Rozdział 9

703 20 5
                                    

Rose pov:
Dziś był wtorek, od mamy śmierci minął prawie tydzień, pogrzeb był wczoraj.
Dalej strasznie gnębiła mnie świadomość straty obojga rodziców ale przecież muszę iść dalej, nie mogę stać w miejscu i się użalać.
Noah i Lauren zadbali o to żebym się nie zamknęła w sobie, byli przy mnie cały czas a ja byłam im za to niesamowicie wdzięczna.

Teraz siedziałam na lekcji matematyki, profesor strasznie przynudzał ale cóż, jedyne na co teraz czekałam to na lunch bo spotkam się z przyjaciółmi.

Gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka, wstałam ze swojego miejsca, chwyciłam do ręki torebkę i wybiegłam z klasy kierując się na stołówkę.

- Po tym meczu z drużyną z Toronto, Walker organizuje imprezę u siebie w domu.- odezwał się Noah gdy siedzieliśmy całą piątką przy stole i jedliśmy lunch.

-Wpadniemy- powiedzieli w tym samym czasie Lauren i Chris.

-A ty, Rose ?- wszyscy skierowali swój wzrok na mnie.

-No niech będzie, przyjdę.-odpowiedziałam upijając łyk lemoniady.

Zjedliśmy posiłek do końca rozmawiając przy tym na różne tematy, po dzwonku rozeszliśmy się do klas, ja i Lauren miałyśmy teraz lekcje francuskiego a chłopacy mieli fizykę.

Lekcje skończyliśmy w tym samym czasie, czyli o 15:55. Do domu wracałam z Lauren moim samochodem, wysiadłyśmy pod moim domem, pożegnałyśmy się po czym blondwłosa skierowała się do swojego domu.

Potrzebowałam chwili na oczyszczenie swoich myśli, na odpoczynek od wszystkiego, a przede wszystkim na chwilowe zapomnienie tego co dzieje się w moim życiu.
Weszłam więc do swojego pokoju, założyłam czarne kolarki Nike Pro, sportowy top bo było dziś dość ciepło, z biurka zgarnęłam air podsy i poszłam założyć buty.
Zakluczyłam dom i puściłam playliste z piosenkami The Neighbourhood, jako pierwsza poleciała piosenka ,,Staying up,,. Schowałam telefon i ruszyłam truchtem odcinając się od rzeczywistości.

***
Dobiegłam właśnie do domu, mój licznik w telefonie pokazywał że zrobiłam 5 km w niecałe 40 minut.
Całkiem nieźle.
Dużo mi to dało, mój umysł trochę odpoczął i nie myślałam o tym co się wydarzyło w ostatnim czasie.

Udałam się do łazienki aby wziąć ciepłą kąpiel, nalałam do wanny wody, dolałam płynu do kąpieli o zapachu brzoskwini i zdjęłam z siebie strój sportowy.
Weszłam do cieplej wody i ułożyłam się w niej wygodnie.

Spędziłam w łazience dobrą godzinę, ubrałam luźne czarne dresy i niebieski top.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać coś w telefonie, poczułam w ręku wibracje mojego telefonu.
Noah.
Kliknęłam więc zielony przycisk odbierając tym telefon.

- Będę po ciebie za 10 minut- powiedział szybko

-Co? Po co?

-Mniej wiesz, lepiej śpisz, kruszynko. Ubierz się wygodnie.

- Gdzie jedzi...- nie skończyłam mówić bo się rozłączył.

Aha, czyli zabiera mnie gdzies nawet nie wiem gdzie. Jest 21 a ja planowałam iść spać...No ale cóż, pewien brunet musiał pokrzyżować me ambitne plany.

Niechętnie zeszłam z łóżka, wyciągnęłam z szafy jego szarą bluzę którą kiedyś mi dał i powolnym krokiem ruszyłam na dół aby założyć buty.
Usłyszałam dźwięk klaksonu, no czy on ma jakieś problemy z cierpliwością?

Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz.

-No już jestem panie niecierpliwy.- wywróciłam oczami wsiadając do samochodu.

-Minuta spóźnienia, panno Rose.

-Nie przesadzaj.

Spojrzał na mnie a jego wzrok zatrzymał się na bluzie którą miałam na sobie.
- Fajną masz bluzę- uśmiechnął się lekko.

- A wiem, dzięki.-spojrzałam mu w oczy i również się lekko uśmiechnęłam.

Brunet zmienił bieg i ruszył spod mojego domu.
Jechaliśmy już jakieś 20 minut a ja bardzo chciałam się dowiedzieć dokąd on mnie zabiera.

- No gdzie jedziemyyy..- wyjęczałam cicho.

-Nie jęcz, nie tutaj- mrugnął do mnie okiem i nie odpowiedział na moje pytanie.

-Pierdol się.

-Nie kuś losu, Rose.-uśmiechnął się dwuznacznie.

Wywróciłam ponownie oczami i skierowałam swój wzrok na szybę, mijaliśmy znak oznajmujący wyjazd z Chicago. Po chwili zamiast bloków mijaliśmy wysokie drzewa i pola.

-Jesteśmy- odezwał się brunet.

Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła, byliśmy nad jeziorem położonym pomiędzy lasami i polami.

-Dlaczego mnie tu zabrałeś ?

-Chciałem cię tu zabrać już od dłuższego czasu, to takie ,,moje,, miejsce. Przyjeżdżam tu jak potrzebuje odpocząć od wszystkiego albo pobyć sam.

-Zabrałeś mnie w swoje miejsce...?-powiedziałam cicho.

-Tak, Rose.

Poczułam przyjemne uczucie w brzuchu, on przyjechał po mnie wieczorem aby pokazać mi to miejsce. Tu było tak pięknie...
Staliśmy oparci o maskę samochodu i patrzyliśmy przed siebie.

Brunet po chwili wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalniczkę, przysunął paczkę bliżej mnie pytając czy chce na co ja pokręciłam przecząco głową. Odpalił go i zaciągnął się kilka razy.

-Dajesz sobie jakoś radę?- zapytał wypuszczając dym.

-Jakoś tak, muszę dawać sobie radę...

W tym momencie złapaliśmy kontakt wzrokowy, ja wpatrywałam się w jego ciemne oczy a on w moje.
Nawet nie wiem kiedy mój obojętny stosunek do chłopaka zamienił się w... w coś czego nie potrafiłam nawet nazwać.
Coraz bardziej lubiałam przebywać w jego towarzystwie.

~~~~~~~
Dziś prawdopodobnie wleci drugi, trochę luźniejszy ale fajny rozdział😛

Be head over heels in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz