48- Telewizor

102 10 13
                                    

Następnego dnia James nie musiał jeść śniadania. Z drugiej strony to i dobrze, bo na pewno by go nie przełknął. Od razu, kiedy się obudził dowiedział się o napiętym grafiku dnia. Najpierw miał mieć ponownie pobraną krew i założony wenflon, potem spotkanie z anastazjokogiem, który miał mu wytłumaczyć większość rzeczy, następnie podany jakiś tam antybiotyk, następnie... Następnie to miał być już wieczór, a więc już rano dano mu jakiś specjalny żel pod prysznic, którym miał się umyć i na sam koniec spotkać z chirurgiem, który miał po nim jak to tata nazwał ,,porysować" swój plan zabiegu, a następnie iść spać. Wszystko było zaplanowane od deski do deski. Tamtego dnia mógł jeść jedynie do obiadu, a potem głodować. Nawet podobał mu się ten plan, bo wiedział, że nic nie da rady zjeść.

Najpierw zaciągnięto go do gabinetu zabiegowego. Na całe szczęście ciocia Kasia miała tamtego dnia dyżur, bo nie wiedział jak by przeżył z panią Tereską...
- Hi Honey!How are you feeling today? Sit here, we'll take care of you in a moment...- powiedziała pokazując mu kozetkę i wyjmując jakieś rzeczy z szafki. James patrzył zgarbiony na tatę. Wyglądał jak mała, zestresowana kuleczka.
- You look great honey in that outfit. I need to buy one too... Maybe a pink hippo will suit me?- powiedziała patrząc na jego kigurumi w którym miał ochotę przechodzić cały dzień. Za wiele razy musiałby zdejmować z siebie bluzę i z powrotem ją zakładać, aby ubierać coś ,,cywilizowanego". Miał strój niedźwiadka. Białego króliczka zostawiał na kolejny dzień.

Założyła mu wenflon z dwoma małymi kabelkami na lewym przedramieniu i powiedziala:
- That's all! It's time for see your anestezja! That's uncle Oscar!- powiedziała, pozwalając mu zejść.

James już wcale nie czuł jakiejkolwiek pewności siebie. Cała z niego wyparowała... W gabinecie czekał na nich ciemnoskóry mężczyzna, który zaczął gadać coś po angielsku. James rozumiał proste słowa, ale ten medyczny bełkot? Totalnie nie wiedział o czym gada. Wiedział to też tata, patrząc na minę chłopaka, który starał się cokolwiek zrozumieć.
- Wytłumaczę Ci potem... Daj mu się naprodukować...- wyszeptał mu do ucha.

I rzeczywiście. Wszystko potem tłumaczył mu tata.
- No to dziś wieczorem dostaniesz już leki wyciszające, bo jutro o dziewiątej masz już zabieg. No i dziś o dwudziestej przyjdzie do Ciebie chirurg, porysuje tu i tam... No, autograf na Tobie sobie napisze i tyle. Rano dostaniesz takie ubranko do operacji, ciocia Kasia Ci z nim pomoże. No, a potem... Potem idziesz sobie na salę i idziesz spać... I budzisz się nowy Ty!- powiedział, kładąc rękę na jego barku.

James zjadł obiad i czuł się jakby nie miał być to oststni posiłek na 24 godziny, a ostatni posiłek jak jedzą więźniowie przed egzekucjami... Była to zupa dyniowa... Musiał zjeść wszystko, aby nie być wybitnie głodnym, ale jakoś specjalnie nie miał apetytu... Od razu po posiłku poszedł do pianina, grając co mu do głowy przyjdzie, czekając na braci, którzy mieli przyjść do niego przed wizytą chirurga.
- Hi...- nagle przerwała mu jakaś maleńką dziewczynka- Can...Can I play with...With you?- zapytała. Była niższa od blatu pianina.
- Sure!- odpowiedział James, sadzając ją sobie na kolana. Położył jej rączki na swoich i zaczął grać jakieś proste utwory z bajek.
- Wooo... You are a genius!- pochwaliła go dziewczynka.

James uiechnął się. Podobno dzieci są najszczerszymi istotkami na świecie... Nie uważał się za wybitnego geniusza, ale na pewno nie za totalnego idiotę...

Po pół godzinie wokół niego siedziała już całą grupką dzieci, błagająca go, aby coś grał, bo bez niego to strasznie nudno...

Akurat przechodziła ciocia Kasia. Pokazała mu kciuka w górę i powiedziała:
- It has never been so nice here! I think I'll steal you from your daddy and put you on that piano forever... It's been a long time since it's been so fun, honey!

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz