III. Nowy początek

22 3 2
                                    

Przecierała oczy ze zdumienia gdy dojechali na miejsce. Dom Ezechiela był ogromny. Umieszczony na dużej działce pośrodku lasu wyglądał jak odnowiony zamek. Zauważyła dziwne symbole umieszczone na betonowym płocie, ale nie miała czasu się im przyjrzeć. Gdy weszli do środka okazało się, że ktoś na nich czekał.

- Gabriel - przywitał się pierwszy z chłopaków.

Miał ponad trzydzieści lat, blond włosy i wygląd supermodela. Chyba nigdy wcześniej nie poznała kogoś tak onieśmielającego.

- Mike - powiedział drugi z nich, zdecydowanie wyższy i młodszy o kilka lat.

- Holly - odpowiedziała, ściskając im dłonie.

Zauważyła jak wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

Ściany korytarza i salonu były granatowe. Na samym środku stał wielki, drewniany stół z wygrawerowaną mapą świata. Wszystko w domu wyglądało jak z innej bajki. Niepasujące stoliki nocne stojące pod ścianami, duże blaszane regały z książkami i ciężkie, bordowe krzesła tworzyły okropny, architektoniczny chaos.
Usiedli we czworo przy stole. Nie miała pojęcia czy mogła zadać przy nich jakiekolwiek pytania wujkowi.

- Ezechiel... - zaczeła, przyglądając się swoim palcom u rąk. - Kto to, kurwa jest? - Wskazała na Gabriela i Mike'a, tracąc już cierpliwość.

- Hej! - zdenerwował się blondyn, waląc ręką w stół.

- Wybacz mu, jest porywczy - powiedział ten drugi, rzucając koledze mordercze spojrzenie.

- Ona musi wiedzieć. - Ezechiel zignorował ich wymianę uprzejmości i przeszedł do rzeczy. - Lucyfer... To znaczy Smith... - poprawił się natychmiast, jednak nie umknęło to niczyjej uwadze.

- Lucyfer? Jaki Lucyfer? - Wtrąciła od razu, patrząc pokolei na każdego z nich. - Mówisz o jego katamaranie?

Blondyn odchylił się na krześle i pokręcił głową, Mike posłał jej przepraszające spojrzenie, a Ezechiel wyciągnął dłoń i położył ją powoli na stole.
- Podaj mi rękę - powiedział cicho, podnosząc na nią wzrok.

Poczuła się lekko zażenowana jego prośbą, jednak po chwili wahania zrobiła to co mówił.
W momencie gdy ich palce się zetknęły zrozumiała, że traci świadomość i równowagę, przenosząc się w zupełne inne miejsce. Jak przez mgłę patrzyła na scenę, która rozgrywała się nagle bardzo blisko niej, ale bez jej udziału.

- Zabije wszystkich na których ci zależy, jeśli będziesz chciał mnie powstrzymać.

Postać Smitha zrobiła się bardziej wyraźna.

- Jeśli to zrobisz... konsekwencje będą ogromne, uprzedzam cię - odrzekł Ezechiel, podchodząc bliżej niego i ściszając głos. - Wyciągnąłem cię z czyśćca nad którym nie masz władzy, mogę cię tam wysłać z powrotem...

Kilka uczniów w niebieskich mundurkach minęło ich na korytarzu. Stali na samym środku pałacu, tuż obok drzwi wejściowych.

Holly odwróciła się do wujka nie mogąc uwierzyć, że był obok niej i również patrzył na odgrywającą się bez ich udziału scenę. Zrozumiała, że miała ona miejsce w przeszłości. Cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Była w szoku. Czy to był sen?

- O co chodzi? Co my tu robimy? - powiedziała do niego, ale wskazał jej dłonią aby patrzyła dalej.

- A skąd niby będziesz miał taką władzę? - Obruszył się Edward.

- Od ojca? - wyszeptał w odpowiedzi klon wujka.

Twarz Smitha natychmiast pobladła. Wyprostował się, rzucił mu mordercze spojrzenie i odszedł, popychając przez przypadek kilku uczniów.

W Internacie złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz