VII. Pierwsze morderstwo

12 2 1
                                    

Odwróciła się w stronę lasu orientując się, że domu nie chroni już żadna przezroczysta, lejąca się bariera. Gabriel i Mike byli w środku, a Ezechiel i Aleks nadal nie wrócili. Została sama z jedyną okazją do ucieczki. Mocno wahała się co zrobić.
Podpisała na siebie wyrok. Nie mogła się już wycofać i udawać, że nic się nie stało. Odchodząc: może mogła jeszcze liczyć na jakieś inne, spokojniejsze życie zdala od nich wszystkich. Musiała spróbować. To była jej jedyna szansa.

Weszła z powrotem do domu, mówiąc im głośno, że idzie się położyć do otwartego pokoju obok salonu. Nie protestowali. Wzięła ze sobą zieloną walizkę i odczekała kilkanaście minut, upewniając się, że oboje są czymś zajęci i nie będą jej od razu szukać gdy zniknie.
Jej plan był prosty: dotrzeć do głównej drogi, która znajdowała się niedaleko i wsiąść do taksówki lub złapać stopa, odjeżdżając jak najdalej się da i wyjmując pieniądze z bankomatu.

To ma sens - przekonywała się sama, przeskakując z łatwością przez płot.
Natychmiast zaczęła biec licząc się z tym, że jej czas jest ograniczony. Skręciła w lewo i już miała wychodzić z lasu gdy doznała mocnego szarpnięcia i upadła na ziemię. Poczuła koszmarny ból w plecach które uderzyły o jakąś gałąź, ale nie to było najgorsze. Ukazała się jej postać kobiety, a raczej tego co z niej pozostało. Miała wystające kości na twarzy, szare długie zęby i była cała we krwi. Natychmiast się na nią rzuciła. Holly krzyknęła i próbowała ją powstrzymać przed wbiciem zębow w jej szyję. Kobieta była bardzo silna, a Vain nie dawała sobie rady. Była przerażona i za wszelką cenę próbowała ją z siebie zrzucić, ale traciła siły. Ta wiła się i szarpała, próbując ją ugryźć. To była walka o przetrwanie.
- Ja pierdole, Ez!!! - krzyknęła Vain, gdy zakrwawione usta i wielkie, szpiczaste zęby kobiety zbliżyły się do jej tętnicy szyjnej, a ona nie miała siły jej zatrzymać.
Wstrzymała oddech i zamknęła oczy, a w tym samym czasie rozległ się głośny huk, otworzyła je i zauważyła smugę białego światła. Usłyszała przeraźliwy krzyk opętanej kobiety, która zaraz potem opadła obok niej na ziemię, a jej oczy wysunęły się do góry i zniknęły za mgłą.
Nie od razu Holly zrozumiała co się wydarzyło. Dyszała głośno, próbując unieść się na rękach, ale brakowało jej sił. Gdy wstała, zachwiała się mocno i musiała oprzeć o pobliskie drzewo żeby nie zwymiotować. W końcu i tak to zrobiła, brudząc sobie buty. Po paru sekundach zorientowała się, że nie jest sama. Ezechiel stał bez słowa naprzeciw niej z zakrwawionym nożem w dłoni.

- Dzięki - odpowiedziała, ledwo wydobywając z siebie głos.

W tym samym momencie podszedł do niej bez słowa, szarpnął ją za ramię, coś trzasnęło i przeniosło ich do domu.

Znowu niemalże straciła równowagę. Przetarła spoconą twarz, gdy do salonu z impetem weszli blondyn i brunet.

- Mieliście jej pilnować, do cholery! - Usłyszała krzyk wujka, patrząc z przerażeniem na swoją zakrwawioną bluzę.

Zdjęła ją przez głowę i usiadła na podłodze przy ścianie, zamykając oczy.
Przypomniała sobie szarą sukienkę i ostre jak brzytwa zęby czegoś, co przypominało kobietę, ale najwyraźniej nią nie było. Nie była w stanie skupić się na tym co mówią inni w pokoju, dopiero po chwili zorientowała się, że ją wołają.

- Co? - Ocknęła się, widząc nad sobą trójkę stojących facetów.

- Widzisz, co zrobiłeś? - usłyszała jak wujek zwraca się do blondyna, który wydawał się wkurzony.

- Wracaj, a ja to załatwię - odpowiedział, a jeszcze bardziej zły Ezechiel rzucił mu nóż pod nogi i po chwili pstryknął palcami, znikając.

Mike podszedł do niej natychmiast i uklęknął, głaszcząc ją po brudnych włosach.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz