XVIV UCIECZKA

3 1 1
                                    

Szli w stronę bazyliki gdy nagle ciszę przerwało głośne wycie syren, które rozbrzmiały na całym Placu Św. Piotra w Watykanie. Obejrzała się na Michała, który patrzył przez siebie. Poczuła jak czas stanął w miejscu gdy znów się odwróciła aby podążyć za jego wzrokiem. W oddali, kilka metrów przed nimi, stał Lucyfer, trzymając przy sobie Ezechiela. Gdy ich zauważył, uśmiechnął się i pstryknął palcami, sprawiając że oboje zniknęli.

- Nie! - Krzyknęła, chociaż dźwięk jej głosu został zagłuszony przez syreny. - On zabrał Ezechiela, musimy mu pomóc!

- Nie teraz, Vain - Michał złapał ją za ramię, nie pozwalając pobiec w tamtą stronę.

Ludzie zaczęli się rozchodzić, niektórzy uciekali, nie widząc co się dzieje. Plac się przerzedzał, usłyszeli również odgłosy wozów policyjnych.

- Musimy stać wiać - usłyszała głos Michała, gdy łza spłynęła jej po policzku.

W sekundę zniknęli i po chwili znaleźli się w korytarzu domu Ezechiela.

- Co ty robisz?! - Krzyknęła, przerażona, wyrywając od niego rękę. - Musimy go ratować!

- Oni zniknęli, Vain - próbował ją uspokoić, chociaż sam był wzburzony. - Nie znajdę ich, nie jestem Bogiem.

Przetarła twarz dłonią i kucnęła, próbując się uspokoić. Serce biło jej mocno, próbowała uspokoić oddech.

- Więc musimy wezwać Boga - powiedziała po chwili, wstając. - Masz rację, nie jesteś Bogiem, ale mogę go tu sprowadzić.

- On nam nie pomoże - odpowiedział surowo Michał, gdy otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. - Nawet nie próbuj.

Stała przez chwilę i patrzyła na niego tępym wzrokiem , a później odwróciła się i weszła do salonu.

- Vain! - Krzyknął za nią, gdy zaczęła przeszukiwać szuflady. - Bóg nam nie pomoże - powtórzył. - Bo zniknął.

Przerwała na chwilę poszukiwania i powoli się wyprostowała, odwracając w jego stronę.

- Jak to zniknął? - Zapytała, nie rozumiejąc.

- Próbowałem go wezwać, inni też. Zniknął. Zostawił nas. Musimy sobie poradzić sami.

- Niemożliwe - podeszła bliżej. - Pozwól mi chociaż spróbować.

Zastanowił się przez chwilę, a później sięgnął do kieszeni i wyjął z niej czarny różaniec.

- Spróbuj z tym. Poczekam w kuchni.

Skinęła głową, biorąc od niego znany już jej przedmiot. Wcześniej udało jej się wezwać Boga. Liczyła na to, że tym razem również się jej to uda. Gdy wyszedł podeszła do kanapy i postanowiła paść na kolana. Było jej już wszystko jedno. Zamknęła oczy, ściskając mocniej różaniec w dłoni. Zaczęła prosić Boga o pomoc. Błagała aby zjawił się i pomógł im. Modliła się. Ale nic się nie wydarzyło.

Po pół godziny bezowocnych starań wstała z kolan, waląc otwartą dłonią w stół. Czuła frustracje i bezsilność. Gdy się odwróciła zauważyła Michała, który stał w progu, opierając się o framugę z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Mówiłem - powiedział, chociaż jego głos zabrzmiał łagodnie i nie wyczuła w nim pretensji. - Nie pozwolę aby Lucyfer go zabił. Obiecuję... Ale musimy to załatwić sami.

Rozłożyła ręce w geście poddania i podeszła do niego aby oddać mu różaniec.

- To się już nam chyba nie przyda - powiedziała smutno.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz