Rozdział 2

314 40 3
                                    

Artur

Po całym tygodniu w robocie miałem ochotę tylko i wyłącznie na szklankę czegoś mocnego i ewentualnie jakąś galę boksu. Niestety Roksana właśnie teraz postanowiła do mnie napisać i przypomnieć mi, że nie widzieliśmy się od trzech dni. Strasznie długo, według niej, bo ja tego czasu nawet nie zauważyłem. Odkąd ojciec przepisał na mnie swoje udziały, miałem zapierdol jak w kamieniołomie. Stanąłem przy drzwiach windy i nerwowo spojrzałem na wyświetlacz, wskazujący zmianę pięter. Wchodząc do środka, spojrzałem w oczy jakiejś sprzątaczki. Nic nadzwyczajnego, ale gdzieś już ją widziałem. Odruchowo chciałem się wycofać, ale chyba nie wypadało. Po chwili zawahania wszedłem do środka i wyjąłem telefon.
–Pani też na ostatnie? – spytałem głupio, zamiast spojrzeć na ekran, ale odpisywanie Roksanie wydawało mi się ważniejsze.
–Tak, na ostatnie panie prezesie. – Dziewczyna odpowiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałem, ale poznałem jej głos, to ta sama ofiara, która nie potrafiła wyprowadzić wózka z konferencyjnej. Miałem najwyraźniej do niej szczęście.
Szelest, który wywoływała, trochę mnie irytował, ale nie miałem siły na zwracanie jej uwagi. Dopiero kiedy najechała mi na but, podskoczyłem.
–Ej! – warknąłem i schowałem telefon.
–Przepraszam bardzo. Nie zablokowałam kółek.
–Zauważyłem. – Opanowując złość, poprawiłem mankiety i z ulgą spojrzałem na otwarte drzwi. – Pani pierwsza.
–Nie, proszę, niech pan…
–Idzie pani – westchnąłem bezsilnie. – Nie mam zamiaru pobrudzić sobie marynarki – dodałem na samą myśl, że mogłaby oprzeć ten cholerny wózek o moje plecy. Oczywiście ta melepeta nie potrafiła nawet wyjść. Szarpała się przez chwilę, jak nie z zamykającymi się drzwiami, to z zablokowanym kółkiem. Nie miałem zamiaru dotykać się do tego czegoś i spokojnie, choć spokój to za wiele powiedziane, czekałem, aż się wytoczy. Zrobiła to dość gwałtownie, bo kiedy kółko wyskoczyło z prowadnic windy, dziewczyna padła na podłogę. – Nic pani nie jest? – Podszedłem bliżej, ale dziewczyna błyskawicznie wstała i otrzepała ubranie.
–Nie, przepraszam pana. – Uniosła dłonie i z opuszczonym wzrokiem pobiegła wzdłuż pustego korytarza. Przez chwilę jeszcze na nią patrzyłem, po czym wziąłem głęboki oddech. Boże, jak ja się tu męczyłem.
Po przyjściu do swojego gabinetu, usiadłem wygodnie w fotelu i lekko się zakołysałem. Mój wzrok nie odwracał się od fotografii, na której byłem z ojcem. Całe życie ciężko pracował, by zapewnić nam godne życie. Zapewnił. Mamy z Klaudią pieniądze, wielkie domy i nie musimy się martwić o przyszłość. Co z tego? Klaudia przynajmniej obrała kurs zgodny z jej potrzebami. Bawi się w bizneswomen i tyle. Ma te swoje spa czy inne salony kosmetyczne i tylko wymyśla, co by jeszcze kobietom poprawić. Ja osiadłem w firmie ojca i każdego dnia bezpowrotnie tracę kawałek życia. Rodzice nauczyli mnie tylko jednego, zarabiania i rozwoju. Ale jak z tego korzystać poza firmą, to już zapomnieli. Generuję zyski i je gromadzę. Nic poza tym nie umiem i niczego nie potrzebuję. Na swój dziwny sposób to mi odpowiada. Wiem, czego się spodziewać i nic mnie w życiu nie zaskoczy.
dźwięk telefonu oderwał mnie od głupich myśli i od razu odebrałem. Na początku słuchałem szczebiotu Roksany ii kiwałem głową w rytm jej słów. W ciągu kilkunastu sekund zdążyła mi powiedzieć, co kupiła, co jeszcze kupi, a na co szkoda jej kasy. Nie musiała mówić wprost. Tekst “szkoda mi kasy” oznaczał tylko jedno, ja miałem za to zapłacić i zawsze płaciłem. Nie widziałem w tym problemu, bo to były pierdoły, na które było mnie stać.
Pukanie przerwało moją rozmowę i niechętnie odwróciłem się do drzwi.
–Proszę! – zawołałem, a kiedy drzwi się uchyliły, machnąłem dłonią do zaglądającej do wnętrza sprzątaczki. – Rób swoje – mruknąłem. – Nie mówię do ciebie! – Tym razem uspokoiłem Roksanę. Zaraz wracam do domu, to mi wszystko opowiesz. – Nie czekałem na odpowiedź. Wsunąłem telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki i zabrałem z biurka kilka teczek. Minąłem stojącą pod ścianą sprzątaczkę, ale będąc już w drzwiach, nieznacznie się odwróciłem. – Tylko nie zepsuj niczego. – Dziewczyna lekko skinęła głową, ale coś czułem, że to nie było zapewnienie.
Nie myśląc o niczym zjechałem do podziemnego parkingu i wsiadłem do swojej zabaweczki. Perłowo czarne Bugatti rzucało się w oczy na mieście i lubiłem to. Od zawsze kręciły mnie zawistne spojrzenia facetów i maślane lasek. Cichy szum silnika dał mi ukojenie po całym dniu. Przez miasto przejechałem bez większych problemów, bo było już późno, ale dopiero poza nim, poczułem, że żyję. Stopniowo przyspieszałem, a głośna muzyka zagłuszała moje myśli. Już podjeżdżając pod dom, zauważyłem to małe gówno, które Roksana nazywała samochodem. Tarasowało podjazd do garażu. Tyle razy tłumaczyłem, żeby stawała obok, ale najwyraźniej robiłem to za cicho. Zatrzymałem się zaraz za nim i przywitałem się z psami. Skakały tak, że nie mogłem dojść do domu. Kiedy w końcu mi się to udało, zdjąłem marynarkę i rozpinając guzik pod szyją, wszedłem do salonu, gdzie Roksana urządziła sobie siłownię. Lekko skrzywiony przyglądałem się jak ćwiczy razem z telewizorem i pierwszy raz pomyślałem, że ta dziewczyna wcale mi nie jest potrzebna. Równie dobrze mogłoby jej nie być i niczego by to w moim  życiu nie zmieniło.
–O! Jesteś już? – zawołała, odkładając na podłogę gumę do ćwiczeń.
–No, już. – Pokazowo zerknąłem na zegarek. – Dziewiętnasta.
–Za dużo pracujesz. – Podeszła bliżej i zarzuciła mi ręce na kark. Od razu ją objąłem i dotknąłem ustami jej ciepłego policzka. – Zamęczysz się.
–Ktoś musi zarabiać na twoje wydatki. – Cmoknąłem szybko jej usta i wyszedłem do kuchni. Oczywiście musiała przydreptać zaraz za mną. Podskokiem usiadła na środku blatu i wzięła kilka łyków wody prosto z butelki. – Szklanki są, do cholery – warknąłem, podstawiając jej pod nos wysoką szklankę.
–Brzydzisz się po mnie pić?
–Brzydzę się tego, co tam urośnie w ciągu najbliższych godzin.
–Wiesz co? Świnia jesteś.
–Być może – odpowiedziałam bez emocji. – Ciebie to ja mogę całą wylizać, ale gdybyś nie myła się dwa dni, to bym jednak odpuścił.
–Ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? – To pytanie musiało w końcu paść i wcale się nie zdziwiłem, że padło akurat teraz. Podniosłem na nią wzrok, bo już dawno powinienem jej powiedzieć prawdę. Co z tego, skoro na tym polu byłem tchórzem. Było mi z nią dobrze, była ładna, ba, niektórzy uważali, że piękna, zgrabna, niegłupia i do tego bardzo lubiąca bzykanie. Nie miałem kłopotów z bólami głowy czy innych części ciała, bo nawet w trakcie okresu dawała radę zrobić ze mnie miękką dętkę samymi ustami. Ogień nie kobieta, jednak uczuć to w tym nie było, przynajmniej z mojej strony. Milczenie trwało, a ona nadal wierzyła, że się odezwę. Nie zrobiłem tego. Włączyłem ekspres do kawy i patrzyłem jak cienka strużka wpada do przejrzystej filiżanki.
–W moim świecie miłość to zbytek luksusu – odezwałem się w końcu i z kawą podszedłem do wyspy. – Kochanie kogokolwiek jest słabością, niszczącą nie tylko umysł ale i interesy. Nie miej żalu, że ja to wiem.
–A ja? Gdzie w tym twoim świecie jestem ja?
–Zazwyczaj w sypialni. – Niespodziewanie dostałem od niej w twarz i zaskoczony nawet nie mrugnąłem. – No co?!
–W sypialni? Do tego się nadaję? A reszta to co?
–Jaka reszta, do cholery? Obiecywałem ci ślub?
–No właśni nie, niczego mi nie obiecywałeś, niczego poza dupą nie chcesz!
–Roksi…
–Nie mów do mnie Roksi!
–To jak mam mówić? – Zerwałem się z krzesła i stanąłem naprzeciwko niej.
–Wcale do mnie nie mów – syknęła, udając groźną. Chcąc trochę załagodzić nerwy, próbowałem ją objąć, ale nie dała mi na to szansy. Wybiegła z hukiem, a po chwili usłyszałem nie tylko pracę silnika tego malego gówna, ale też dźwięk rysowanej blachy.
–No kurwa! – zawołałem i wybiegłem przed dom. Zdążyłem zobaczyć tylko chmurę spalin i wgniecenie w boku mojego wozu. – No zabiję szmatę – westchnąłem sam do siebie i dotknąłem dłonią karoserii. – No zabiję i tyle.
Po powrocie do domu, od razu zadzwoniłem do serwisu. Był koniec tygodnia, więc nie liczyłem na ekspres, choć mogłem za niego zapłacić. Nie miałem w planach żadnych wyjazdów, dlatego pozwoliłem sobie na luksus spędzenia weekendu we własnym domu.
Piątkowy wieczór rozpocząłem od długiej kąpieli, podczas której bąbelki hydromasżu odprężyły moje ciało. Nie miałem ochoty wychodzić z wody, bo dawno nie czułem takiego spokoju. Fakt, brakowało mi damskiego towarzystwa, ale nie zamierzałem prosić Roksany o powrot. Ubrany jedynie w szlafrok usiadłem wygodnie na kanapie ze szklanką brandy i oddałem się przyjemności oglądania gali MMA. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłem obejrzeć coś takiego w spokoju. Zazwyczaj siedziała ze mną Roksana i poza tym że stale coś gadała, to jeszcze nie pozwalała włączać wszystkich głośników. Oczywiście programy typu, wyspa namiętności, zamiana żon czy inne nakręcane sztucznie gówno musiało lecieć na cały regulator. W sumie z jej odejściem, spadło ze mnie wiele problemów. Do tej pory siedziała mi dosłownie na głowie, nie dając żyć jak chciałem. Dziwnie mi teraz o tym myśleć, bo w sumie ona była nikim ważnym i poza ładną buzią niczego nie posiadała. Cóż, z takimi warunkami pewnie szybko znajdzie sobie drugiego sponsora, bo w tę jej miłość nie bardzo chce mi się wierzyć.
Przez weekend nie odebrałem żadnego telefonu, choć dzwonił średnio co godzinę. Zamknąłem bramę i udawałem, że mnie nie ma. Wszystko byłoby super, gdyby nie nagły, niezapowiedziany przyjazd Klaudii w niedzielne popołudnie. Dźwięk silnika jej auta poznałem z daleka i nie podnosząc głowy z leżaka rozstawionego przed domem, wcisnąłem guzik na pilocie.
–Odbierasz czasem telefony? – zawołała, zanim jeszcze podeszła, a kiedy to zrobiła, pocałowała mnie w czoło. – Hej, brat.
–Nie odbieram, wolne mam. – Zsunąłem okulary i szeroko się do niej uśmiechnąłem. – Hej siostra.
–Słyszałam, że wywaliłeś Roksi. – Klaudia rozsiadła się na leżaku obok mnie.
–Nie mów Roksi! – zapiszczałem, udając swoją byłą.
–A tobie co? – Zmierzyła mnie wzrokiem. – Klepki się nie poukładały?
–To jej słowa, zawsze to słyszałem.
–Aha! – Zaśmiała się i położyła podobnie jak ja. – A co się stało?
–Kazałem jej pić ze szklanki.
–To poważny powód – zadrwiła.
–Nie poprosiłem jej o rękę – burknąłem po chwili zastanowienia i spojrzałem na siostrę. Nie odwracała ode mnie wzroku i po ciężkim oddechu pokręciła głową. – Nie zrobię tego!
–Wiem. – Wzruszyła ramionami, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała. – Nie namawiam cię do tego, ale no…
–Co no? – Zerwałem się z leżaka i z drinkiem w dłoni zacząłem przed nią łazić. – Co no?
–Nic. Chciałam powiedzieć, że to nie powód do rozstania.
–Siostra? – Zaciekawiony przysiadłem na jej leżaku. – Ona cię przysłała, tak? Żebyś mnie urobiła, żebym ją przeprosił i poprosił, by wróciła, tak?
–Nie do końca.  – Poprawiła się na leżaku i zdjęła okulary. – Powiedziała, że jesteś potworem nie doceniającym jej uczuć i zaangażowania. I, wybacz, ale ja jej wierzę, znam cię.
–Ta – szepnąłem. – Wiesz co? Ma rację, nie doceniam jej uczuć, bo w nie nie wierzę, nie doceniam jej starań, bo nie są bezinteresowne. Teraz pasuje?
–Ona naprawdę…
–Naprawdę chce ze mną być, nie wątpię w to! – wtrąciłem się. – Ale weź sama powiedz, że to sprawa sporo prostsza niż jakieś uczucia. Ona lubi luksus, lubi drogie perfumy, lubi przegrzebki i buty za krocie. Nie mówię, że to źle, ja też to lubię, ba, lubię rzeczy sporo droższe i nie zamierzam ich sobie oszczędzać.
–Co to ma do Roksi? – Klaudia, patrząc mi w oczy, zaplotła ręce na biuście.
–To, że to sponsoring, a nie miłość.
–A skąd ty taki znawca w miłości? Nigdy nikogo nie kochałeś!
–No – mruknąłem, zastanawiając się nad jej słowami. – Ale przynajmniej nie pierdolę o miłości. Mówię wprost, że to był układ za kasę. Nie oszukujmy się, ja buliłem za jej zachciewajki i udawałem, że tego nie zauważam, ona dawała siebie i też udawała, że tego nie zauważa. Prosty układ.
–Prosty. – Siostra pokręciła z uznaniem głową. – A ty serio nie chciałbyś z nią…
–Co?
–No wiesz. – Zmrużyła przenikliwie oczy. – Lata lecą.
–O, i to mówi moja siostra starsza ode mnie pięć lat i wciąż panna.
–To co innego. – Oburzyła się trochę na pokaz. – Prezes lepiej wygląda, mając u boku małżonkę niż kochankę.
–Nie mam ani jednej, ani drugiej. – Rozłożyłem ręce. – I nie zamierzam mieć, baba to kula u nogi.
–Jesteś potworem – przyznała i podniosła się z leżaka. – Idę, bo jeszcze mi się udzielą te twoje poglądy. Pa!
Na pożegnanie pomachałem tylko dłonią. Nigdy nie lubiłem takich rozmów. Co to w ogóle za tekst, że facet bez konbiety gorzej wygląda? Może kobieta bez faceta to i owszem, zwłaszcza że jak dotąd nie poznałem kobiety, która znaczyłaby coś bez męża.
Burza wygoniła mnie z ogrodu i przyszła pora, by psychicznie przestawić się na tryb poniedziałkowej pracy. Po prysznicu usiadłem w salonie z zabranymi z biura papierami i zacząłem je przeglądać. Moi doradcy piłowali, żebym sprzedał te interesy, które dają niewspółmierny zysk do włożonej w nie pracy, ale ja bardzo nie lubię pozbywać się zakupionych rzeczy. Wolę, żeby zaczęły przynosić większe zyski.
Podniosłem głowę znad papierów, kiedy usłyszałem dźwięk wjeżdżającego na posesję samochodu. Przez chwilę się przysłuchiwałem, myśląc, że coś mi się wydawało, ale trzaśnięcie drzwi było prawdziwe. Niezadowolony podszedłem do drzwi i kiedy tylko je otworzyłem, zastałem za nimi Roksanę. No któż by się spodziewał? Wpatrywaliśmy się w siebie i w końcu, nie słysząc niczego z jej strony, wpuściłem ją do środka. Zaraz po tym jak zamknąłem drzwi, laska rzuciła mi się na szyję i zaczęła całować. Dopiero ten pocałunek pokazał mi, jak bardzo jest mi obca. Na siłę odciągnąłem od siebie jej ręce i pytająco spojrzałem w oczy.
–Chciałaś coś? – zapytałem z bezczelnym uśmiechem, bo musiałbym być idiotą, żeby tego nie wiedzieć.
–Głupia kłótnia.
–Ja się nie kłóciłem.
–No przepraszam. – Uśmiechnęła się słodko jak chyba jeszcze nigdy i pocierając dłońmi moje ramiona, przeniosła je na kark. – Nie powinnam tak reagować. – Drapnęła paznokciami tył mojej głowy i przygryzając wargę, próbowała przyciągnąć mnie do siebie. Zdecydowanym ruchem odsunąłem się od niej i zdjąłem z siebie jej ręce. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i widząc jej zakłopotanie, pokiwałem palcem.
–Nie, koleżanko. Tak się nie bawimy. Nie to nie.
–Artur, proszę, wróćmy do siebie! – Prawie płakała.
–Ja jestem u siebie. Sama wyszłaś, ja nie będę cię siłą zatrzymywał.
–Naprawdę? – Jej naładowane botoksem usta wygięły się w podkówkę. W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, i to ją nieco bardziej rozzłościło. Poczerwieniała i zmrużyła groźnie oczy, po czym wbiła mi palec w mostek. – A co ty myślisz, idioto, że jesteś taki super? Że nie znajdę nikogo innego?
–Nie wiem, ale jak dotąd to ty do mnie przyszłaś, nie ja do ciebie.
–Chciałam dać nam szansę! – Płakała w głos.
–I dałaś, ale ja jestem idiotą i jej nie wykorzystam.
–Pożałujesz!
–Nie uwierzysz, ale już żałuję – mruknąłem i otworzyłem drzwi. – Pilot i klucze. – Nie oddała ich od razu. Ściskała je przez chwilę w dłoni, po czym rzuciła na podłogę. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Uśmiechnąłem się do niej i cmoknąłem ustami. – Dobranoc, Roksi.
Minęła mnie tak głośno, że pomyślałem, że na pożegnanie jeszcze mnie kopnie. Z satysfakcją patrzyłem jak wyjeżdża za bramę i kiedy zniknęła w ciemności, zamknąłem nie tylko drzwi, ale też pewien etap w życiu.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz