44- Stres

126 13 13
                                    

      Minęły dwa dni. James nie chodził już do szkoły, a pakował się do słonecznego San Diego. Pomagał mu w tym Will. Im dłużej patrzył na walizkę tym większy stres go ogarniał. Wziął ze sobą tylko jeden binder, bo tata powiedział, aby najlepiej nie nosił go za długo przed operacją. Tak więc wziął kilka zwykłych staników sportowych. Patrzył też na Zenka, który co jakiś czas układał się w jego ubraniach tym samym je rozwalając tak, że James musiał je układać od nowa. Popatrzył na te wszystkie luźne koszulki... Czy to znaczy, że będzie mógł zakładać takie obcisłe jak Stanley czy Charlie? I w lato chodzić bez koszulki? Czy ten koszmar się skończy?

     Pakował wiele dresów, krótkich spodenek i zgodnie z zaleceniem taty wszystkie piżamy i rozpinane bluzy jakie miał. A musiał przyznać, że jest ich całkiem sporo... Ale walizka była ogromna. Mógłby do niej wejść, wcale nie zwijając się jakoś mocno w kulkę... Rozmyślał. O wszystkim i o niczym... Tata miał tamtego dnia wrócić do domu na moment, aby potem wylecieć z nim. James z jednej strony się cieszył, ale z drugiej okropnie bał rozłąki z braćmi. Tak się z nimi zżył... Kto będzie mu zrzędził na uchem o zakładaniu czapki? Z kim będzie czytał książki, kto co jakiś czas go uszczypnie dla zabawy? Albo kto będzie mówił najlepsze żarty ? Wiedział, że będzie mu ich brakowało...

Wtedy do jego pokoju wszedł Will, przerywając spiralę myśli. Trzymał w ręku swoje dwie bluzy i stosik książek.
- Znalazłem dla nas książki! I dla Ciebie mały złodziejaszku bluz mam prezencik... Możesz je ze sobą wziąść... Ale potem do mnie wracają, zrozumiano?- zapytał patrząc na niego iesznym wzrokiem, bo wiedział doskonale, że bluzy do niego nie wrócą.
- Jasne, jasne...- odpowiedział, oglądając je szczegółowo. Jedna była ciemnofioletowa z jakimiś napisami, a druga wielokolorowa z suwakiem i kapturem. Idealne!
- Co dziś czytamy? Pieśni o Achillesie czytałem cztery razy... Nasz ostatni dzień? Nie... Troszkę za smutny... A co powiesz na Heartstopper? Mam wszystkie części! - zaproponował od razu, rozkładając wiele pozycji przed bratem.
- Chyba heartstopper... Czytałem pierwszą, ale trochę nie było nigdy kasy, a potem okazji na inne...- powiedział biorąc całą trylogię do ręki.

Zagłębił się w przygodach Nicka i Charliego. Zobaczył, że w komiksie występuje trans dziewczyna! Ale super! Tak się wciągnęli, że nie zobaczyli, że było już grubo po dziewietnastej, a zaczynali przecież okół trzynastej... Z transu wyrwał go Will, zamykając swoje opowiadanie.
- Skończone! A Ty, Jimmi? Gdzie jesteś?
- Na Paryżu...- odpowiedział.

Charlie stał się jego komfortowym bohaterem. Miał zabużenia odżywiania, problemy z samookaleczaniem...

- Wiedziałem, że Ci się spodoba! Trochę stereotypowa, ale świetna, nie?- zapytał go Will.
- Prawda, prawda...- odpowiedział przekręcając kartkę za kartką.

Wtedy te cudne chwile przerwało duo.
- Kolacja kujonki! - zaśmiał się Charlie.
- Oślepniecie od tych książek...- powiedział Stanley wyrywając książkę Jamesowi z rąk. Wtedy Will walnął go swoim egzemplarzem zwiadowców...
- Ty mały...Mały...Mały...- Nie dokończył, bo Will z piskiem zaczął mu uciekać.
- Wracaj ty wypierdku nosorożca!
- PERCY!!- krzyczał, uciekając przed nim przez całą antresolę i schody. Wtedy wbiegł do przedpokoju i nagle się uciszył.

Wtedy do przedpokoju wbiegł też Stanley, cały czas obrażając Willa. Wtedy odwrócił się też i tata.
- Stasiu, co to za słownictwo?
- Tata?! Ty lubisz robić niespodzianki... Mieliśmy zrobić ładną kolację, ale... Jesteś trzy godziny wcześniej...- tłumaczył się Stanley, odwracając kota ogonem.
- STANLEY ZOSTAW WILLA!- krzyczał też James, zbiegając ze schodów, bojąc się, że brak krzyku oznacza coś złego.

Wtedy zobaczył ojca i zaniemówił.
- O...Mmm... Czyli nic Ci się nie dzieje, tak? Nie dopadł Cię? Ale dobrze... Ja już się bałem...- odetchnął z ulgą po czym przeniósł swój wzrok na tatę.- Mmm... Dzień dobry tato...
- Witajcie synkowie moi...- powiedział, biorąc ich w ramiona. Wtedy do przedpokoju przydreptał też Charlie.
- Kogo przytulacie?- zapytał zdziwiony.
- Witaj Charles.- powiedział tata, pokazując mu dłonią, że on też jest mile widziany w uścisku.
- O chol...Cholibcia! Tak wcześnie?
- No jak widzisz. Był wolny lot trzy godziny wcześniej to nim poleciałem...

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz