Następnego dnia Jamesa na terapię odwoził tata.. Był wściekły. Kiedy wchodzili do ośrodka powiedział:
- Który toten Baran,syneczku?James przełknął ślinę. Nie chciał go wydawać, ale wiedział, że tata sam prędzej czy później się dowie... Zobaczył Filipa we wściekło czerwonej bluzie.
- Ten...Ten w czerwonym...- wyszeptał niepewnie. Z drugiej strony czuł satysfakcję...Tata od razu do niego podszedł. Filip kiedy zobaczył go obok Jamesa aż pobladł.
- Pan Filip...Biedny, chory z Ciebie chłopczyk...Prawda? Mówisz rzeczy, których wcale nie chcesz, prawda?- mówił przesłodzonym głosem.
Chłopak jedynie pokiwał głową, przestraszony.James patrzył na tatę z satysfakcją.
- Biedaczek...Nawet terapia Ci nie pomaga? Dalej mówisz rzeczy, których nie chcesz? Na pewno nie chciałeś...- powiedział Harry grzebiąc w kieszeniach- Miałem gdzieś kartkę... Oh! Mam- powiedział słodkim głosem, wyjmując ją z kieszeni.- Wypiszę Ci skierowanie na elektrowstrząsy...Na cito... W ciągu tygodnia Cię przyjmą...- westchnął ze sztucznym współczuciem, podając mu karteczkę- Mam nadzieję, że to Ci pomoże, biedactwo...- powiedział po czym odwrócił się na pięcie i złapał swojego syna za barki- A moje drugie biedactwo ma dziś inną terapię... -Gdzie jedziemy?- zapytał wyprowadzając go z budynku.
- Jak to, gdzie?- zapytał zdezorientowany.
- Potrzebujesz męskiego dnia z ojcem! Co wybierasz? Możemy jechać na koncert, do Zoo...Do Krakowa, możemy iść na ciekawy spacer...Albo pojedźmy na Wawel! - zaproponował.
- Może pojedziemy do zoo?- zapytał. Uwielbiał zwierzęta.
- Do zoo? Nie wystarczy Ci oglądanie małp na codzień?- zapytał uśmiechając się do niego szczerze- Ale skoro królewicz chce, królewicz dostanie.- powiedział, głaszcząc go po włosach.W samochodzie rozmawiał z synem na różne tematy.
- Chciałbym, aby nasza relacja była jak najlepsza... Ciężko będzie ją zbudować, ale mam nadzieję, że kiedyś się do siebie przyzwyczaimy... - powiedział, trzymając opalone ręce na kierownicy. Na jego palcach obecne były różne pierścienie... James po raz pierwszy zobaczył obrączkę. Harry nie zdjął jej nawet po śmierci jego żony...
- Tato, czemu każdy z nas ma Angielskie imię? Mamy zagraniczne korzenie?- zapytał zaciekawiony.
- Oh, Jimmi... Nas jest pełno na całym świecie, a wy macie angielskie imiona, ponieważ nie chciałem, aby mówiono na was w stanach dziwnie, przeinaczając...- odpowiedział mu.
- Chcesz z nami wyjechać do stanów?! Chłopaki mieszkali w stanach?!- zapytał zaskoczony.
- Chciałem jak byli mali...Ale moja żona się nie zgodziła i takim sposobem dalej jesteśmy w Polsce...- odpowiedział. - A propo... Moi rodzice są ze Stanów...A bardziej to tata... Mama jest w połowie francuską, w połowie polką...Wiesz... Jesteśmy światowi.- uśmiechnął się.
- Moi dziadkowie...Oni żyją?- zapytał zaciekawiony. Nie znał rodziny ojca, a rodzina mamy była zdecydowanie homofobiczna...
- Eee...Żyją. Ale są gorsi odemnie. - odpowiedział- Poznamy ich...Na święta...Przyjeżdżają z Włoch.- odpowiedział Harry smętnie.
- Gorsi od Ciebie? Tak się da?!- zarzatrował.
- Młody! Młody!- zaśmiał się, udając, że grozi mu palcem.Ogromne BMW zaparkowało przed bramą Zoo. Weszli i najpierw były ptaki. Harry był zajęty roślinnością.
- To jest piękny kwiatek...Irena, by mnie ukatrupiła jak bym go kupił... Travesura escotlita compromiso... Wyobraź sobie, że Percy go kiedyś zjadł...Irena panikowała jak głupia, a ja musiałem być tym złym i zrobić mu płukanie żołądka...- westchnął uśmiechając się lekko.
- Percy?!- zaśmiał się- Percy? On miał kiedyś dziwne pomysły?!- zapytał śmiejąc się.
- A wiesz, że więcej niż Charlie i Stasiek razem wzięci...- powiedział- Percy miał na prawdę dziwne pomysły...Raz postanowić sprawdzać struktury absolutnie wszystkiego... Irena była taka wściekł! Umazał jej całe ściany rękami... Albo Percy miał dziwne zamiłowaniem do jedzenia nie dobrych rzeczy... Zjadł mi połowę trujących kwiatów, dlatego musiałem je wszystkie wywalić...Ach... Kupiłem dopiero wtedy, kiedy skończył osiemnastkę... - zaśmiał się pod nosem, kładąc na nim swoją dłoń.
- Serio? Nie pomyślałbym...- powiedział zaskoczony, odwracając wzrok od papug.
- Serio, serio...Ale Twoi bracia nie byli lepsi! Na przykład Fred...Fred się wyłożył i trzeba było go szyć... Aby się nie przyznać próbował zszyć się sam...Wszyscy wiemy, że musiałem to kończyć ja...- westchnął dalej się uśmiechając - Ethan...Ethan... Uczył się jeździć na rowerze. Kupiłem najlepszy, najdroższy na rynku... On wjechał nim do stawu... Nie dość, że się zaczął topić to rower był całkiem nie sprawny...- zaśmiał się ponownie.- Albo! Stanley i Charlie tak rozrabiali, że Fredi ich zagipsował... Leżeli na kanapie, ale nie mogli wstać. Ale się na niego darli...
- Ja też nie byłem święty... Na mojej wsi baby mówiła, że Antychryst i nawet egzorcystę raz do mnie wezwały...No ale mniejsza z tym... Na halloween powiesiłem przed domem kościotrupa. Jedna prawie zeszła na zawał...- uśmiechnął się James, patrząc na ptaki w klatce.
CZYTASZ
Pamiętnik Jamesa Verumes II
Teen FictionJames Verumes powoli przyzwyczaja się do mieszkania wraz z braćmi i ojcem. Mężczyzna wreszcie go zaakceptował, a młody Verumes ma zacząć proces tranzycji. Czy będzie on jednak taki łatwy jak by się mu wydawało? Czy wreszcie będzie kolorowo, a może n...