XXVII. Diabeł ubiera sie w Kairze

1 1 0
                                    

- Nie rozumiem.

Holly Vain nieświadomie cofnęła się o kilka kroków. Dotknęła tyłem nóg niskiej ławy, zatrzymując się. Sayid wstał i podszedł bliżej.

- Już się kiedyś spotkaliśmy - powiedział.

- Kiedy? - Zapytała, czując że nie powinna była tam przychodzić.

Zatęskniła nawet za Michałem.

- Na pogrzebie twojej rodziny - odpowiedział, gdy poczuła jak coś ścisnęło jej się w gardle. To była ulga.

- Po której jesteś stronie? - Zapytała, choć bała się odpowiedzi, jednocześnie próbując przypomnieć sobie jego twarz z tłumu ludzi którzy przyjechali na ceremonię. Bez skutecznie.

- Nie chciałem cię zdenerwować - powiedział nagle, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Znałem twoich rodziców, możliwe że mnie nie pamiętasz bo jestem od ciebie starszy.

Odetchnęła z wielką ulgą, cała spięta. Nie miała siły na kolejne potyczki czy ucieczkę. Była w pokoju z dorosłym facetem sam na sam. Teoretycznie mógł zrobić z nią co chciał. Poczuła przez chwilę nienawiść do Michała który ją tam zostawił. Co jeśli Sayid byłby tym złym? Co jeśli chciałby wyciągnąć od niej jakieś informacje albo by ją porwał?

- Chcesz się czegoś napić? - Zapytał. - A może chcesz olać to co mówił Michał i przejść się ze mną do Miasta Umarłych teraz? Nie mamy zbyt wiele czasu. Berło którego szukamy prawdopodobnie jest gdzieś tam ukryte.

- Myślisz że nie schował tego berła u siebie w domu? Albo nie zesłał do piekła?

- Napewno nie. - Sayid sięgnął po coś do szafki i przez ułamek sekundy zauważyła że był to nóż.

Schował go do kieszeni i wyszedł na chwilę z salonu, wracając z brązowym plecakiem zawieszonym na ramieniu.

- Zaraz - zastopowała go, zatrzymując ręką. - Czy ty masz jakieś moce czy jesteś człowiekiem?

- Jestem człowiekiem - odpowiedział, patrząc na nią swoimi brązowymi oczami. - I skąd pewność że to wyklucza jakieś moce?

Nie zważając na jej dłoń, wyminął ją i poszedł w stronę drzwi.

- Idziesz? - Zapytał zniecierpliwiony, odwracając się w jej stronę. - Czy wolisz czekać na Michała i tracić czas?

Wzięła wdech i skinęła głową, ruszając w jego stronę. Po kilku minutach wyszli na zewnątrz. Od razu uderzyła ją fala gorąca. Promienie słońca padły jej na twarz i chwilowo nic nie widziała. Po kilku sekundach założyła na głowę abaję i ruszyła za Sayidem który czekał na nią cierpliwie koło bramy wejściowej. Puścił ją przodem i wyszli na zewnątrz. Okolica jego domu nie była tak ruchliwa jak centrum które znajdowało się niewiele dalej. Zsunęła szaty bardziej na twarz próbując ukryć swoją zbyt jasną skórę. Sayid nie różnił się zbyt wiele od innych jednak jego włosy były dłuższe a ubranie bardziej wojskowe niż noszą miejscowi.

- Trzymaj się blisko mnie - powiedział, odwracając się za chwilę. - Nie możesz się zgubić, nie patrz na innych, nie rzucaj się w oczy.

Nie odpowiedziała tylko szła za nim, ledwo nadążając. Mimo iż nie był bardzo wysoki to ciężko było jej dotrzymać mu kroku. Szli długo, trzymając się mniej uczęszczanych ulic. Żar lał się w nieba, czuła się spocona, przegrzana i brudna. Gdy wreszcie dotarli na miejsce, przemierzając kawałek drogi taksówką, uderzył ją widok zniszczonych, bardzo starych i rozpadających się budynków. Były niskie i przypominały bardziej krypty lub wejścia do podziemi niż dom. Nie wszystkie gdyż było ich bardzo wiele. Zauważyła pranie zawieszone na linach i dużo ludzi którzy kręcili się wokół. Jakieś dziecko przebiegło jej koło nogi gdy cofnęła się, przerażona. Nie wiedziała co dokładnie wywołało w niej ten strach, jednak czuła narastający niepokój. Sayid nie zareagował tylko wskazał głową w którą stronę mają iść. Nagle zatrzymał się i prawie na niego wpadła, gdy wyciągnął z kieszeni nóż.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz