II. Jesteśmy w niebezpieczeństwie

25 3 2
                                    

Zatrzymali się na skraju lasu, obserwując z oddali sylwetkę mężczyzny. Szedł szybkim krokiem w stronę jeziora, nie oglądając się za siebie. Miał na sobie czarny płaszcz z kapturem. Ciężko było stwierdzić z kim mieli doczynienia. Usłyszeli gong oznaczający rozpoczęcie kolejnych zajęć lekcyjnych. Nieznajomy zareagował na ten dźwięk i odwrócił się w ich stronę. Ledwo zdążyli ukryć się za drzewami.

- O mały włos... - wyszeptała, gdy mężczyzna ruszył dalej.

Aleks pokazał jej palcem aby się nie odzywała. Odczekali chwilę nim znów ruszyli za nim. Śledzenie kogoś wydawało jej się ekscytujące i straszne jednocześnie. Co jeśli by ich nakrył? I po co właściwie to robili? Czy to napewno był Smith? Nie znała jednoznacznej odpowiedzi na te pytania.
Jezioro okazało się być dużo dalej niż myślała. Minęły długie minuty nim w oddali ujrzeli spokojną taflę wody. Wokoło było bardzo cicho i pusto. Jedynymi elementami krajobrazu były drzewa o grubych pniach i mech pokrywający niemalże cały teren.

Łodź znajdowała się pod czarną płachtą. Nieznajomy odwiązał ją i wszedł do środka. Całość była zadaszona. Zauważyła że to katamaran, ale nie wyprowadzała Aleksa z błędu. Byli juz pewni z kim mieli doczynienia. Przeszukanie nie wchodziło więc w grę.
Odczekali chwilę, zastanawiając się co robić. Nie znajdując innego rozwiązania postanowili wrócić do pałacu nim ktoś zauważyłby ich nieobecność. Gdy już mieli odchodzić, przyjrzała się nazwie która widniała z boku katamaranu.

- Lux Ferre - przeczytała na głos, gdy Aleks złapał za jej dłoń.

Mogła przysięgnąć, że skądś kojarzyła te słowa.

- Chodźmy już - powiedział cicho czarnowłosy, popychając ją do tyłu. - Wrócimy tu w nocy.

Zamyśliła się na moment, ale po chwili oprzytomniała i razem pobiegli w stronę szkoły.
Reszta dnia upłynęła we względnej ciszy i spokoju. Podczas obiadu starała się nie zwracać uwagi na nauczycieli siedzących u szczytu jadalni. Ezechiel po prawej stronie stołu, a Edward po lewej. Widać było, że nie pałali do siebie sympatią. Co jakiś czas czuła na sobie spojrzenia innych uczniów, którzy zapewne uważali ją już za wariatkę. Dyrektorem był niski facet koło czterdziestki z dużymi, jasno-niebieskimi oczami.
Postanowili razem z Aleksem nie kusić losu i przełożyć swój plan na kolejną noc. Już teraz ich obecność wzbudzała zbyt wiele podejrzeń. Była pewna, że wujek domyślał się, że coś knują.

Następnego dnia był piątek. Ostatni dzień przed weekendem, podczas którego część uczniów opuszczała pałac i wracała do swoich domów na dwa dni. Gdy się obudziła na jej stoliku nocnym leżały: sterta książek, czarna pleciona torba, zestaw długopisów i zeszyty. Odnalazła również list. Zaspana, sięgnęła po niego dłonią i przetarła zmęczone oczy, aby z trudem móc odczytać małe litery.
"Wyjeżdżamy na dwa dni. Bądź gotowa dziś o osiemnastej."
Przeklęła w myślach. Mieli plany na tamtą noc i musiały one ulec zmianie. Nigdy nie była w domu wujka, nie wiedziała nawet że ma jakiś dom. Myślała, że mieszkał w szkole. Zdała sobie sprawę jak mało wiedziała o swojej rodzinie. Nigdy nikogo nie odwiedzali.
Ubrała się w niebieski mundurek i związała włosy w kucyk. Zabrała książki i wyszła z dormitorium jako ostatnia. Gdy była na schodach usłyszała gong rozpoczynający lekcje. Znów się spóźniła.
Weszła do sali pospiesznym krokiem. Biologia nie była jej ulubionym przedmiotem, jednak chciała tego dnia nie zwracać na siebie za bardzo uwagi.
Okazało się, że nie tylko ona nie dotarła na czas.
Aleksa również nie bylo. Co jakiś czas patrzyła na zegarek, wyczekując jego obecności. Mijały kolejne minuty nudnego wykładu o jelitach, gdy zastanawiała się jak duży konflikt musiał łączyć Smitha i jej wujka.
Następne zajęcia odbywały się na dworze. Liczyła na to że tam się spotkają, ale Aleks również się nie pojawił. Zaczęła się denerwować. Dlaczego był nieobecny? I jak miała się z nim skontaktować? Nie wiedziała nawet jak miał na nazwisko.
Po porannym w-fie udała się na późne śniadanie do dużej sali. Tam również go nie zastała.
Przypomniała sobie momentalnie, że nie miala nawet do kogo się odezwać. Nikt na nią nie czekał i nikt się nią nie interesował. Teoretycznie, gdyby zaginęła, nikt by jej nie szukał.
Bała się końcówki dnia i następnych zajęć. Numerologia i matematyka: przeczytała jeszcze raz z kartki aby się upewnić. Przełknęła głośno ślinę i wzięła kilka głębokich oddechów. Zjadła dużą miskę płatków i wyszła pospiesznie z jadalni. Czuła jak szybko biło jej serce, gdy zbliżała się do sali numer czterdzieści cztery. Bała się. Cholernie się bała znów go spotkać i spojrzeć mu w oczy. Ustawiła się w kolejce i przywitała z ciemnoskórą dziewczyną w warkoczykach. Nadal nie znała jej imienia. Drzwi otworzyły się punktualnie o godzinie dziesiątej.
Zebrała się na odwagę i zajęła miejsce w ostatniej ławce.
Smith sprawdził szybko obecność (czytając numery z dziennika, musiała się domyślić który był jej) i zaczął prowadzić swój wykład, tym razem o szatanie i demonach. Starała się nie patrzeć na niego i się nie odzywać. Wyciągnęła zeszyt i zapisywała to co im dyktował.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz