VIII. Uczuciowy rollercoaster

11 2 1
                                    

Minęły długie godziny podczas których bezskutecznie próbowała nawiązać jakiś kontakt z Bogiem. Miała do dyspozycji wiele symboli, Mike pokazał jej zaklęcia, sama też robiła wszystko aby znowu jej się to udało. Bezskutecznie.

Gdy wróciła do kuchni i opadła na krzesło, poczuła nagle ogromny głód. Zapominała o podstawowych potrzebach życia codziennego. Skorzystała z łazienki i zrobiła dla wszystkich kanapki z resztek, które znalazła w lodówce.

- Możesz spać w tym pokoju - powiedział Mike, wskazując pomieszczenie z którego wcześniej uciekła. - Jest twój.

- Dzięki - odpowiedziała, patrząc przez okno.

Zachowała niebieski wisiorek, który teraz miała na szyi. Obróciła go w palcach.

- To wszystko wydaje się takie...

- Wiem.

Dokończyła kanapkę, a później wstała, przechodząc do salonu w którym na czerwonej kanapie siedział blondyn. Oparła się o futrynę drzwi i patrzyła jak przeglądał stare księgi, szukając jakiegoś rozwiązania. Minęło kilka minut gdy nagle odwrócił się w jej stronę. Natychmiast się wyprostowała i podeszła bliżej, zmieszana całą sytuacją. Nie wiedziała czemu od razu tego nie zrobiła.

- Jakieś rady po powrocie do szkoły? - zapytała, siadając koło niego.

Ogień w kominku przygasał i zaczynało robić się bardzo ciemno. Ich kolana lekko się stykały. Wyczuć można było między nimi napięcie.

- Nie daj się zabić - odpowiedział, odwracając się w jej stronę.

Patrzyli na siebie, a sekundy wydawały się wiecznością. Po chwili usłyszeli jak Mike wchodzi do salonu i oboje nagle wstali. Uniósł brwi, zdziwiony ich reakcją.

- Chyba coś mam... - powiedział, pokazując im zdjęcie rudowłosej nauczycielki, którą niedawno poznała.

- To Kasandra. Uczy mnie numerologii - odpowiedziała, podchodząc do niego i biorąc telefon do ręki.

- Okazuje się, że pracowała w paryskiej parafii świętych Piotra i Ludwika ks. Pierre Vivarès. To oni sprawowali nadzór nad relikwią korony cierniowej, która wcześniej była w katedrze Notre Dame - wytłumaczył im. - To od niej powinniśmy zacząć - dodał, zwracając się do Vain.

Zgodziła się i w duchu ucieszyła z tego, że to będzie ona, a nie Smith. Domniemany Lucyfer przerażał ją dużo bardziej, niż każdy inny. Miał w sobie coś niepokojącego i szalonego zarazem.

- Nie mogę puścić jej tam samej - powiedział nagle blondyn, rzucając książkę na stół.

Wydawał się zdenerwowany.

- Chyba chciałeś powiedzieć "nie możemy"? - przejął pałeczkę brunet, znowu unosząc brwi. - Ezechiel decyduje, nie ty. Poza tym dopiero co zamknąłeś ją w piwnicy mówiąc, że nie będziesz jej nianczyć.

- Dam sobie radę - zwróciła się do blondyna, zaskoczona jego nagłą troską i wkurzona komentarzem. - Jestem potężniejsza niż ty, miałam kontakt z Bogiem... - dodała, widząc że go to nie przekonało.

Przewrócił oczami i westchnął, patrząc na złoty zegarek zawieszony na ścianie.

- Prześpijmy się i porozmawiamy o tym rano, jak wróci Ez - rozkazał, a po chwili wyminął ich i wyszedł.

*
Przebrała się w czarną sukienkę i umyła włosy. Próbowała zasnąć, ale była zbyt zdenerwowana by mogło jej się to udać. Popatrzyła na zegarek który wskazywał północ. W domu panowała całkowita cisza. Po kolejnej godzinie wstała i ubrała na siebie biały, krótki sweter z dużymi, drewnianymi guzikami a do tego ciemne japonki. Wyszła z pokoju i domu, siadając na werandzie. Minęła dłuższa chwila nim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Na dworze padał deszcz. Lubiła zapach trawy, który unosił się wtedy w powietrzu. Oparła się o huśtawkę i zamknęła oczy, starając się uspokoić myśli.

- Chyba nie próbujesz uciec, co Vain? - usłyszała za plecami głos blondyna, który najwyraźniej stał tam przez cały ten czas.

- Siadając na ławce? - Zapytała kpiącym tonem. - Co tu robisz? - dodała, przyglądając się jego twarzy w półcieniu.

- Myślałaś, że zostawiłbym cię bez nadzoru po tym co ostatnio odstawiłaś? - Podszedł do drewnianej barierki, łapiąc ją dłońmi i przyglądając się czemuś w oddali.

Po chwili wstała i podeszła do niego. Starała się nie myśleć o tym jak dobrze wyglądał w tamtej chwili. Miał na sobie bluzkę z krótkim rękawem koloru khaki, która uwypuklała wszystkie jego atuty.

- Idę spać... - powiedziała, chcąc przerwać tę scenę.

Gdy odchodziła złapał ją za nadgarstek i przyciągnął w swoją stronę. Widziała jak się wahał, ale położył dłoń na jej plecach i pocałował ją bardzo mocno, opierając się plecami o barierkę. Dosłownie czuła jak szybko biło mu serce gdy ją puścił.

Gdy otworzyła oczy, zamarła. Odsunęła się natychmiast, patrząc przed siebie. Zdziwiony jej reakcją Gabriel obejrzał się i również zauważył przyglądającego się im z grobową miną Ezechiela.
Nie miała pojęcia dlaczego Gabriel to zrobił. Prawdopodobnie był to zwykły impuls, rozładowanie napięcia które między nimi było od samego początku. Jego nastrój zmieniał się bardzo szybko.

- Chyba się nie zrozumieliśmy, gdy poprosiłem cię abyś ją pilnował, to chodziło mi o coś innego - zaczął, nie ruszając się z miejsca. - To moja rodzina, do cholery! - krzyknął. - Oczekuję... Odrobiny szacunku i zdrowego rozumu - dodał, podchodząc do niego bliżej. - Wynoś się - wszedł w słowo blondynowi, gdy ten chciał coś na to odpowiedzieć.

Posłuchał go i wyszedł, zostawiając Vain z nim samą.

- Nic nie znalazłem. Aleks wrócił już do szkoły - powiedział normalnym tonem, przyglądając się jej intensywnie.

- Okej - odrzekła krótko, drapiąc się po karku. - Czy mogę już...?

- Idź. - Odsunął się zirytowany, pozwalając jej wejść z powrotem do domu.

*

Gdy obudziła się rano zaczęła się zastanawiać czy to wszystko jej się nie przyśniło. Wiele złych i dobrych rzeczy wydarzyło się w krótkim odstępie czasu. Mimo wspaniałego pocałunku nie wstała tego dnia w dobrym humorze. Miała wrócić wieczorem do zamku i zaczynała się już denerwować. Nie podobało jej się również to, że nie będzie już widziała Gabriela. Znali się jeden dzień, ale czuła jakąś dziwną siłę, która go do niego ciągnęła. Nie mogła przestać o tym myśleć.

Wyszła z pokoju o godzinie dziesiątej. Miała rozpuszczone, wyprostowane włosy, brązową bluzkę na ramiączkach i czarne, wąskie spodnie. Założyła niebieski naszyjnik i ciemne buty.

- Ale ze mnie kretynka - powiedziała do lustra w przedpokoju, orientując się że chce wyglądać dobrze przy Gabrielu.

Na dworze świeciło słońce. Dom w którym się znajdowali był bardzo dobrze doświetlony z każdej strony świata. Nie zwiedziła wszystkich jego pokojów, ale domyśliła się, że inne sypialnie znajdowały się na piętrze. Nie wiedziała czy anioły w ogóle śpią. Otworzyła lodówkę i przytrzymała jej drzwiczki, szukając czegoś normalnego do jedzenia.

- Późno wstałaś - usłyszała za sobą głos blondyna.

Nie odwróciła się od razu. Nie miała pojęcia jak się zachować. Kilka godzin wcześniej zamknął ją w piwnicy, a później pocałował. Ich relacja nie była normalna.

- Mike się czegoś dowiedział? - zapytała, gdy nie mogła już dłużej przeciągać tej chwili.

Jego bluzka była mokra od potu. Wycierał szyję ręcznikiem. Chyba biegał.
Miał na sobie te same ubrania co ubiegłej nocy.

- Nic nowego - odpowiedział krótko.

Pokiwała głową w momencie gdy w kuchni pojawił się Ezechiel.

- Wracamy wcześniej, plany się zmieniły - powiedział, stając koło Gabriela.

- Kiedy? - Zapytała z niechęcią.

Nie marzyła już o ucieczce. Wręcz przeciwnie: nie chciała już stamtąd wychodzić.

- Teraz - odpowiedział, wyciągając do niej dłoń.

Podeszła do niego powoli i rzuciła ostatnie spojrzenie Gabrielowi, a po chwili dotknęła jego ręki i zniknęli, przenosząc się do pałacu.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz