XVI. Młody Bóg

6 1 1
                                    

Lucyfer zniknął wraz z Aleksem. Prawdopodobnie wziął go ze sobą jako kartę przetargową, możliwe że zabił, ale Holly nie chciała w to wierzyć. Nie mogła. Ze szkoły zniknęła również żona Archanioła. Wracanie tam było bezcelowe, więc została w domu Ezechiela wraz z łowcami. Mike i Gabriel całe dnie spędzali w terenie: na polowaniach i misjach o których nie chcieli jej mówić. Widziała tylko jak wracali umazani krwią lub zmęczeni, próbując to przed nią ukryć. Nie była jednak ślepa ani głupia. Coraz bardziej tęskniła za dawnym życiem i swoimi rodzicami. Odkąd dowiedziała się, że piekło i niebo istnieją, zyskała nadzieję, że gdzieś tam są. Że może kiedyś uda jej się sprowadzić ich z powrotem na ziemię. Albo chociaż się z nimi zobaczyć. Minęło kilka długich dni podczas których dowiedziała się tylko, że wrota piekieł są otwarte, a na ziemię spływają przeróżne potwory, demony, wampiry i inne stwory, które robiły ogromne zamieszanie na całej planecie. W telewizji pojawiły się niepokojące wiadomości, dziwne morderstwa i zaginięcia, które były z tym związane. Rozpętał się haos któremu nie mogli zapobiec. Było bardzo źle. Doskonale pamiętała o spotkaniu z Michałem, które miało nastąpić po tygodniu.

I gdy tydzień właśnie minął a słońce zaczęło zachodzić, usłyszała jak ktoś cicho otwiera drzwi. Stała nieopodal w otwartej kuchni i odwróciła się natychmiast na ich dzwięk. Zacisnęła mocno szmatkę, którą trzymała w dłoni, a wcześniej wycierała blat.

Wysoki mężczyzna z brązowymi włosami wszedł przez drzwi, stając naprzeciw niej i ukłonił się lekko, pokazując rządek białych, równych zębów. Był oszałamiający. Przez jasną koszulę widać było zarys dużych mięśni, miał także typowo męską, kwadratową szczękę i ciemne oczy. Pomyślała, że tak powinien wyglądać Bóg. Szybko jednak się opamiętała, cofając się i wykrzykując imię Ezechiela, który po chwili pojawił się obok niej i wyminął ją, aby go uściskać.

- Dobrze że jesteś - powiedział do przybysza, który serdecznie go przywitał.

Sprawiał wrażenie bardzo miłego i ułożonego. Biła od niego dobroć.

- To Asmodeusz - wyjaśnił Ezechiel, odwracając się w jej stronę. - Jest po naszej stronie.

- Asmodeusz? - Powtórzyła, świadoma znaczenia jego imienia. - Przecież to demon!

Wymienili między sobą znaczące spojrzenia, jednak na twarzy nowego nadal błądził lekki uśmiech.

- Ty zapewne jesteś Holly Vain - odezwał się, a jego głos również wydawał się kojący i niski. - Dobrze cię w końcu poznać.

Podszedł nieco bliżej, wyciągając do niej dłoń. Zawahała się, lecz po chwili ją uścisnęła. Była ciepła i miękka. W tym samym czasie w korytarzu pojawił się Michał i poczuła jak uśmiech o którym nawet nie zdawała sobie sprawy powoli zaczął spływać z jej twarzy. Puściła jego dłoń i odsunęła się nieco, poprawiając jasnoniebieską koszulę. Postanowiła tego dnia ubrać się schludniej niż zwykle, mając w głowie oficjalne stroje wujka i Michała, który również miał na sobie koszulę.

Nastała chwila ciszy którą przerwało zejście ze schodów Mike'a i Gabriela. Od razu usiedli przy stole, witając się ze wszystkimi. Rozsunęli go w taki sposób że był teraz dłuższy i dostawili kilka krzeseł, które stały nieopodal. Holly zajęła miejsce koło Gabriela, a ku jej zaskoczeniu Asmodeusz usiadł po jej drugiej stronie. Oddychała szybciej niż zwykle, czując przypływ wielu emocji, które jej wtedy towarzyszyły. Dobrych, a także tych złych, które wyczuwała głównie od Michała, siedzącego naprzeciw niej.

- Musimy ustalić co robimy dalej - zaczął ponurym tonem wujek, kładąc dłonie na stole. - Świat pogrąża się w haosie. Insygnia zniknęły i nie możemy zamknąć wrót do piekieł. Lucyfer, Agnes i Aleks zniknęli. Ślad po nich zaginął.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz