Rozdział 27

351 45 6
                                    

Agata

Karol był u mnie codziennie. Nie mogłam wymagać takich poświęceń, zwłaszcza że każdego dnia walczył o ludzkie życie. Próbowałam mu to jakoś wytłumaczyć, ale nie chciał mnie słuchać. Czasami wpadał tylko na godzinkę, żeby się przywitać i przeczytać dzieciom bajkę. To był ich rytuał i przestałam się buntować. Sama jego obecność była bardzo miła i dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Cieszyłam się, że nie zostałam sama. Może faktycznie ciocia nade mną czuwała.
Dwa dni po pogrzebie wróciłam do pracy. Pani Olga kilkukrotnie upewniła się czy mam na to siłę, ale dla mnie najgorszym było siedzenie w domu. W pracy zajmowałam myśli przynajmniej na kilka godzin. Nie wyglądałam dobrze i każdy omijał w moim towarzystwie trudne tematy. Nie wiedziałam też czy Anka czegoś nie wychlapała, bo nawet temat Wernera był tabu. Nikt o niego nie pytał, nikt o nim mnie wspominał. Może tylko tak mi się zdawało.
–Nie musisz się ze mną obchodzić jak z jajkiem. – Uśmiechnęłam się do Ani, która zamiast mnie obsłużyła kilku klientów.
–Nie obchodzę – usprawiedliwiła się. – Po prostu to ostatnie dni na recepcji, chcę się jakoś ładnie pożegnać z tym stanowiskiem.
–Cieszę się, że awansowałeś, należało ci się.
–A ja się cieszę, że mam taką następczynię. – Objęła mnie i mocno przytuliła. Była moją pierwszą przyjaciółką i bardzo nie chciałam stracić z nią kontaktu.
–Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę i cię nie zawiodę.
–Nawet gdybyś sobie nie radziła, to Olga cię nie zwolni. – Obejrzała się za siebie. – Na złość ślicznej Roksi.
–No tak – zaśmiałam się. – Dobre i to.
–A nie wiesz co u niego nowego? – Pierwszy raz wspomniała o nim wprost.
–Nie wiem. Ale to zawsze ty wiedziałaś o nim wszystko.
–Przestałam go śledzić. Okazał się bucem i chamem.
–Zawsze nim był – mruknęłam.
–Nieprawda… Prawda, ale to było co innego. Dopóki nie dotyczyło ciebie, to jakoś mi to mniej przeszkadzało.
–Wiesz… – Oparłam się biodrem o blat. – A ja się cieszę. Ta znajomość skazana była na porażkę. Przynajmniej nie trwało to zbyt długo. A tak poznałam Karola i jest mi naprawdę dobrze.
–Kłamać to ty nie umiesz. – Ania zmrużyła lekko oczy. – Żal ci tego, co mogłaś przy nim mieć.
–Przy nim to ja tylko wrzodów żołądka mogłam się nabawić. – Wzruszyłam ramieniem.
–A przy Karolu?
–Jeszcze nie wiem.
–Nie kochasz go – odparła tak poważnie, że się nagle zatrzymałam.
–Pokocham. – Zwiesiłam głowę. – Potrzebuję czasu. Teraz wszystko mi spadło na głowę. Jak sytuacja się uspokoi, to i ja będę bardziej otwarta. Ułoży się. To naprawdę dobry facet, czuły i rodzinny.
–Wmawiasz sobie. – Miała trochę racji, ja przede wszystkim bardzo chciałam zapomnieć o Wernerze. – Słuchaj, co byś nie zrobiła, to ja cię wspieram. Pamiętaj.
–Dzięki. – Pokiwałam głową i szybko się odwróciłam. Nie chciałam, żeby widziała moje wzruszenie. Ostatnio na wszystko reagowałam płaczem.
Do końca zmiany zastanawiałam się nad słowami Ani. To prawda, że wmawiałam sobie początek uczuć do Karola. On mówił wprost, że mu zależy i że chce ze mną spędzić życie. Nie mówił o miłości, ale wiedziałam, że to kwestia czasu. Musiałam się na to przygotować. Jak na zawołanie, dostałam wiadomość od Karola. Pisał, że ma wolny wieczór i że przyjedzie z kolacją. Uśmiechnęłam się nie tylko dlatego, że nie będę musiała gotować, ale że przyjedzie. Lubiłam z nim rozmawiać i lubiłam milczeć. Chyba właśnie to mnie w nim ujęło, że brał mnie taką jaką byłam, nie zmieniał mnie, nie decydował za mnie, no może poza szykowaniem kolacji, ale nigdy nie skrytykował mojego wyboru czy decyzji. To po Wernerze była miła odmiana.
Po powrocie do domu musiałam wysłuchać relacji z całego dnia. Siedziałam w fotelu zmęczona, ale uśmiechnięta. Alina nie wyszła od razu i zwróciło to moja uwagę.
–Coś się stało? – zapytałam i odłożyłam torebkę.
–Bo zwolnił się termin u tego Zawiłskiego, nie chcesz?
–Na kiedy? – westchnęłam ciężko.
–Za godzinę.
–Co?
–Dosłownie kwadrans temu się dowiedziałam. Ktoś musiał zrezygnować czy coś. Antek poprosił go, żeby cię wcisnął. Oczywiście jeśli chcesz.
–Pff – wypuściłam głośno powietrze. – No dobrze. Dobrze pojedziemy, tylko… – Obejrzałam się na Basię.
–Ja z nią zostanę, żaden problem.
–Dzięki, kochana jesteś. – Zerwałam się z fotela i pobiegłam do łazienki. Szybko się odświeżyłam i zmieniłam ubrania na wygodniejsze.
Kiedy ja pakowałam do torebki wyniki badań, Alina pomagała Frankowi się ubrać. Byliśmy gotowi na czas i po szybkim ucałowaniu zajętej lalkami córki wyszłam z domu. Dopiero w taksówce zaczęłam się denerwować. Bałam się, że to ja coś zaniedbałam i przez to stan zdrowia Franka się nie poprawia. Nie chciałam tak myśleć, a jednak nie znalazłam innego powodu. W poczekalni byliśmy sami, ale słyszałam jakąś rozmowę przez drzwi gabinetu, dlatego cierpliwie czekałam na swoją kolej. Po kilku minutach z gabinetu wyszła jakaś kobieta, a za nią dość wysoki starszy facet w okularach.
–Pani do mnie? – zapytał zaskoczony moją obecnością.
–Tak – odpowiedziałam niepewnie. – Z synem, Franciszek Lewicki.
–A tak! – zawołał zadowolony i kucnął przed Frankiem. – Witam kawalera, jestem Maks, a ty?
–Franek – szepnął.
–Piękne stare imię, zazdroszczę ci. – Mrugnął do mnie okiem. – Ze mnie zawsze się śmiali, że mam imię jak pies. – Franek z zainteresowaniem mu się przyglądał. – Pewnie dlatego zawsze chciałem zostać znanym lekarzem, żeby utrzeć im nosa. A ty kim chciałbyś być?
–Strażakiem. – Głosik Franka był jeszcze cieńszy niż zazwyczaj.
–No kolego, zaimponowałeś mi. Będziesz bohaterem ratującym życie, piątka! – Wyciągnął do Franka dłoń i syknął, kiedy junior klepnął w nią swoją drobną łapką. – Masz krzepę. Zapraszam – zwrócił się do mnie i wskazał fotele przy biurku. – No to słucham, w czym jest problem? – Wyciągnął do mnie dłoń i od razu podałam mu teczkę z dokumentami. Próbowałam jak najsprawniej opowiedzieć mu całą historię od pierwszych objawów, przez badania, wizyty w szpitalu i podawane leki. Do tego dodałam sytuacje, w których stan Franka się pogarsza i co wtedy robię. Po każdym moim zdaniu przytakiwał, jakby słyszał to od każdej rozhisteryzowanej matki i przede wszystkim jakby mi nie wierzył.
–Yhy, yhy… – mruczał do siebie i ciągle patrzył w papiery. – Gazometria i spirometria w normie, obraz rtg też nie budzi zastrzeżeń – gadał do siebie. – Leki… – przeciągnął to słowo i zanim się odezwałam, sprawdził wszystko na kartkach. Testy alergiczne? – Dopiero teraz na mnie spojrzał.
–Tak, miał robione. – Szybko zamrugalam. – Mogę? – Wskazałam teczkę i facet od razu położył ją na biurku. Przesunęłam kilka kartek i wyjęłam tę z wynikami badań.
–No tak, ale to są badania na alergeny wziewne.
–Tak, wyszło w normie.
–Rozumiem że badań na składniki podawanych leków nikt nie zlecił.
–Nie. – Przyznałam i w myślach śmiałam się z siebie, że mi to nigdy do głowy nie przyszło. – Uznałam, że skoro lekarz przepisuje…
–Jak większość pacjentów – wtrącił się i pochylił do Franka. Zaczął mu opowiadać o tym, jak będą wyglądały badania i czego może się spodziewać. Podobało mi się takie podejście, bo zazwyczaj Franek bardzo się bał nieznanego sprzętu czy hałasu podczas badań. Tu dzielnie poszedł z lekarzem i usiadł na wysokim fotelu.
Cała wizyta trwała prawie godzinę. Omówiłam z lekarzem działania na najbliższy czas i zapisał mnie na następną wizytę. Zanim skończyliśmy rozmowę, zadzwonił jego telefon. Zerknął ukradkiem na ekran i uśmiechnął się do mnie.
–Bardzo panią przepraszam, moment. – Urwał i lekko się odwracając, przyłożył telefon do ucha. – Dzień dobry, panie Werner, mam pacjenta i… – zamilkł, a mi odjęło mowę. No przecież to niemożliwe… Wciąż wierzyłam, że to zbieżność nazwisk. – Tak, dobrze panie Arturze, dam jeszcze znać. Do widzenia. – Odłożył telefon i spojrzał w papiery. – Przepraszam, to było dość pilne. To co, jak będą wyniki testów, to prosze zadzwonić.
–Dobrze.
–ma pani jakieś pytania?
–Nie, wiem już wszystko. – Przełykając z trudem ślinę, wyjęłam portfel. – Ile za wizytę?
–Dwieście pięćdziesiąt. –Podniosłam na niego wzrok, bo coś mi podpowiadało, że na co dzień bierze więcej. – To tak przez wzgląd na znajomości, tylko niech pani nikomu nie mówi – szepnął z uśmiechem. Nie miałam zamiaru nikomu mówić, bo byłam wściekła. Wszystko mi się poukładało.
Po pożegnaniu z lekarzem pojechaliśmy do domu. Franek całą drogę opowiadał, jak mu się podobało i że chętnie jeszcze raz pójdzie do tego fajnego pana. Ja miałam w głowie innego fajnego pana, który wciąż nie pozwalał mi samodzielnie żyć i myśleć. Pod domem spotkałam idącego do nas Karola. Od razu poznał, że coś się stało, ale nie chciałam opowiadać tego na podwórku. Wbiegłam na czwarte piętro i kiedy tylko wpadłam do mieszkania, zatrzymałam się przed Aliną.
–I co powiesz? Ile ci zapłacił co? – Nie zwracałam uwagi ani na dzieci, ani na Karola.
–Zapłacił? Kto?
–Nie udawaj! On ci kazał u mnie pracować, a później znalazł lekarza, tak? No powiedz!
–Nie rozumiem. – Alina patrzyła mi prosto w oczy i sama już nie wiedziałam co myśleć.
–Pytam po raz ostatni. Czy do pracy tutaj zachęcił cię Werner?
–Nie. Znalazłam ogłoszenie w internecie.
–I co, taki niby zbieg okoliczności, że znasz lekarza, z którym on się zna?
–Ja nie znam tego lekarza. Mój chłopak… Nie wierzysz mi i tak, prawda?
–Nie wierzę.
–Ok. Pójdę już. Mam jutro przyjść?
–Tak. Do końca miesiąca nic się nie zmiania, a Wernerowi powiedz, że mam go dość.
–Nie znam Wernera, ale jak poznam, to przekażę. – Zabrała swoje rzeczy i wyszła. Patrzyły na mnie dzieci, gapił się Karol i nikt nie odezwał się słowem. Rzuciłam torbę na stół, a sama usiadłam w fotelu. Podkuliłam nogi, jakbym chciała schować się przed światem i zamknęłam oczy. Było mi źle.
Nie zwracałam uwagi na rozmowy toczące się w pokoju i dopiero kiedy poczułam zapach kawy, otworzyłam oczy. Dzieci układały jakiś tor przeszkód dla autek, a na stoliku stały kubki i talerz z ciastem.
–Lepiej ci? – Karol podał mi kubek.
–Nie.
–A powiesz o co chodzi? Bo trudno się było zorientować.
–Czy ten facet nigdy nie odpuści? Zawsze musi być tak, jak on chce?
–To znaczy?
–Odkąd się znamy, zawsze układał mi życie, zawsze! Nie podobało mu się gdzie pracowałam, to dogadywał się z moim szefem i mnie zwalniali, a później dogadywał się ze znajomą, która mnie przyjmowała. Tak, poznaliśmy się w trudnym dla mnie czasie i bardzo mi pomógł, ale to nie znaczy chyba, że mam ten dług spłacać do końca życia! On mnie nie pytał czego mi potrzeba, uznał, że mamy za starą kanapę, to kupił nam nową, zepsuła się pralka, to nie ważne było, że znalazłam inną, zanim ją dostałam, on kupił mi nową. Nigdy nie obchodziłam go ja jako człowiek. Zrobił sobie ze mnie tresowanego pieska, którego się głaszcze, kiedy się chce, kupuj mu zabawki jakie się chce, a jak się znudzi, to oddaje się go do schroniska i bierze następnego, śliczniutkiego i pachnącego. Jak ciocia trafiła do szpitala, to zaraz po moim ogłoszeniu zgłosiła się Alina, wszystko jej pasowało, nawet nie za wielka pensja, teraz wiem dlaczego, pewnie Werner płacił jej za siedzenie u mnie cztery razy tyle. I później, znów nagle, okazało się, że jej chłopak zna wybitnego specjalistę od astmy i nagle okazało się, że zna go również Werner!
–Może się u niego leczy?
–On nie ma problemów ani z oskrzelami, ani z płucami. Z głową ma, ale to nie ten specjalista.
–Tak dobrze go znasz? – To był wwyrzut i od razu to wyczulam.
–Daj spokój. On załatwił młodemu tę wizytę i jeszcze gość policzył mi rabat tak przez znajomość, rozumiesz? – odstawiłam kawę i pochyliłam się do Karola. – No jak ja mam się czuć, skoro on na każdym kroku mi pokazuje, że wie lepiej ode mnie czego chcę i potrzebuję?
–Chyba jednak trochę przesadzasz. – Złapał moje dłonie i mnie pocałował. – Może dla takiego materialisty to normalne.
–No to jeśli dla mnie normą jest “jak bije znaczy kocha” to mam lać dzieci i będzie ok?
–Nie w tym sensie. – Przesiadł się na mój fotel i objął mnie ramieniem. – A jak ten cudotwórca od astmy się nazywa?
