Minęły dwa dni odkąd duo zrobiło sobie tatuaż. James czuł się coraz gorzej. Tamtego dnia nie miał nawet siły wstać z łóżka, dlatego po prostu e nim został. Czuł, że jego ciało jest okropnie ciężkie jak jakiś gamień, a on nie ma nad nim najmniejszej kontroli. Został więc w ciepłym łóżku aż do godziny jedenastej co wzbudziło zainteresowanie ojca. Wszedł do jego pokoju i zapytał, gładząc go po głowie:
- Jimmi, wszystko gra?
James odkręcił się w jego stronę zaskoczony pytaniem. Jego oczy...Jego oczy znowu straciły swój blask...Nie były już szklisto- czarne z iskrą życia. Teraz były po prostu czarne i tak okropnie puste...
- Tak... Przecież wakacje są od spania.- powiedział starając brzmieć wiarygodnie.
- Na pewno, wszystko dobrze?- zapytał go ojciec.
- Tak...Po prostu odpoczywam.- odpowiedział mu pewnie.
- No dobrze... W takim razie wołaj jak coś będzie nie tak, dobrze Jimmi?- zapytał go, uśmiechając się do niego lekko.
- Jasne...- westchnął James.Miał ochotę płakać, ale z jego oczu nie chciała wylecieć ani jedna łza. Leżał i czuł jak jego serce rozsypuje się na maleńkie kawałeczki. Płacz dawał ukojenie, ale nie chciał nadejść jak na złość... James leżał więc aż do obiadu, czyli do wtedy, kiedy ciocia nie weszła do jego pokoju z pysznym spaghetti.
- Paniczu James! Obiad dla panicza. - powiedziała stawiając na szafce nocnej makaron- Panicz nie wstaje? Późna godzina, paniczu. Panicza bracia na podwórzu się bawią, a panicz smatri telewizor?- zapytała chłopaka, który wyciszał akurat odbiornik, którym próbował zająć swoje myśli.
- Tak wyszło...- westchnął.- Dziękuję za obiad ciociu.- uśmiechnął się do kobiety.
- Panicz choro wygląda... Czy panicz dobrze się czuć?- zapytała kobieta zerkając na jego nie opaloną twarz.
- Czemu?- zapytał biorąc się za tależ makaronu.
- Oh, jakoś panicz...Inny. Może ja powinna braciom powiedzieć?- zapytała.
- Nie, nie! Nie trzeba!- od razu zaprzeczył James.
- No dobrze, paniczu, ale słabo panicz wygląda.- przyznała, wychodząc z pokoju.
James przeniósł tależ makaronu i zimną lemoniadę na biurko. Z tamtąd oglądał jakiś program telewizyjny. Całkiem się w niego wciągnął. Popatrzył przez ogromne okno. Znowu zazdrościł braciom ich idealnych wręcz ciał... Popatrzył na prawie pusty już tależ... Wzięły go ogromne poczucie winy... Zjadł całość...Całość!
Przez chwilę zdrowo myślał i chciał napisać do swojej terapeutki, aby poprosić ją o szybkie spotkanie online, albo poradę, ale szybko zmienił zdanie...Na pewno napisze do braci, że do niej napisał... Nie może... Ale to poczucie winy...Było coraz większe i z każdą minutą narastało. Starał się zająć rozwikłaniem zagadki w ,,ukrytej prawdzie" ale jego myśli wręcz krążyły jak tornado, pochłaniając wszystko co dobre i zdrowe.- Nie, James... Zamknij się, wreszcie...- mówił sam do siebie.
Nagle pojawiła się jeszcze gorsza myśl... A bardziej to chęć... Chęć ukarania samego siebie... Chęć przyłożenia do siebie żyletki...- Nie, nie...Nie James...Nie możemy!- powtarzał. Poszedł nawet po worek zabawek antystresowych. Ściskał je, ale dalej nic... Wygrała chora chęć...
Tym razem padło na biodra. Czarne bokserki idealnie zakrywały kilka świerzych kresek.James nie wiedział kiedy czuł większe poczucie winy. Czy wtedy kiedy pierwszy raz od dłuższego czasu przegrał z żyletki, czy wtedy, kiedy zjadł tależ makaronu.
Minęły dwa dni. Jamesowi coraz ciężej było ukrywać epizod. Był coraz gorszy. Całe dnie siedział sam w pokoju ze słuchawkami na uszach, grając na jakimś instrumencie. Była nim najczęściej perkusja. Uderzał w bębny mocniej niż trzeba by było, aby wyładować swoją złość. Tamtego dnia było jednak bardzo ciężko. Dla niepoznaki siedział na dole wraz z braćmi przy stole. Nagle Will zaczął temat szkoły.
- O ja... W tym roku mamy więcej LAB-u z tą starą prukwą...- jęknął- Ona jest okropna!
- No jest...- potwierdził Charlie- ale to oststni rok z nią! Bynajmniej dla mnie!
- A mój dopiero drugi...- przyznał James. Nie lubił tej baby. Była okropna nawet dla braci Verumes...
- No ale co zrobisz?- zapytał Will.
- W poprzedniej szkole miałem O.k.r.o.p.n.ą ! Okropną! Babę od chemii... Oczywiście po moim coming oucie nie za wiele ludzi mnie akceptowało, ale no co zrobić? Ale ona? Ona była szczytem wszystkiego! Stawiała mi uwagi na każdej lekcji, kiedy mówiłem o sobie w formie męskiej... Ale przecież robiłem to dla mody. - westchnął- Ta to przy niej pikuś.- chciał go pocieszyć, ale nieświadomie wprawił braci w gorsze nastroje.
- Wszystko dobrze, Jimmi?- zapytał go tata.
- Tak. Tak, jest świetnie.- odpowiedział mu szybko, zdając sobie sprawę, że znowu ich sobą zmartwił.
CZYTASZ
Pamiętnik Jamesa Verumes II
Teen FictionJames Verumes powoli przyzwyczaja się do mieszkania wraz z braćmi i ojcem. Mężczyzna wreszcie go zaakceptował, a młody Verumes ma zacząć proces tranzycji. Czy będzie on jednak taki łatwy jak by się mu wydawało? Czy wreszcie będzie kolorowo, a może n...