38- Luciusz

113 11 6
                                    

          Następnego dnia w Willi rodziny Verumes miała odbyć się jeszcze jedna uczta. Tym razem w domu mieli gościć chłopaka Ethana. Nie ukrywając, każdy był tym zaskoczony. Ale tata chyba przyzwyczaił się do tego, że jego dzieci nie są idealne jak z katalogów, dlatego coming out Ethana nie zrobił na nim ogromnego wrażenia... Sam Ethan był strasznie zestresowany wizytą swojego ukochanego. Nie chciał czegoś mówić, ale cały czas upewniał się czy na pewno w domu jest wystarczająco dużo miejsca pomiędzy jednym, a drugim krzesłem, czy nie ma zbędnych szpargałów na podłodze... Nawet uprzątnął samodzielnie wszystkie buty swojego rodzeństwa, które zawsze były porozwalane po całym przedpokoju. Upewniał się nawet o schody na zewnątrz. Sam klęczał na nich i zmiatał każdą, nawet najmniejszą śnieżynkę. Z nudów pomagali mu też Will i James.
- Chłopcy, zobaczcie tam. Muszą być idealnie czyste.- mówił, dając im do ręki szczotki i łopatki do odgarniania śniegu i piasku.
- Twój chłopak to taki pedancik, czy jak?- zapytał Will zdziwiony takimi porządkami jakie wprowadzał Ethan.
- Nie jest żadnym pedancimiem... Można łatwo się przewrócić o brudne schody, prawda?- zapytał, a jego twarz zaczęła robić się czerwona.
- No nie denerwuj się! Chyba tata was nie zje!- uśmiechnął się Will
- A jak Charlie i Stanley go urażą? Jejku... Ja się tak przed maturą nie stresowałem jak teraz...- westchnął, odgarniając śnieg z marmurowych schodów. Gdyby mógł to chyba położyłby na nich dywan.
- Czym niby? Przyzwyczaili się...- uśmiechnął się Will, puszczając oczko Jamesowi.
- No...Bo on nie jest wysportowany...I...I w ogóle...
- Ale czym Ty się stresujesz? Do prawdy! Ja też nie jestem i co?- dalej tłumaczył mu Will, rzucając w nim śnieżką.
- Ale...Ale wy nie rozumiecie...
- No co? Jest trans?- zapytał go James.- Do takich osób tata zdąrzył już przywyknąć...
- Nie...Nie...Zobaczycie...- powiedział, sypiąc solą na schdy- Teraz idziemy na podjazd.

Chłopcy popatrzyli po sobie. Ich brat chyba zwariował... Ich podjazd był wielkości sklepowego parkingu!
- Ethan, nie lepiej zostawić to Panu Jackowi?- zapytał Will.

      James nigdy nie widział w posiadłości pana Jacka, ale okazało się, że jest to ogrodnik. Sam nie wiedział czemu na myśl mu nie przyszło, aby zainteresować się tym, kto pieli ich grządki, dba o hektary sadu i pól... Bracia mówili, że nie musi być kogoś widać, aby wykonywał dobrą robotę...

- Nie.  Jeśli chcecie mieć zrobione coś dobrze, to robicie sami. Mamy jeszcze trochę czasu do dwunastej... - powiedział spoglądając na zegarek.

      To prawda. Ethan zbudził cały dom o godzinie szóstej, panikując, że się nie wyrobią...

- Ethan, do prawdy... Nic się nie stanie,kiedy pomiędzy przerwami w kostce będzie odrobina ściegu...
- Stanie. - powiedział, machając łopatą we wszystkie strony, odgarniając śnieg z całego podjazdu.

     Skończyli po godzinie. James i Will myśleli, że nogi im odpadną. Nie wiedzieli skąd Ethan czerpie te niewyczerpane pokłady energji, bo od razu wziął się za rozkładanie sztućcy. Stanley i Charlie też patrzyli na niego jak na głupiego...

- Co mu jest? Nasze przedtreningówki nie poleciały przypadkiem przez okno jakiś czas temu?- zapytał Stanleya Charlie, patrząc na biegającego w te i we wte Ethana.
- Nie wiem... Chyba on też sobie takie zamówił...- odpowiedział starszy- Ale...Wiesz... Weź Ty się zapytaj ojca, kiedy jedzie do rodziców Mateuszka...- zmienił szybko temat.
- Jasna sprawa...Ale to potem... On też skacze jak szalony...- odpowiedział, pokazując mu głową ojca, który chyba setny raz przez lustrem poprawiał włosy.
- Ethanku! Ethan, czy rodzice tego... No Twojego...chłopaka też będą?- zapytał.
- Niestety nie będzie. Są we Francji.
- Ach...No dobrze... Nie szkodzi. A ile ze sobą jesteście?- zapytał.
- No...Chyba półtorej roku...

Ojciec wytrzeszczył oczy. Tak długo jego syn ukrywał związek?!

- No dobrze, dobrze...- odpowiedział, zamyślony.

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz