Następnego dnia James obudził się ponownie cały obolały. Wszystko go szczypało. Na szczęście siedział z Willem w pomieszczeniu, które się nie paliło, a jedynie zawaliło, dlatego nie byli poparzeni. Jedynie noga Jamesa ucierpiała przez to, że walnęła na nią rozrzażona część ubikacji.
- Tato...- wyszeptał.
Na jego głowie spoczęła jednak dużo młodsza ręka. James otworzył ciężkie powieki i zobaczył tam Percyego.
- Percy?- zapytał słabo. Z nosa spadła mu maska z tlenem, którą od razu poprawił mu brat.
- Percy.- odpowiedział. Siedział pomiędzy jego łóżkiem, a łóżkiem Willa.Do Jamesa dopiero wtedy doszło co się stało... Tata zobaczył jego rany, noga go boli, Will leży opok niego co jakiś czas jęcząć z bólu... To przez niego.... Szybko podniósł się do siadu.
- Will?!- zapytał przestraszonym głosem.
Percy delikatnym ruchem dłoni położył go ponownie.
- Wszystko jest z nim dobrze. Odpoczywa. Za dwie godziny przyjdzie ojciec, wyjąć mu rurkę... A jak Ty się czujesz?- zapytał
- Will...
- James, spokojnie. Wszystko dobrze.
- To przezemnie! Przezemnie!- zaczął szlochać. Chciał wstać, ale zatrzymał go ogromny ból nogi.
- Nie wstawaj Jimmi... Nie wstawaj. Masz bardzo poobijaną nogę. Trzeba będzie zmienić też opatrunki, bo miałeś ją bardzo poranioną... Nie wstawaj.- uspokajał go Percy.
- Ale Will...
- Will śpi. Spokojnie, James...
- To przezemnie! Przezemnie!- płakał.
Percy przytulił go mocno.
- James...To nie jest Twoja wina... Rozumiesz? Miał wybór. Jeśli bym mógł też bym tam wszedł. Gdyby nie on to byś nie przeżył. James to był pożar. Prawdziwa awantura, a nie taki jak na filmach. James... To nie przez Ciebie. Przez Ciebie, a bardziej dzięki Tobie żyje trójka dzieci... Rozumiesz? To nie Twoja wina. Bardziej to zasługa... - tłumaczyłmu spokojnie.
- Ale Will...- szlochał.
- Will ma się dobrze. Jego stan jest stabilny, cały czas się poprawia... Jest z wami dobrze. Już nic wam nie grozi...- mówił Percy, gładząc go po plecach.
James usiadł więc spokojnie poczuł, że pod spodenkami ma opatrunek...Nie...Nie, nie, nie... Jednak mi się nie śniło!
Dotknął tamtego miejsca. O nie...Nie, nie, nie!
Zauważył to Percy.
- Wiemy, James... Nic się nie dzieje. Spokojnie, na prawdę...
James zaczął płakać. Nie wiedział czy z bólu, mdłości czy z poczucia winy. Percy ostrożnie wszedł na kraniec jego łóżka i przytulał chłopaka czule.
- Już dobrze...Już dobrze...Po pięciu minutach do Jamesa przyszła pielęgniarka z lekiem na sen i ból. James był całkiem nim naćpany. Willa wieźli na zabieg. Chłopak strasznie panikował.
- Nie! Tato, weź ich odemnie!- krzyczał Will, panikując przy pielęgniarkach, które chciały przenieść go na inne łóżko.
- Williamie...Spokojnie. Nic się nie stanie...- powiedział do niego ojciec, a potem warknął do pielęgniarki- Daj mu więcej na uspokojenie.Kobieta wręcz się trzęsąc podała chłopakowi więcej do kroplówki.
- Will...Spokojnie...- uspokajał go też Fred- Przecież wiesz, że nic się nie stanie.
James patrzył na brata, który rzucał się na wszystko i wszystkich. W sali w mgnieniu oka pojawił się Fred, Percy, Ethan... James patrzył na to wszystko z nie mniejszym przerażeniem, a co największe z ogromnym poczuciem winy... To przez niego Will musi teraz cierpieć.
- Williamie... Musimy iść. Obiecuję Ci, nic Ci się nie stanie. Będziesz leżał i nic nie poczujesz...- uspokajał go tata.
- Ale obiecujesz?- zapytał przestraszony.
- Williamie... Obiecuję.- powiedział.
Will wtedy niepewnie dał się przenieść na drugie łóżko. Wyjechał z sali cały czas ściskając tatę za dłoń.James wtedy zwinął się w kulkę. Noga dalej go bolała, a nie tak bardzo jak wczoraj...
Cały czas się jednak stresował stanem biednego Willa. Z tego co wiedział Poli i ogółem całej jego klasie nie stało się nic poważnego. Na korytarzu szpitala kręciły się jednak dzieci z całej jego szkoły. Poprzedniego dnia było ich tak wiele, że zaczynało brakować łóżek.
CZYTASZ
Pamiętnik Jamesa Verumes II
Teen FictionJames Verumes powoli przyzwyczaja się do mieszkania wraz z braćmi i ojcem. Mężczyzna wreszcie go zaakceptował, a młody Verumes ma zacząć proces tranzycji. Czy będzie on jednak taki łatwy jak by się mu wydawało? Czy wreszcie będzie kolorowo, a może n...