Rozdział XV - Gaulle / 2 część

30 7 0
                                    

- Szczerze... - parsknęła Veronica - miałam nadzieję, że będziesz chciał ode mnie ten pokój... Jednakże, może zmienisz zdanie, jak ci wszystko o nich opowiem... Historia tego działu, jest na tyle rozległa, że już niemożliwe jest poznanie genezy ich powstania... Jednak, od setek lat, moja rodzina, z pokolenia na pokolenie. Otrzymuje swego rodzaju pomieszczenie... Jest to miejsce, do którego trafiamy, kiedy idziemy spać lub mdlejemy... Oczywiście, z własnej woli również można się tam dostać... Ale jest to o wiele bardziej skomplikowane... Każdy pokój, jest wykorzystywany na swój sposób... Naprzykład moje dzieci... A mianowicie, najstarszy syn Aleiser... Posiada kuchnie... Kuchnie, która pozwala mu na przyrządzenie dowolnej potrawy... Nie zależnie od ilości składników... Każdy w rodzinie to ma... Prawdopodobnie, razem z genami, przechodzi też sam pokój...

Zaraz... Coś mi tu nie gra... Jakim cudem Britanik oraz Lucas, mieli pokoje? Przecież nie są z rodziny Gaulle... Chociaż... Co ja tam o nich wiem... Spytałem się zatem :

- Możesz mi wytłumaczyć? Jakim cudem osoby, nie z twojej rodziny, posiadają te pokoje?

Kobieta, spojrzała na mnie, jakbym wiedział o co chodzi... Nie wiedziałem...

- I tutaj... Tutaj rozpoczyna się ta straszna sprawa, związana z pokojami... My, członkowie rodziny Gaulle, możemy dać, komuś pokój, cząstką naszego... Natomiast osoby, które otrzymały pokoje od nas, nie mogą przekazać im innym... Taka ciekawa zasada... Jedynie swoim dzieciom, przez geny... Przez setki lat... Moja rodzina rozdawała pokoje wielu osobom... W tym możliwe, że nawet dla niejakiego "Albert'a D'Amade"... A teraz niestety są tego konsekwencje... Wielu nieodpowiedzialnych ludzi posiada ten przywilej... Choć nawet nigdy, nie widziałam ich na oczy....

Lucas... Lucas i Britanik, nie posiadają pokoju od Veronici... Ich przodkowie otrzymali go od rodziny Gaulle!

- Po co to robisz? - spytałem...

- Co Robie? - odparła kobieta...

- Dlaczego rozdajesz te pokoje? Skoro doskonale wiesz, że może to mieć opłakane konsekwencje?

Veronica, przymknęła oczy... A gdy je otworzyła, zauważyłem jedną małą łzę... Płynąca po jej nieco bladym policzku :

- Nie powinnam ci tęgo mówić... - powiedziała spokojnie - ale tylko ty mnie o to zapytałeś... Załóżmy, że ci ufam...

Leciutko kiwnąłem głową... A Gaulle zaczęła opowiadać...

- Trzydzieści lat temu... Człowiek o imieniu Edward Gaulle zginął w ponoć "wypadku bombowym"... Był to mój mąż... Po jego śmierci... Na naszą rodzinę, spadło wszystko co się tylko dało... Długi... Oraz złe nazwisko, ponieważ Edward, nie był dobrym człowiekiem... Tydzień po jego śmierci, straciliśmy mieszkanie... W 1994... Na świat przyszło moje trzecie dziecko... Po narodzeniu, pojawiła się Diagnoza... Zespół Patau... Pomimo biedy, postawiłam się na nogi... I walczę z chorobą małego Dylana... Kocham moje dzieci... I zrobię za nie wszystko... Jak prawdziwa matka...

Nie będę tego ukrywał... Żal mi się jej zrobiło... Wychowanie dzieci, a szczególnie jednego chorego... Nie jest łatwe... I nikomu nie życzę takiej sytuacji... Zastanowiłem się, jak mogę jej pomóc :

- Veronica?

- Tak? - spytała Cichutko...

- Może i nie mam pieniędzy... Ale wiem jak mogę pomóc tobie, i twojej rodzinie... - odparłem...

- Jak?

- Mówiłaś mi, że nie masz mieszkania? - spytałem.

- Tak, zgadza się - odparła - po śmierci Edwarda tak się stało...

- Może nie jest to dobre miejsce, aby wychować dzieci... Ale możecie zamieszkać ze mną... W kościele... I tak tu nikt nie przychodzi... Wszędzie są tylko cyganie... A zaufać ci mogę... Ponieważ ty zaufałaś mi...

- Naprawdę? Możesz tak zrobić? - spytała...

- Tak, jest to moje miejsce! Kościół jest mój - powiedziałem...

Kobieta, podbiegła do mnie i mnie przytuliła... Wkładając mi do ręki coś... Dziwnego? Szepnęła mi do ucha :

- Dziękuję!

Przedmiot, który dała mi do ręki... Było to niebieskie pudełko... Z wejściem na klucz... Lecz... Gdzie on? Gdzie klucz?

- Co to jest? - spytałem...

- Zaraz się przekonasz - odparła, dając mi złoty klucz do ręki - to moja wdzięczność za mieszkanie...

Włożyłem klucz do wejścia w kwadracie... I przekręciłem... Usłyszałem tylko ciche słowa Gaulle :

- O to był mój ostatni pokój...

I nagle... Widziałem tylko biel... Jagby największa świętość spadła na mnie... Światło biło po oczach... Czułem jak spadam do tyłu... Lecę... I nagle... Ciemno i cicho... Leżę... Niczym martwy...

Finalna SymfoniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz