53- Małpy

122 15 11
                                    

     Minął kolejny tydzień. Duo zaliczyło praktyki i mieli wracać do Polski na ferie, ale... Ale tata miał inne plany. Postanowił zwiedzać z synami San Diego. James mówił, że przeszkadzać mu nie będzie, jeśli zwiedzą wszystko raz jeszcze. Po drugie z braćmi? Z nimi nie można się nudzić. Wychodzili ze szpitala. James był okropnie wdzięczny cioci Kasi. Wydawało mu się nawet, że Zenek jest o wiele...pulchniejszy niż przed przyjazdem. Ale to może sierść się tak układała?
- My sweeeeet kitty! My, My, My...- mówiła, głaszcząc go po pyszczku, oddając go właścicielowi.
- James, nie powinieneś dźwigać...- powiedział tata.
- Tak,tak...Ja go wezmę...- dodał,biorąc kota na ręce.

Ale Zenkowi wcale się to nie podobało. Wyprostował łapki, czepiając się drogiego garnitura ojca, wysuniętymi pazurkami.
- Oh, Ty mały...- próbował go od siebie odczepić, ale każda próba skutkowała zaciągnięciem materiału.
- Zenio!- podbiegli do nich duo oraz Will- Chodź tu Zenio...
Na ręce próbował wziąść go też Stanley, ale Zenek drapnął go w twarz.
- Osz Ty!
- Idioci...- powiedział Will, przytulając kota, który był na jego rękach łagodny niczym baranek.

Jamesowi zostało wyjęte wkłucie, na co czekał już długi czas. Wreszcie jego lewe przedramię było wolne! Zostały mu niestety codzienne zastrzyki przeciwzakrzepowe...Czy jakoś tak. Musiał przyznać, że były okropne... Gorsze od tych z testosteronem. James tak się cieszył... Pomimo bólu i tego wszystkiego... Tego cierpienia... Tak się cieszył! Wreszcie jest płaski! Już nie musiał nosić specjalnego stanika,  a jedynie opatrunki, aby nie obetrzeć świerzej jeszcze rany.
   Percy niósł walizki, a James tak się cieszył... Wreszcie! Wreszcie wyjdzie ze szpitala! Ciocia Kasia chciała go wyściskać, ale zrobiła to w powietrzu, aby nie sprawić mu bólu, a od dzieci dostał kolejne laurki. Wsiadł do ogromnego auta ojca i pojechali do ogromnego hotelu w którym mieszkali wcześniej bracia. Mieli zamiar zwiedzić wszystko... Także burgerownię.

James zobaczył na pokój, który miał dzielić z Willem. Chłopak strasznie się cieszył, bo poprzedni dzielił z Duo... Nie najlepszy był to pomysł... Teraz starszyzna miała spać w jednym, Ethan I duo w drugim, a Will i James w trzecim. Oczywiście Percy panikował, że chyba za wcześnie James wyszedł ze szpitala, ale każdy mówił mu, że nawet wyszedł z niego zbyt późno. Oczywiście pilnował Jamesa do tego stopnia, że do zoo kazał mu iść w maseczce... Aby byle się niczym nie zarazić. Kiedy tata usłyszał o jego pomyślę, zaproponował mu pójście w takiej samej, aby nie zjadł żadnych kwiatów... Percy wtedy pozwolił Jamesowi iść bez niej.

- Ale się cieszę, że jesteś, Jimmi! Z nimi? Z nimi było piekło!
- Wytrzymywałeś bezemnie 14 lat... To te dwa tygodnie powinny nic nie zmienić. Wszystko było jak dawniej.- powiedział James.
- Nie pierdol!- powiedział,  prawie go uderzając- Jesteś mój brat i to, że trochę się zajebałeś w akcji jic nie zmienia!

Momencik... Czy Will przeklnął?! I to dwa razy! Nie możliwe...

- William, co to za słownictwo?- zapytał James.
- Sorki... Trzy tygodnie z duo źle na mnie wpłynęło...- uśmiechnął się, łapiąc się za usta.
- Widzę właśnie. Nu,nu, nu!- uśmiechnął się, grożąc mu palcem.

       Zbliżała się pora obiadu. Chłopaki wybłagali ojca o obiad w burgerowni do której na samym początku zabrał Jamesa. Percy jak zawsze marudził, że żywność jest tam nie zdrowa, ale drugi niedźwiedź umiał skutecznie go zgasić... Tak więc pojechali na syty obiad, aby potem jechać do ogromnego Zoo.

Na miejscu Stanley i Charlie od razu chwycili po menu. Wybrali największy zestaw. Percy czuł się trochę nieswojo w towarzystwie amerykańskich motocyklistów,którzy zjeżdżali na obiad podczas długiej trasy, ale dzielnie to wytrzymywał. Wyglądał wręcz lekko komicznie...

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz