Rozdział II - Paryskie Slumsy

94 9 1
                                    

W zasadzie, teraz jak patrzę na to wstecz... To z jakiego powodu, w ogóle postanowiłem być Księdzem? Może to z zamiłowania do Boga? Którym zaraził mnie mój ojciec?

Tak czy owak, wybrałem drogę duchownego. W wieku 25 lat przyjąłem sakrament kapłaństwa, a następnie rozpocząłem służbę w Paryskich... Slumsach...

Przez rok, nawiązałem wielki kontakt z mieszkańcami. Jak się okazało odnalazłem w nich przyjaciół. Przyjaciół, którzy również byli, tacy jak ja...

Jeżeli miałbym opisać wygląd Slumsów, to dużo bym nie powiedział. Ludzie żyli z tego co mieli. Pomimo panującego brudu i nieładu, ludzie pomagali sobie, a Ja! Mogłem to widzieć...

Tylko... Raz na jakiś czas... Chmara ludzi... Jakieś Festyny, perfumy! Na szczęście byłem tam Ja! I wszystko, wracało do normy...

***

Pamiętam, jak zaprzyjaźniłem się z szanowaną Panią Doktor, o dziwnym imieniu nie pasującym do żadnego państwa, tym bardziej do Francji, gdzie w zasadzie, na codzień żyła. Gertega
Repa.

- Miło nam, że Ksiądz nas odwiedził! - Przywitała się, podając mi rękę. Te jej ciepło w dłoniach... Doskonale wiedziałem, że jest to osoba o wielkich zdolnościach.

***

No dobrze... Podsumowałem już, jak wyglądało moje życie do wczorajszego dnia. Jeszcze zanim, znalazłem się w Taksówce. Pomału sobie przypomnę, co dokładnie się stało... Pamiętam, że byłem w mojej Zakrystii, oraz że była późna godzina, może około drugiej nad ranem?

Dlaczego siedziałem w zakrystii do tak późnej pory? Doskonale pamiętam! Uzupełniałem rozpiskę mszy na najbliższy miesiąc...

- Cholera... - Westchnąłem odkładając błękitny kalendarz na bok. - Nareszcie koniec!

Gwałtownie wstałem od biurka, i powolnym krokiem, udałem się w stronę wyjścia...

Z wieszaka, wiszącego obok drewnianych drzwi, wziąłem mój granatowy płaszcz i pośpiesznie go ubrałem... Gdy nagle...

Gdy nagle, usłyszałem cichutką melodie wydobywająca się z kieszeni. Był to mój telefon...

- Kto by dzwonił o tak późnej porze? - Pomyślałem, unosząc komórkę, a przy okazji spoglądając na numer. - Oczywiście! Gertega Repa! Co ona może teraz chcieć?

Jak już wcześniej wspomniałem, "Gertega Repa", była Szanowaną Panią Doktor, wśród Paryskich Slumsów.

Nie zastanawiając się dłużej, uniosłem słuchawkę :

- Dobry wieczór Kapelanie Devoltine! - Przywitał się głos z telefonu. - Wybaczy mi ksiądz, że dzwonie o tak późnej porze, ale w przychodni jest pewien człowiek. Karl Gerät, ma na imię... Mówi mi jakieś dyrdymały... Obawiam się, że jest chory. Starałam się z nim rozmawiać, ale jest to... Ciężkie...

Pomału i uważnie, słuchałem co mówi kobieta... Pokrótce wyjaśniła, gdzie, i w czym leży problem...

- Nie wiem o co mu chodzi... - Objaśniła Gertega. - Parę godzin temu, starałam się go posłać do łóżka, lecz ten, uklęknął przede mną i błagał mnie, abym dała mu jakieś dragi czy coś... Wydaje mi się, że nie chciał spać... Powiedział mi później, że boi się spać... Przerażało go to...

Słuchając co Gertega mówi, postanowiłem iść do przychodni i porozmawiać z chorym...

- Daj mi pół godziny! Postaram się być jak najszybciej! - Poprzysiągłem, robiąc krok wprzód...

- Dziękuję kapelanowi... Do zobaczenia... Uda!

Telefon wskazał, iż Gertega się rozłączyła... Co za tym idzie... Jak najszybciej opuściłem zakrystie!

Wtargnąłem na długi kamienny chodnik...

Podczas drogi, zastanawiałem się, kim jest ten "chory". Wcześniej nigdy nie słyszałem, o takim przypadku... Człowiek, który bał się spać? Może to przez koszmary? Może jakieś kompleksy? Albo nawet ostatecznie, jakaś trauma?

Moje jednakże zamysły zostały wnet zapomniane...

Na środku chodnika, stanęli trzej mężczyźni, ubrani w oliwkowe garnitury... Ich twarzy nie dało się ujrzeć, cień ronda zielonych kapeluszy je zasłaniał...

Każdy jeden, był mięsisty! A w trójkę, wyglądali jak trzy różne drapacze chmur...

Sama ich obecność, nie udzielała uczucia lęku... Ale ich czyny...

Wspólnie, bawili się blondynką, którą najwyraźniej znaleźli. Ta Natomiast, była ubrana w czarną suknie i czerwone obcasy...

Prawdopodobnie, moja czarna Sutanna sprawiła, iż mnie nie widzieli... Myśleli że są sami? Cóż, byli w błędzie...

- Ty suko! - Odezwał się jeden z mężczyzn, ten najniższy, a zarazem najgrubszy. - Co się stawiasz? Przecież ci zapłaciłem!

Kobieta, ewidetnie pragnęła się uwolnić... Wewnętrznie wołała o pomoc... Postanowiłem ją wysłuchać... Pomimo, iż doskonale wiedziałem, że nie mam szans, aby nawet ich zadraśnąć...

Wyszedłem z cienia... Trzech mężczyzn, uniosło głowę w moim kierunku. Patrzyli na mnie, choć rondo dalej oczerniało ich twarze...

Gdy oni spoglądali na mnie ostrym spojrzeniem... Kobieta uwięziona w ich zielonych węzłach, wykorzystała chwilową nie uwagę...

Uciekła... Nie ukrywam, również chciałem to wtedy zrobić, lecz gdy zacząłem odchodzić w drugą stronę, ręka jednego z "Dżentelmenów" znalazła się na moim ramieniu...

Ramieniu? Już nawet tego nie jestem pewien. Dalszej historii również nie pamiętam. Jagby pewna część życia została usunięta... To tyle, tyle ile pamiętam...

Teraz, znalazłem się w Taksówce...

Finalna SymfoniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz