8- Niefortunne rozpoczęcie roku

156 10 10
                                    

    Minął miesiąc. Wakacje się skończyły. James zauważył, że w jego ciale zachodzą zmiany. Miał mutację, coraz więcej ełosów na ciele... Ten głos... On podobał mu się najbardziej. Jego włosy odrosły i były chyba jeszcze dłuższe niż przed ich obcięciem. Ojciec miał wyjechać dopiero w drugim tygodniu września co zdziwiło wszystkich chłopców. Anulował absolutnie wszystkie operacje w stanach i obiecał, że będzie brał jedynie najcięższe przypadki i będzie spędzał więcej czasu w domu. James dalej miał epizod. Pisał do swojej terapeutki i starał się go z nią przerobić, ale jakoś mu się to średnio udawało. Bracia byli bardzo dumni z Jamesa. On nie powiedział im jednak o swoim samookaleczeniu, które trwało dalej. Nie umiał. Po prostu nie umiał z tym skończyć...
      Na rozpoczęcie roku jechał bardzo zadowolony. Chciał się wreszcie spotkać z Polą i obgadać z nią chyba wszystko co mu się ostatnio przytrafiło. Obserwował gorące słońce i stada ptaków, latających po polach. Było tak pięknie...Nic nie wskazywało na to co miało się niebawem wydarzyć. James jechał w drogim aucie. Jeszcze rok temu nie pomyślałby nawet o takich pieniądzach...
- Gotowy do szkoły?- zapytał go Ethan po długiej chwili ciszy.
- Myślę, że tak...- powiedział po chwili namysłu.
- Nie martw się, Jamesiu. Będzie dobrze.- powiedział zmieniając bieg, oraz czochrając jego włosy.
James uśmiechnął się lekko. Był cały zestresowany. Przy zdrowych zmysłach trzymała go jedynie świadomość tego, że spotka się wreszcie z Polą...

Przed szkołą stały tłumy. Stali rodzice z dziećmi z oddziału szkoły podstawowej, stali studenci do których od razu podbiegł Stanley, licealiści... Wśród nich stała wysoka dziewczyna o brązowych, falowanych włosach i złotych okularach. Kiedy tylko zobaczyła drogie auto marki BMW wjechało na podjazd prawie podskoczył z radości. Kiedy wysiadł z niego zestresowany chłopak podskoczyła i zaczęła mu machać zadowolona. James od razu do niej podbiegł.
- Hej!- zawołał. Jego głos był niższy niż przed wakacjami.
- Cześć, James! Jekju! Ale super! Zmienił Ci się głos?- zapytała go, przytulając czule.
- No zmienił, zmienił! Fajnie, nie?- zapytał zadowolony z tego, że dziewczyna zauważyła zmianę.
- Jak u Ciebie? Jak się podobał obóz?- zapytał James.
- SUPER! CIESZĘ SIĘ! JEJKU ALE CUDNIE SIE Z TOBĄ SPOTKAĆ!- piszczała z zachwytu.
- Ja też się cieszę...Muszę obgadać z Tobą dupy wszystkich z mojej rodziny, którą poznałem w wakacje...- powiedział James, udając się z dziewczyną do klasy.
Znowu nakleił swoje nazwisko na najlepszej z ławek. Do klasy stopniowo schodzili się uczniowie.
- Oh, moi uczniowie! Są wszyscy?- zapytała ich przemiła wychowawczyni. Tymon wyglądał na nie mniej skorego do różnych docinek... Jego klasa się raczej nie zmieniła. Rozpoczęcie roku trawało i trwało...Aż do momentu, kiedy w budynku nie zawyły alarmy przeciwpożarowe. Nagle zobaczyli jak skrzydło podstawówki zaczyna się palić w zastraszającym tempie.
- Wychodzimy, wychodzimy kochani! Po kolei! - wolała nauczycielka, wyprowadzając spanikowanych uczniów.

Na zewnątrz Percy, Fred i ojciec wychodzili z siebie.
- Na pewno będą cali. Percy, na spokojnie. Zaraz będą karetki. Zaraz będzie dobrze...- uspokajał go Fred, sam nie wierząc chyba w te słowa.

Momentalnie przed budynkiem jako pierwsza pojawiła się policja, zgarniając spanikowanych rodziców na bok. Pierwsze klasy wychodziły już z budynku, kaszląc. Ich spanikowani rodzice patrzyli na swoje pociechy, które były nie mniej przerażone od nich. Od razu zajęli się nimi rodzice dzieci, którzy byli lekarzami.

Kiedy wychodziła klasa Jamesa chłopak zauważył na końcu korytarza małego chłopczyka, który musiał się zgubić. Był już policzony, szedł na samym końcu... Szybko więc do niego podbiegł. Wszyscy kasłali okropnie przez okropny, ciężki dym unoszący się w powietrzu.
- Już, maleńki. Co się stało? Idziemy do mamusi...- powiedział James, podchodząc do chłopczyka.
- B..Bo...Bo...Mój...Mój kolega tam został...- łkał pokazując paluszkiem na bardziej zadymiony korytarz.
- Widzisz ich? Biegnij za nimi! Jak twój kolega ma na imię i gdzie jest?- powiedział James pokazując mu ręką na ewakuujące się klasy.
- K...Kuba. Jest...W...W ubikacji...- szlochał oddalając się za grupą.
Chłopiec pobiegł w tamtą stronę, a James powoli przestawał go widzieć, przez narastającej kłęby dymu. Zakrył swoją twarz kamizelką i poszedł w poszukiwaniu kolegi chłopca. Nie słyszał za oknem syren straży... Wiedział, że chłopczyk umrze tam sam, jeśli on do niego nie pójdzie... Szybka decyzja którą podjął... Idzie.
- Kuba! KUBA!- krzyczał, cały czas kaszląc.
Nagle usłyszał płacz dziecka. Wbiegł do tego pomieszczenia. Zobaczył chłopczyka z całą zakrwawioną nóżką.
-Jesteś Kuba?- zapytał dziecko.
- T...Tak... Boli! Spadła na mnie szafa...- płakał i krzyczał.
- Już... Okno...- rozglądał się James. Było to co prawda pierwsze piętro, ale pod spodem była trawa. Wiedział, że nie wyniesie dzieciaka. Pod oknem stali rodzice.
- Słuchaj, Kuba... Teraz...- przerwał bo strasznie kasłał- Teraz zawinę Cię w koc i wyrzucę za okno. Nic Ci się nie stanie, dobrze?- zapytał biorąc koc i zawijając w niego chłopca, aby zamortyzować upadek. W klasie były też kaski rowerowe, dlatego założył jeden dziecku. Podszedł do okna i spuszczał go powoli na sznurku, którym przywiązał zawiniątko. Rodzice patrzyli na to zdziwieni.
- Weźcie go! JEST RANNY! - krzyknął James, zanosząc się kaszlem.

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz