Rozdział 10

373 47 4
                                    

Artur

Sam nie wiem, skąd wziął mi się ten pomysł. Palnąłem jak ostatni kretyn, a później samo już poszło. Gdzieś w środku wierzyłem, że jednak się wykręci. Już dawno byłem w samochodzie, a nadal nie kontrolowałem ani myśli, ani tego, co robiłem. Do domu dojechałem na autopilocie, nie wiedziałem którędy, nie wiedziałem jak szybko ani czy przestrzegałem przepisów. Po prostu zatrzymałem się przed bramą, pewnie gdyby była otwarta to wjechałbym pod garaż i też nie wiedziałbym jak. Szczekanie psów zmusiło mnie do zejścia na ziemię. Nie podbiegły do mnie taplały się w kałużach powstałych na trawie i szczerze zacząłem się z nich śmiać. Stare byki, a bawiły się jak szczeniaki.
Po przebraniu się w suche rzeczy rozwaliłem się w salonie na kanapie i włączyłem muzykę. Nie było dla mnie ważne, co leci, ważne, że nie słyszałem ciszy.
–Panie Werner – odezwała się za moimi plecami gosposia. Zwiesiłem głowę, bo kompletnie o niej zapomniałem. – Czy ja mogę posprzątać teraz pana gabinet?
–Jasne.
–A sypialnię? Chciałam zmienić pościel, nie sądziłam, że wróci pan tak wcześnie. – tłumaczyła się zupełnie niepotrzebnie.
–Oczywiście, pani Janino, tylko bardzo proszę robić to w miarę cicho.
–Oczywiście, jak pan sobie życzy.
Raz dwa zniknęła mi z oczu i ponownie mogłem cieszyć się ciszą. Mój wzrok zatrzymał się na barku. Na brzegu stała butelka czerwonego wina. Dokładnie ta sama, którą otworzyłem kiedy była tu Agata. Najpierw obejrzałem się na schody, czy pani Janina nie wraca, a później podszedłem do barku. Nalałem sobie kieliszek tego wina i z nim podszedłem do drzwi na taras. Deszcz nie przestawał padać a ja wspomniałem Agatę trzęsącą się z zimna. Odruchowo wyjąłem telefon, ale nie zadzwoniłem do niej. Coś mnie powstrzymywało. Pomyślałem, że może faktycznie się za bardzo wtrącam, praca pracą, ale włażenie jej do domu, to przesada. Miałem nadzieję, że jej facet nie będzie miał mi tego za złe. Dopiero wtedy przyszło mi na myśl, że ani razu o nim nie wspomniała. Ciotka też milczała w temacie, a w mieszkaniu nie było najmniejszego śladu mężczyzny. Niemożliwe że go nie miała, miała dzieci, więc nawet jeśli z nim nie mieszkała, to jakiś musiał dla niej istnieć. Próbowałem go sobie wyobrazić, ale nikt mi do niej nie pasował. Jednym łykiem wypiłem zawartość kieliszka i skrzywiłem usta. To nie był jakiś wyjątkowo dobry rocznik, piłem lepsze. Może na ten obiad wypadałoby przynieść jakieś wino? Nie byłem pewien, zwłaszcza że nie miałem wprawy w serwowaniu wina do domowego obiadku. Nie chcąc o tym stale myśleć, wróciłem na kanapę. Nie poleżałem w spokoju nawet godziny. Zakłóciły go psy siedzące przed drzwiami tarasu. Na początku udawałam, że ich nie widzę, ale poszczekiwały, chcąc ewidentnie schować się do ciepłego wnętrza. Problemem była ich jakże równomiernie ubłocona sierść. Nie miałem sumienia trzymać ich na dworzu i kiedy tylko uchyliłem drzwi, wydałem polecenie, żeby usiadły. Nie chciałem dokładać pani Janinie roboty. Pojedynczo przeprowadziłem psy do łazienki i dopiero tu pozwoliłem im się poruszać. Na szczęście lubiły się kąpać, więc wszystkie trzy czekały niecierpliwie aż to je zleję wodą z prysznica. Po kąpieli moje psie towarzystwo rozbiegło się po salonie, ale już po chwili zaległy każde w swoim kącie. Ja mogłem wrócić do rozplanowania sobie weekendu.
W sobotę poza zwykłymi rzeczami, które od lat się nie zmieniały, zaplanowałem zakupy. Tak, ja miałem jechać po zakupy. Dokładnie rzecz biorąc, miałem zamiar kupić coś dzieciom, zamówić kwiaty paniom, no i pomyśleć nad czymś do obiadu. Kwiaty poszły najsprawniej, powiedziałem czego potrzebuję i tyle. Gorzej było w sklepie z zabawkami. Nie wiedziałem czym bawią się dzieci, a szczególnie dzieci, których na zabawki nie stać. Domyślałem się, że nie mają w domu najnowszych klocków lego i najnowocześniejszych interaktywnych lalek. Pani w sklepie chodziła za mną między regałami, aż w końcu podeszła bliżej.
–Pomóc? – zapytała grzecznie.
–Owszem, potrzebuję czegoś fajnego dla bliźniąt, dziewczynka i chłopak.
–W jakim są wieku?
Skąd miałem wiedzieć? Agata nie mówiła mi nic na ich temat.
–No takie… – Dłonią pokazałem odległość około metra nad podłogą.
Kobieta uśmiechnęła się, widząc moja minę i pokiwała głową.
–Czyli około trzech lat. A czymś szczególnym się interesują?
–Zabije mnie pani, łatwiej będzie – mruknąłem niezadowolony. – Da mi pani najlepsze coś dla takich małych.
–Wie pan, jeśli posiadają już jakieś zestawy, to może coś do rozbudowy…
–Nie posiadają! Powiedzmy, że te dzieci nie mają żadnych zabawek, może być? – Patrzyła na mnie jak na wariata i tak się czułem, ale byłem przekonany, że to, co mają w domu, to najtańsza chińszczyzna kupiona na bazarze. – Pospieszy się pani, nie będę tu tracił całego dnia – podniosłem na nią głos. Od razu ruszyła między regały i po chwili przyniosła mi dwa spore pudła. Nawet zaczęła mi tłumaczyć co tam było, ale nie zamierzałem słuchać, uniosłem dłoń żeby przestała gadać i wyjąłem kartę.
Nienawidziłem zakupów. Od zawsze chodzenie po sklepach przyprawiało mnie o nerwicę. Pewnie dlatego wszystko co mogłem zwalałem na innych, a sam chodziłem tylko w takie miejsca, gdzie pracownicy z góry wiedzieli czego oczekuję i z nikim nie musiałem gadać. Nie wyobrażałem sobie takiego łażenia między półkami i oglądania wszystkiego po kolei, żeby ostatecznie wybrać to, co widziało się jako pierwsze. Postanowiłem w końcu kupić do obiadu dobre wino. Zajechałem do znajomego salonu win i przywitałem się z właścicielką.
–Dawno pana nie było – zawołała na mój widok i wskazała mi miejsce przy okrągłym stoliku.
–Tak się złożyło, ostatnio pijam mocniejsze trunki. – Spojrzałem na nią przepraszająco, bo babka była fanatyczką win.
–To nie wiem, czy chcę z panem rozmawiać.
–Zaryzykuję. – Poprawiłem się w fotelu. – Potrzebuję dwóch butelek dobrego trunku.
–Jakaś okazja?
–Obiad u znajomych, tylko nie wiem co będzie.
–Znajdzie się coś uniwersalnego. –Pokręciła głową. – A nic bliżej?
–Obawiam się, że to będzie prosta, tradycyjna polska kuchnia.
–Rosół i schabowy? – zaśmiała się, a do mnie dotarło, że takiego tradycyjnego niedzielnego obiadu chyba jeszcze nie jadłem. W naszym domu królowało jedzenie egzotyczne, im bardziej wykwintne, tym lepiej. Może w dzieciństwie jadłem coś takiego, ale tego nie pamiętałem. Moja rozmówczyni wyjęła kartę win i po chwili powiedziała swojemu pracownikowi kilka nazw. Butelki pojawiły się przede mna w mgnieniu oka. Właścicielka zaczęłą mi o nich opowiadać, o barwie, bukiecie i trwałości smaku. Mimo że lubowałem się w różnych alkoholach, to nie poświęcałem winom aż takiej uwagi. Zaufałem osobie bardziej doświadczonej i wybrała dla mnie cztery butelki, dwie do obiadu i dwie do deseru.
Miałem już wolne aż do następnego dnia. Zadowolony wracałem do domu, ale moje szczęście długo nie mogło trwać. Już dojeżdżając do bramy, zauważyłem stojące na podjeździe gówno, zwane samochodem. Roksana na mój widok wyskoczyła na zewnątrz i stanęłą tak, bym nie mógł podjechać bliżej. Nie wysiadając, otworzyłem szybę i zmierzyłem ją wzrokiem. Miała na sobie kuszącą mini spódniczkę, a do tego bluzkę z lekko prześwitującego materiału. Jeszcze wcale nie tak dawno temu, uległbym pokusie i zaciągnąłbym ją do sypialni jeszcze przed lunchem, ale teraz nie działała na mnie aż tak bardzo.
–Pani do mnie? – Zsunąłem okulary.
–Nie wygłupiaj się. Zostawiłam kilka rzeczy, chcę je odebrać.
–Ależ zapraszam. – Wskazałem ręka bramę i nacisnąłem guzik pilota. Ja wjechałem pierwszy, w tej sytuacji nie uznawałem zasady panie przodem. Moje czworonogi tym razem nie powitały Rosany radością. Niech mi ktoś kiedyś powie, że psy nie są mądre. Doskonale wiedziały, że jej rządy w tym domu to historia. Wszystkie trzy usiadły jak posągi wzdłuż ścieżki prowadzącej do domu, a kiedy Roksi się zbliżyła, pokusiły się nawet o pokazanie zębów. Dumny z nich, poprowadziłem swoją ex do domu i wpuściłem ją do środka. Nie ukrywała, że rozgląda się za śladami innej baby. Zerkała wszędzie gdzie się tylko dało, a później poszła do sypialni. Tu chyba też spodziewała się zastać jakieś niespodzianki i zawiedziona odwróciła się do mnie.
–No już – poganiałem ją. – Bierz co twoje i do widzenia.
–Artur… – Zrobiła te swoje niewinne oczy i podeszła bliżej. – No po co te fochy? Źle nam było razem? Rozumieliśmy się, dogadywaliśmy. – Oparła dłonie na moich ramionach i o dziwo nie strąciłem ich z siebie. – W łóżku też się nie nudziliśmy. – Na samo wspomnienie tego, co widziały te ściany, poczułem przyjemne ciepło w brzuchu. Lubiłem ją, bo poza chęciami miała to coś, co rozpalało mnie w ułamku sekundy. Tym razem było podobnie. Wystarczyło, że przesunęła ręce na mój kark i zahaczyła paznokciami skórę, a ja byłem gotowy na podbój. Może też działał na mnie post, który zrobiłem sobie na własne życzenie. Bez znaczenia było, kogo zesłał mi los. Brałem, co było. Roksana znała mnie zbyt dobrze, żeby nie zauważyć, jak na mnie działa i musiała to wykorzystać. Otarła się o mnie, a mi w sekundę wyschło gardło. Naprawdę starałem się uspokoić, ale jej miękki biust opierający się o mnie wywołał we mnie tak potężną falę pożądania, że nie potrafiłem jej zatrzymać. Jednym ruchem przyciągnąłem do siebie jej twarz i zacząłem całować. Robiłem to z całej siły i do utraty oddechu. Lubiłem właśnie tak, bez hamulców. Jej to zawsze odpowiadało, a przynajmniej nigdy się nie skarżyła. Teraz było podobnie. Od razu sięgnęła ręką do moich spodni i szybko uporała się z klamrą paska. Nie było na co czekać. Podciągnąłem ją, a jej zgrabne nogi zacisnęły się na moich plecach. To też lubiłem. Nie przestając jej całować, podszedłem do łóżka i podpierając jej plecy, ułożyłem nas w pościeli. Szyja Roksany pachniała jak zawsze obłędnie. Zapach pożądania połączony z podnieceniem. Mieszanka w tym wypadku bardzo wybuchowa. Nerwowo zacząłem podciągać cienki materiał jej kiecki, a usta oparłem na szybko unoszącym się dekolcie. Wiedziała co lubię i od razu pchnęła mnie w dół. Ja tym razem zatrzymałem się na biuście. Był trochę podrasowany, ale spełniał w zupełności moje oczekiwania. Zachłannie ściskałem miekkie piersi i syciłem usta sterczącymi sutkami. Spełnienie męskich marzeń było w moich rękach. Była idealna. Prężyła się pode mną, zachęcając jeszcze bardziej i nie zamierzałem jej sobie odmawiać, skoro sama chciała. Kilkoma ruchami pozbawiłem ją bluzki i sam zacząłem się rozbierać. Roksana szybko dokończyła za mnie i pociągnęła mnie na siebie. Nie protestowałem. Nie miałem też zamiaru przedłużać tego w nieskończoność i od razu mocno chwyciłem obie jej dłonie w swoja jedną i docisnąłem je do poduszki nad głową. Laska pisnęła przyjemnie i jeszcze mocniej wypięła mi cycki pod nos. Odpuściłem je sobie, choć kołysząc się, jeszcze lepiej wyglądały. Najpierw wsunąłem dłoń między jej uda, ale nie musiałem niczego robić. Roksana sama rozchyliła nogi i od razu to wykorzystałem. Patrząc jej w oczy wsunąłem się do środka. Nie była bardzo mokra, ale poszło bez problemu. Jęknęła zbyt głośno jak na moje upodobania, ale wisiało mi co robi. Dla mnie było ważne, żeby szybko dobiec do mety. Stopniowo przyspieszałem ruchy, dając sobie chwilę na rozluźnienie, a jej by zwilgotniała. Zrobiła to bardzo szybko. Charakterystyczne mlaśnięcia naszych ciał przyprawiały mnie o dreszcze, a paznokcie Roksi drapiące moje plecy prowadziły do szczęśliwego końca. Nie zastanawiałem się, czy jest jej dobrze. Posuwałem ją coraz mocniej. Jej popiskiwanie zyskiwało na sile, aż w końcu przerodziło się w donośne jęki. Olałem pieszczoty. Podparłem się na rękach i pieprzyłem ile sił. Dyszałem i wciskałem się coraz głębiej, a miękkie ścianki jej wnętrza przyjemnie się na mnie zaciskały. Byłem w raju, a jednak nie mogłem skończyć. Wiedziałem czego potrzebuję. Obróciłem Roksanę na brzuch i po szybkim przeciągnięciu jej tyłka wszedłem ponownie. Jej krzyk był zbawieniem dla mojej duszy. Nie kontrolowałem ani głębokości pchnięć, ani mocy uderzeń. Wbiłem palce w kształtne pośladki i nadałem im odpowiednie dla mnie tempo. Szybkie tempo. Roksana w końcu zaczęła szczytować, chowając najpierw twarz w poduszkę, a później próbując się ode mnie odsunąć, ale ja potrzebowałem jeszcze chwili. Wbijałem się coraz mocniej, aż w końcu upragniona fala zalała moje ciało. Docisnąłem się jeszcze kilka razy i dopiero wtedy pozwoliłem Roksanie się odsunąć. Ciężko oddychała i od razu okryła się pościelą. Ja, zachowując się trochę jak ostatni kutas, po prostu wyszedłem do łazienki i stanąłem pod prysznicem. Trzęsłem się jeszcze jakiś czas i nie tylko z wycieńczenia i satysfakcji. Byłem zły, że do tego doprowadziłem, że nie potrafiłem oprzeć się jej cyckom. Najgorsze zdawało się być dopiero przede mną. Musiałem ją jeszcze wyprosić z domu i powiedzieć, że to nic nie znaczyło. Po wyjściu z kabiny, owinąłem biodra dużym czarnym ręcznikiem i wróciłem do sypialni. Roksana wciąż leżała w łóżku i patrzyła na mnie tak pazernie, jakby miała ochotę na drugą rundę, no niewyżyte babsko.
–Myślałem, że już się zebrałaś – bąknąłem bez emocji i stając do niej tyłem zdjąłem z siebie ręcznik i założyłem bokserki.
–No chyba mnie teraz nie wyrzucisz?
–Skąd! – oburzyłem się. – Mówiłaś, że tylko po rzeczy, to myślałem, że już poszłaś.
–To nie mogę zostać? – Usiadła i podciągnęła kołdrę pod samą szyję.
–Zostać? A z jakiego powodu? Z tego co wiem, to nie jestesmy już razem.
–A to? – Wskazała wzrokiem łóżko.
–Pożegnanie. – Mrugnąłem okiem i stanąłem w drzwiach. – Tak żebyśmy mieli z rozstania dobre wspomnienia. – Wyszedłem i skierowałem się do salonu.
Zanim dobrze usiadłem na kanapie, usłyszałem jak huragan w postaci wściekłej Roksi przeleciał przez sypialnię i z hukiem stoczył się na parter. Trzaskała drzwiami, szufladami i czym się tylko dało. Zabrała wszystko, łącznie z rzeczami, które mi sama kupiła do domu. Na zdrowie, niczego nie żałowałem. Na do widzenia tak jebnęła drzwiami, że usłyszałem dzwonienie luster. Miała szczęście, że żadne nie spadło, bo kryształ jest bardzo delikatny. Tym razem nie zarysowała mi wozu i chyba raz na zawsze opuściła mój dom. I dobrze.
Nosiło mnie i nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Uwierało mnie, że ją przeleciałem, pierwszy raz w życiu miałem takie wyrzuty. Nie wyrzuty wobec Roksany, a wobec siebie i chyba Agaty. Dziwnie mi było, że umawiałem się z nią na obiad, a pieprzyłem inną. A może to błąd, może właśnie Roksana powinna przy mnie być. Ona zawsze była mniej emocjonalna, była rozpieszczona, ale nie uczuciowa. Co do Agaty miałem coraz więcej wątpliwości, czy ta nasza niewinna znajomość nie pójdzie dla niej w innym kierunku niż dla mnie.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz