Rozdział 21 Spisek

153 13 2
                                    

Zapadła cisza. Do salonu weszła dwójka Ślizgonów i z miejsca zaczęli przyglądać się dorosłym o nieodgadnionym wyrazie twarzy. Małżeństwo zadawało sobie tylko jedno pytanie „Słyszeli?". Nic jednak nie potwierdzało ich obaw. Nieświadomy spokój roztaczał się na młodych twarzach, a oczy szukały kontaktu z dwoma postaciami na kanapie.

– Dobrze, że już jesteście. Usiądźcie – rzekła z minimalnym uśmiechem Narcyzna.

Wewnątrz niej nadal szalała burza, a pod maską arystokratki skutecznie się chowała.

Takie chowanie emocji posiadało zalety i wady. Oczywiście z przytłaczającą ilością tych drugich, przynajmniej dla czystokrwistych. Było dla nich normą utrzymywanie pozornej obojętności i nikt nie przejmował się problemami z nich wynikających. Przecież chowane emocje nie znikają. Kumulują się jak magma i czekają aż ciśnienie doprowadzi do erupcji.

Chłopcy usiedli na drugiej kanapie i cierpliwe czekali.

Narcyza rzuciła szybkie spojrzenie na męża, na co ten odchrząknął i zaczął:

– Doszły nas słuchy, że doszło w szkole do ataków. Niestety rzadko dyrektor – wręcz wypluł tytuł Dumbledore'a pokazując swoja jawną niechęć do jego osoby – informuje o sytuacji w szkole, a jeśli już są to zwykle kłamstwa albo półprawdy. Lepiej pytać źródła z pierwszej ręki.

Draco automatycznie wziął głęboki oddech i rozpoczął sprawozdanie:

– Coś petryfikuje uczniów. Ale też zwierzęta. Na razie to same szlamy, więc reszta jest przerażona. Na ścianie pojawił się w Halloween napis i tam było coś o dziedzicu Slytherina i Komnacie Tajemnic. Nikt nie wie co kto i dlaczego to robi – wymienił spojrzenie z Harry'm. – Niektórzy szukają, tego który za tym stoi. Dyrektor zaprzecza, że jest jakieś niebezpieczeństwo, ale przecież bez powodu kilka osób nie leży w skrzydle szpitalnym, prawda? Jeszcze Lockhart I ten jego klub pojedynków. Przynajmniej Granger skończyła trochę poturbowana.

– Cóż dobrze, że nam wszystko opowiedziałeś synu. Kolacja będzie o 17.00 – przerwał mu ojciec, poderwał się z kanapy i szybko wyszedł z pomieszczenia.

Narcyzna rzuciła chłopcom przepraszające spojrzenie i podążyła za Lucjuszem.

Harry zmarszczył brwi oglądając to. Czuł, że coś tu jest nie tak. Po minach Malfoyów było widać, że coś ukrywają.

– Twoi rodzice się pokłócili? – bardziej stwierdził niż zapytał.

Draco nie odpowiedział, jednak cień jaki położył się na jego twarzy wręcz krzyczał potwierdzenie.

Harry nie zareagował i z typowym dla siebie nagłym i bezpodstawny sposób zmienił temat. On skończył jeden temat, a czy inni uważali to samo to inna kwestia.

Zwrócił uwagę na zbroję stojącą w kącie. Podszedł do niej i zaczął się jej przyglądać z zainteresowaniem.

Metalowe płyt lśniły, choć widoczne były liczne rysy i przetarcia wskazujące na to, że ktoś ją używał. W „rękach" zbroja trzymała miecz. Na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał jednak przy odpowiednio bliskim stanięciu do niego na klindze jaśniały złote runy. Bowiem wpleciono w niego zaklęcia, aby pomóc władnącemu nim. Na rękojeści widniały małe kamienie o kolorze świeżej, żywej trawy oliwiny. Symbolizuje dumę i sławę, tak dobrze pasujące do rodu Malfoy.

– Do kogo należała? – spytał z nienacka Harry.

Draco gwałtownie podniósł głowę wyrwany że swoich myśli. Zdezorientowanym wzrokiem spojrzał na przyjaciela.

Zerwane WięziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz