Rozdział 10

710 28 15
                                    

Piątek. Mecz Chicago vs Toronto, co się z tym łączy?
Impreza.
Mecz miał rozpocząć się o godzinie 14:45, Chris z Noah'em jak zwykle przed meczem, pojechali szybciej do szkoły.
My z Lauren postanowiłyśmy zrobić sobie dziś dzień wolny od szkoły, właśnie się ogarniałyśmy do wyjścia.

-Pamiętaj że po meczu zrobię cię na bóstwo, kochana.- zwróciła się do mnie Lauren gdy wsiadałyśmy do mojego czarnego mercedesa.

-Po meczu rób se ze mną co chcesz.

To będzie pierwszy raz po śmierci mamy kiedy się gdzieś wyrwę, zwłaszcza na imprezę. Zamierzałam dziś nie oszczędzać alkoholu, wyglądać jak bogini i przede wszystkim zajebiście się bawić.

Wysiadłyśmy z samochodu i udałyśmy się w stronę ogromnego boiska do koszykówki, przed meczem chciałyśmy podejść do chłopaków i wymienić parę słów.

-Powodzenia. Rozpierdolcie ich.- powiedziałam lekko się uśmiechając i poklepałam chłopaków po ramionach.

Zająłyśmy nasze miejsca na trybunach gdzie siedziało już sporo uczniów.
Po chwili komentator zaczął coś opowiadać a drużynach i zaczął się mecz.

W 3 kwarcie drużyna z Toronto miała przewagę 2 punktów, w 4 kwarcie dalej byli na prowadzeniu, jednak w ostatnich sekundach meczu dotarł do nas głos komentatora.

-Noah Wilson sprawnie omija przeciwników iiii uwaga...Perfekcyjny rzut za 3 punkty powoduje wygraną drużyny Chicago Tigers !!!!

Udało mu się.
Widząc jak drużyna rzuca się na bruneta i klepie go po plecach, uśmiechnęłam się szeroko po czym zeszłam z Lauren powoli z trybun.

Podeszłyśmy do chłopaków którzy właśnie wyszli z szatni, ja dość sprawnie wtuliłam się w ciało Noah'a a on lekko się uśmiechnął i odwzajemnił gest.

Chris z Lauren patrzyli na nas nieco zdziwieni po czym zbili piątkę.
Uznam że tego nie widziałam.

-Będziemy po was o 20. Bądźcie gotowe.- powiedział Chris gdy kierowaliśmy się do samochodów.

-Dobrze szefie.- parsknęła blondynka.

-I żadnych krótkich sukienek!!!- krzyknęli obydwoje gdy wsiadali do auta po czym odjechali.

-Phiii, no jasne.- zaśmiałam się wraz z przyjaciółką i także odjechałyśmy z szkolnego parkingu.

W moim domu byłyśmy po około 15 minutach, wbiegłyśmy szybko do mojego pokoju i zaczęłyśmy się ogarniać.

Lauren związała swoje długie blond włosy w wysokiego kucyka, na uszy założyła duże złote kolczyki w kształcie kół. Jej makijaż prezentował się idealnie, czarne lekkie kreski, czerwony tusz do rzęs i bordowa matowa szminka perfekcyjnie pasowały do jej czarnej brokatowej sukienki sięgającej do połowy uda.

Ja natomiast swoje włosy lekko pokręciłam, opadały mi kaskadami na ramiona, na rzęsach pojawił się granatowy tusz, granatowe kreski, odrobina srebrnego cienia do powiek w kąciku oka a na ustach ciemna brązowa pomadka. Sukienkę miałam taką samą jak Lauren tylko że granatową.

-Wyglądamy jak pieprzone bogini, Rose.

-Zgadzam się.

Fakt, dziś wyglądałyśmy nieziemsko.

-Noah'owi chyba szczęka opadnie jak cię zobaczy.

-No bez przesady, z resztą to tylko przyjaciel.

-Jo, pierdol pierdol ja posłucham- parsknęła.

Usłyszałyśmy warkot silnika więc chwyciłyśmy swoje małe torebki i złożyłyśmy buty, postawiłyśmy dziś na szpilki w kolorach naszych sukienek.

Be head over heels in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz