Wieczorem James czuł się strasznie... Nikt mu nie wierzył. Z dołu słychać było krzyki na jego temat, a on leżał na podłodze pokoju w którym już nic nie było na swoim miejscu. Tata zabrał mu komputer, aby przejrzeć historię wyszukiwań i ewentualnych zakupów, a najbardziej zabolała go jednak chwilowa strata skrzypiec. Przeglądali mu absolutnie wszystko... Nawet szczeliny pod umywalką. Czuł się jak na przeszukaniu policyjnym... Jak więzień w celi. W jego myślach już mógł się przebrać we wściekle pomarańczowe wdzianko i pakować się do zakładu dla młodych recydywistów... Nikt. Nikt mu nie wierzył. Wywalili mu wszystkie żyletki jakie miał w małym pudełku po tik takach. Wyrzucili wszystkie ubrania na ziemię, przeszukiwał kieszenie bluz i spodni... Okropnie ciepiał psychicznie... Ale na biurku zostały nożyczki... Nawet się nie zastanawiał. Zachowywał się jak wtedy, kiedy naćpał się lekami... Szczerze powiedziawszy to po tamtej przygodzie nie chciał już nigdy nic takiego brać, bo wymiotował potem w szpitalu jeszcze przez dłuuugi czas...
Podszedł do nich i już dociskał je do skóry, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się na szeroko i Will zawołał:
- ZOSTAW TO!
James przekręcił głowę w jego stronę. Rozpłakał się jeszcze bardziej...
- James, zostaw to... Ja Ci wierzę. Ja. Ci. Wierzę. Będzie dobrze... James, błagam! Zostaw to!- mówił powoli do niego podchodząc.
James nie odpowiadał.
- James, co Ty chcesz zrobić? Jeśli nawet będziesz próbował to Cię uratuję... James, odłuż to, proszę...
- J...Ja...- zaczął płakać przeraźliwie, odkładając nożyczki.
Will w ułamku sekundy do niego podbiegł i kopnął ostrze na drugi koniec pokoju.
- Już jest okej...Już dobrze...
- Nie jest dobrze! Nikt mi nie wierzy!- płakał James, mocno przytulając Williama, zapominając o tym, że jego żebra dalej się jeszcze goją. Will pomimo tego, że zagryzał zęby, pozwalał mu się ściskać.
- James, będzie dobrze... Ja Ci wierzę.- mówił próbując w jakiś sposób go uspokoić.
- Tata powiedział, że jestem najgorszym synem jakiego mógł mieć... Jest na mnie zły... Mówił...Mówił...Mówił, że jest...jest... zawiedzony...- płakał w jego koszulkę, która robiła się coraz bardziej mokra.
- James...Spokojnie... A gadał po francusku, angielsku i najlepiej po łacinie?- zapytał go Will, uiechając się lekko, aby dodać mu otuchy.
- Nie...Wiem...Po...Kiemu...- łkał, aż zanosząc się płaczem.
- No...To oznacza, że gadał durnoty ze stresu. On Ci kocha...Gdyby nie kochał nie robiłby Ci awantur...- tłumaczył.- Chcesz herbatę?- zapytał.
- Nie...- odpowiedział James smutnym głosem.
- No dobrze... Chodź może się umyj? Obmyjemy Ci twarz...- powiedział Will mocząc rękę w wodzie, aby przetrzeć nią klejącą od łez twarz brata.
- Nie bój się... Wszystko się ułoży, Jimmi... Będzie na prawdę dobrze...- mówił Will, podnosząc go na siłę z podłogi w łazience. Zaciągnął go wręcz na łóżko i podał mu nową koszulkę i spodenki.
- Masz... Przebierz się Jimmi i idź spać...
James czasy czas próbował się uspokoić, ale łzy mimowolnie ciekły po jego policzkach.
- N...Nie...- dukał, ale Will przyłożył mu palec do ust.
- Ciii.... Zostanę tu z Tobą... Wszystko będzie dobrze...Sam ukatrupię tego, który Ci je podłożył...- mówił Will, robiąc kojące, ogromne koła na jego placach.
Ręce Willa można było nazwać magicznymi... Potrafił tak nimi manewrować, aby zadać człowiekowi ból, porozciągać pospinane mięśnie, lub wyluzować...James zasypiał cały czas płacząc. Kiedy Will upewnił się, że śpi, a nie udaje wyszedł z pokoju wiekły. Zbiegł ze schodów i krzyknął na kłócącą się rodzinę:
- ZAMKNĄĆ SIĘ!
Wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Nie wtrącaj się.- warknął w jego stronę tata, chcąc go wyprowadzić na górę, ale Will stał w zaparte. Miał w ręku pudełko ze wszystkimi ostrymi przedmiotami jakie zebrał z pokoju Jamesa.
- Może zanim wyprowadzicie kogoś z równowagi, mówiąc, że ćpa i mu nie wierząc to weźcie się stuknijcie!- krzyknął wypuszczając z rąk pudło, które spadło na idealne panele z łoskotem.
- A skąd masz pewność, że tego nie robi?- zapytał nagle Peecy.
- Z tego, że przed momentem chciał się pociąć z waszego powodu, wy durne głąby! Lekarze...- zaśmiał się- KURWA, LEKARZE! Zastanawiacie się czasem co robicie?!- krzyczał wymachując rękoma- JESTEŚCIE KURWA DYRNI!? DURNI!- krzyczał przeklinając jeszcze bardziej...
Bracia spojrzeli na niego ponownie. Tym razem,em to ich oczy się rozszerzały.
- Co?!- zapytali na raz.
- Gówno! Tak was to wszystko interesuje!- warknął Will. Nikt chyba nie widział go tak wściekłego jak wtedy.
Poszedł na górę, pomimo próśb innych aby został. Wtedy Harry ucichł i zamknął się w jednym z niezidentyfikowanych pokoi ogromnego domu.
Rano James od godziny piątej szlochał. Było mu smutno i czuł ogromne poczucie winy. Wtedy z nikąd do jego pokoju ktoś wszedł. Nie wiedział kto to, dlatego zamknął szybko oczy, udając, że śpi.
- James, wiem, że nie śpisz.- usłyszał głos Freda.
- Idź stąd. Nie chcę was widzieć!- warknął niezadowolony.
- Płakałeś?- zapytał patrząc na jego opuchnięte oczy.
- Nie...Podlewałem rzęsy.- odpowiedział sarkastycznie.
- Jesteś czysty...
- Wow! Wiedziałem to od...Zawsze? Nigdy nic bym nie wziął?- mówił, nawet nie chcąc spojrzeć mu w twarz.
- Wiem...Przepraszamy Cię za wczoraj.
- Nie mów za innych. Tylko Ty mnie przepraszasz.- ciągnął James.
- Podobno wczoraj miałeś z tego powodu załamanie...
CZYTASZ
Pamiętnik Jamesa Verumes II
Novela JuvenilJames Verumes powoli przyzwyczaja się do mieszkania wraz z braćmi i ojcem. Mężczyzna wreszcie go zaakceptował, a młody Verumes ma zacząć proces tranzycji. Czy będzie on jednak taki łatwy jak by się mu wydawało? Czy wreszcie będzie kolorowo, a może n...