rozdział XIX - Kucharz Polowy / 1 część

35 7 0
                                    

Jakiś czas temu, postanowiłem odpokutować swoje czyny w ramach złości na romach... Szczególnie, na Boiku... Fajny z niego chłopak, widać że cieszy się życiem...

Udałem się do kościoła w Asnelles...
Tam, smętny ksiądz, powiedział mi, coś takiego:

- Uczyń coś, aby dać radość, dla tych których skrzywdziłeś...

Nie musiałem się długo zastanawiać... Przemyślałem moją sytuacja oraz czyny, które dokonałem... Pomyślałem o Boiku, i o naszym pierwszym spotkaniu... Zastanowiłem się... Czego brakuje, na tamtej plaży...

Wieczorem, wracałem do kościoła w Somua, gdzie czekała na mnie rodzina Gaulle... Podczas drogi powrotnej, zastanawiałem się, co mogę zrobić?
W głowie przenikały mi słowa Aleisera...

"Zdrowe gotowanie, to moja pasja"

A gdyby, to tak wykorzystać? Mógłbym poprosić go, aby pomógł mi coś ugotować... Jakiś bigos lub coś... Jest to dobry pomysł! Następnego dnia, zabrałbym to jedzenie na plażę, gdzie akurat będzie jakiś obrzęd cygański... I poczęstuje Romów tym daniem...

Była już noc... Po cichu otworzyłem wrota kościoła... I wtargnąłem do środka...

Tam, czwórka rodziny, spała w małych, zniszczonych śpiworach... Znaczy "prawie spała"... Patrycia siedziała i znów coś czytała... Jednak postanowiłem jej nie zaczepiać... Czułem, jakby oni wszyscy byli moimi dziećmi...Chciałem, aby było im jak najlepiej...

Przeszedłem po cichu, tak, aby nikogo nie obudzić, a następnie sam udałem się na spoczynek...

Następnego dnia obudziłem się najpóźniej z całej rodziny... Otworzyłem ledwo oczy, a tam ujrzałem, MÓJ, MÓJ OŁTARZ, BYŁ ROZŁOŻONY! JAK W JAKIEJŚ CHOREJ RESTAURACJI...

W zasadzie, wyglądało to tak... Na moim środkowym ołtarzu, Aleiser, rozdawał wielkie, rozmaite śniadanie dla rodzeństwa, jakiś boczek wyjęty z patelni, doprawiony różnymi przyprawami... Pierwszy raz widziałem, jak Patrycia się uśmiecha...

Aż do czasu gdy mnie zobaczyła...

- Gabryś? Jak się spało? - spytała Veronica, popijając z małego kubka, gorącą kawe...

- Emm... Dobrze... Późno wczoraj wróciłem - powiedziałem, spoglądając na Patrycie, która znów zanurzyła się w lekturze...

Syn Gaulle, Aleiser, po rozdaniu ostatniego talerza, odwrócił się od stołu... I niespodziewanie zaczął biec w stronę balkonika z organami...

"Cholera, czego on tam szuka? Przecież jest tam ciało Dionizego... Będę musiał się wytłumaczyć, SZYBKO!"

Ruszyłem za nim... Jednak, gdy ten był na balkonie, ja znajdowałem się na drabinie... Która niefortunnie, pod moim ciężarem złamała się...

- Nosz jap... Cholera... - zaklnołem, leżąc na ziemi - Aleiser! Do nędzy! Schodź!

Nikt mi nie odpowiedział....

Myślałem... Jak łatwo, oraz prędko dostać się na górę... Lecz na spotkanie z synem Veronici, nie musiałem długo czekać...

Nagle... Oszołomiony... Obudziłem się w małym pomieszczeniu... Była to mała kuchnia... Z wypolerowana podłogą... Na środku, stał długi blat, na którym znajdowały się przedmioty, które są używane do gotowania, jak noże czy widelce... Pod ścianami, można było ujrzeć różne szafki jak i półki, a nawet, po prawej stronie, znajdowała się dużą lodówka... Za blatem, stał nie kto-inny jak... Aleiser, który spoglądał na mnie...

- Co ty sobie wyobrażasz? - spytałem rozgniewany, unosząc swoje ciało, a przy okazji, zauważając, iż w pokoju, nie ma żadnych drzwi czy okien... - co to ma być?

Finalna SymfoniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz