XXV

259 49 161
                                    


Powinien był wyrzucić ten przeklęty naszyjnik już parę lat temu. Powinien pozbyć się go już wtedy, po tej imprezie. Albo wtedy, kiedy przez parę dni jedyne, co był w stanie robić, to płakać. A już szczególnie wtedy, kiedy siedział w deszczu na boisku. Jednak wciąż go nosił. Przez cały ten czas go nosił.

Beomgyu przez dłuższą chwilę nic nie powiedział. Dlatego Yeonjun przeniósł dłoń z kostki od gitary, odnajdując tę młodszego i splótł ich palce. Drugą rękę położył mu w pasie i delikatnie go do siebie przyciągnął.

- Jun. - szepnął, jednak z ewidentnym niepokojem w głosie.

Próbował brzmieć jak najbardziej naturalnie, ale był teraz tak cholernie zestresowany, że wyduszenie z siebie jakiegokolwiek słowa mógł uznać już za niemały sukces. Yeonjun wydawał się zupełnie nie przejmować paniką w jego tonie, przyciągając go bliżej i mocniej chwytając go za dłoń.

- Puść mnie.

Gdyby Beomgyu spojrzał w górę, zderzyłby się z nim nosem.

- Dlaczego?

- Chyba słyszałem, jak Han mnie woła. - to jedyne, co przyszło mu na poczekaniu do głowy. Brat by go w tym momencie na pewno nie zawołał. Raczej domyślił się, że będą teraz rozmawiać.

- Nie udawaj głupiego. Dobrze wiesz, że nie o to pytam.

Przez chwilę po prostu tak stali. Na twarzy Yeonjuna powoli zaczął formować się ten typowy, znienawidzony przez Beomgyu uśmiech. Za to on sam nie był w stanie się ruszyć. Czuł na sobie jego oddech i musiał się bardzo powstrzymywać, żeby nie położyć mu wolnej dłoni na klatce piersiowej. Albo szyi.

Albo po prostu nie przyciągnąć go do siebie i nie złączyć ich ust.

- Yeonjun, proszę-

- Nie mów tak do mnie. - powiedział to tak potwornie sucho i z tak okropnie poważną miną, że Beomgyu pomyślał, że przed chwilą jedynie wymyślił sobie, jak delikatnie się uśmiecha. Serce stanęło mu w gardle.

- Jun. - wtedy odwrócił głowę, mrużąc przy tym powieki. Miał jakieś deja vu.

Jednak udało mu się wykorzystać moment, w którym Yeonjun próbował uspokoić emocje i zdołał się od niego wystarczająco odsunąć. Już miał sobie iść, zwyczajnie uciec od problemu i udawać, że jego serce wcale nie zaczęło bić szybciej, a twarz nie stała się idealnym przykładem jednego z odcieni różu.

Ale, niestety, Yeonjun wciąż trzymał go za dłoń.

- Nie odpowiedziałeś mi. - starszy powiedział, bardziej zaciskając chwyt.

Beomgyu spojrzał na niego pytająco, a ciemne oczy Yeonjuna odnalazły te jego. Od razu potem znów uciekł wzrokiem. Powoli przestawał widzieć sens w udawaniu, że nie ma pojęcia, o czym rozmawiają, ale już za daleko w to zabrnął. Przecież od samego początku doskonale wiedział, o co on go pyta.

- Dlaczego nadal nosisz tę kostkę?

Beomgyu kolejny raz nie mógł nic z siebie wydusić. Miał wrażenie, że cokolwiek nie powie, każda odpowiedź będzie zła. Albo będzie nieszczery z nim, albo z samym sobą. Albo z nimi obydwoma naraz. Nie był już w stanie wymyślić nawet najbardziej bezsensownej wymówki.

- Dlaczego jej nie wyrzuciłeś? Nie oddałeś mi? Czemu za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę, to ty wciąż masz ją na szyi, zupełnie tak, jakby nic nie znaczyła?

Beomgyu wydawało się, że słyszał to pytanie już tysięczny raz. Co prawda zawsze w nieco innej formie.

Dlaczego ciągle to nosisz?

Still Into You || yeongyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz