
– Dobra Harry, tłumacz się – rozbawiony powiedział Draco.
– Czemu miałbym to robić? – spytał sceptycznie Potter. Nie za bardzo miał ochotę prowadzić tę rozmowę, ale po minach zgromadzonych było widać determinację do wyciśnięcia z niego każdej kropli przydatnych i interesujących ich informacji.
– Och daj już spokój. Mi powiedziałeś, ale im już nie? – rzuciła Pansy. Nie wiedziała za bardzo po co jej zielonooki przyjaciel nie chce wprost przestawić reszcie swój plan, mimo że przed nią nie miał do tego większych oporów.
– Zaraz to ty o wszystkim wiedziałaś? – zapytał zaskoczony Theo.
– Oczywiście – odpowiedziała.
– Jak? – spytał zdezorientowany Blaise.
– Bo w przeciwieństwie do was umie używać oczu – ironicznie odparł Harry.
– Co? - równocześnie spytali chłopcy.
– Harry już wcześniej "przymilał się" do naszej słodkiej Weasley – powiedziała brunetka ze satysfakcją w głosie. Nie lubiła Ginny i nie kryła się z tym. Głównie dlatego, że spoufalała się z szlamami, ale był też bardziej przyziemny powód tej nie chęci. Wszystko było winą Hermiony. Mugolaczka miała czelność obrażać ją na plecami. Nie był to duży grzech, który wymagał zemsty, ale zraniona duma czystokrwistej dziedziczki starego magicznego rodu nie był, czymś co warto lekceważyć.
– Po co? – tym razem spytał Draco.
– Pamiętasz, jak spotkaliśmy się na Pokątnej w wakacje? – przytaknął. – No właśnie, Ruda nie patrzyła przed siebie i na mnie wpadła, a że potem przypałętała się reszta zardzewiałych, to te półmózgi zaczęły wielką kłótnię. Głównie Ron, wrzeszczał tak, jakbym miał te jego durną siostrę zabić. Biedna i naiwna Ginny została przeproszona. Przy okazji prawie zemdlała, jak pocałowałem ja w rękę.
– Zaraz, zaraz po co ty ją w rękę całowałeś? - wtrąciła się Parkinson. Te informacja była mocno wybijająca z rytmu. Przez myśl ciemnowłosej przebiegło, że być może myliła się co do motywacji i celu tych całych machinacji.
– Żeby się upewnić, czy nasza mała Gryfonka się we mnie zakochała – odparł z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.
Reszta Ślizgonów na chwile zamilkła. Harry musiał po napawać się swoim geniuszem, Pansy zdezorientowaniem i szokiem reszty. Draco wbił nieobecny wzrok w podłogę, Blaise pozwolił opaść swojej szczęce w niekontrolowany sposób i także zagłębił się w myślach, za to Theodor zakrył dłonia usta i wlepił spojrzenie w zaintrygowany rozmową portret Salazara Slytherina.
– Czyli... zamierzasz omamić Weasleyową, zagrać na jej uczuciach, a później porzucić biedne dziewczę, łamiąc brutalnie serce? Dobrze rozumiem? – spytał w końcu Nott. W końcu chłopak zaczął powoli łączyć fakty i tworzyć obraz zaistniałej sytacji.

CZYTASZ
Zerwane Więzi
FanficHarry Potter od dziecka był gnębiony i poniżany. Kiedy dowiedział się o Hogwarcie chciał zacząć wszystko od nowa. Jednak los jak zwykle był przeciwko niemu. Co zrobi, gdy dowie się, że jego bratnią duszą jest Voldemort? Dołączy do niego, czy będzie...