–Zawiłski. – Pokręciłam głową, trochę go przedrzeźniając.
–Gwiazda! – zawołał Karol.
–Srazda, w dupie to mam.
–No a nawet jeśli załatwił ci tę wizytę, to co w tym złego, dba o Franka, to chyba dobrze?
–A kim on jest, żeby to robić? – obruszyłam się i strąciłam z ramienia rękę Karola.
–Nikim, ale tu chodzi o zdrowie. Jest coś ważniejszego? – Na siłę obrócił mnie przodem do siebie i z czułością potarł kciukiem mój policzek. –Nie ma – szepnął i zbliżył się tak bardzo, że poczułam ciepło jego skóry na swoich ustach. Dotknął mnie bardzo ostrożnie. Nie zareagowałam i czekałam co zrobi dalej, czy spróbuje ponownie. Zrobił to. Na chwilę się odsunął i znów złączył nasze usta. Tym razem był odważniejszy, lecz nienachalny. Powoli zwiększał tempo i w końcu musiałam ulec. Zrobiłam to przez rozum, bo wciąż niczego nie czułam. Może za bardzo się broniłam, może za bardzo rozpamiętywałam przeszłość, nie wiedziałam, ale wiedziałam, że Karol był inny. Oddałam niepewnie pocałunek i położyłam dłoń na jego szyi. Mimo mojego odzewu, nie zmieniał niczego. Nadal całował mnie powoli i dbałością o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, nie patrzyłam mu w oczy. Sam wsunął palec pod mój podbródek i uniósł twarz. Podniosłam wzrok i nieświadomie się uśmiechnęłam. Może to był dobry początek.
Karol nie został na noc, chociaż pierwszy raz sama mu to zaproponowałam. Niestety nie mógł dla mnie porzucić dyżurów. Zadzwonił za to z samego rana, kiedy jeszcze nie było Aliny. Zaskoczył mnie tym bo zazwyczaj dzwonił później. Od razu odebrałam, czując gdzieś w kościach, że stało się coś złego.
–Wyspało się dziecko? – Przywitał mnie wesołym głosem.
–Czyje?
–Co czyje?
–Dziecko – odrzekłam półprzytomna.
–Ty czy się wyspałaś?
–Aaa! No, tak można powiedzieć, ale jest szósta.
–Dzwonię z plotkami. – Jego głos zdradzał coś dziwnego, jakby podekscytowanie, ale o szóstej?
–No wal, bo nie wytrzymasz. – Trochę połamana usiadłam na krześle w kuchni i podparłam głowę na ręce.
–Już wiem, o co chodziło z tym Zawiłskim. Zagalopowałaś się w insynuacjach i poniosło cię.
–Z czym?
–Werner nie nasłał na ciebie Aliny, pewnie nawet jej nie zna.
–A skąd ty to wiesz, co? – podniosłam ze złości głos.
–A stąd, że popytałem tu i ówdzie, niby z ciekawości, no i okazało się, że ten twój Werner współpracuje z Zawiłskim, on ma mu pomóc przy papierach dla fundacji Wernera. Tylko dlatego. A owszem chłopak Aliny, Antoni Borkowski, jest teraz na praktykach w szpitalu. Klocki się złożyły, ale nie tak jak sobie to wydumałaś.
–O cholera – szepnęłam. – Czyli zrobiłam jej awanturę za darmo?
–Na to wychodzi.
–Szlag.
–Nie inaczej. To był zbieg okoliczności i mogłaś sobie tak to wytłumaczyć, no ale jest trochę inaczej. Pogadaj z nią może…
–Wiem, nie musisz mi mówić! – odezwałam się groźnie. – Przepraszam cię.
–No nic nie szkodzi. Może wyjdziemy gdzieś wieczorem? Odstresujemy się.
–Mam maluchy.
–Poproszę Alinę, zgodzi się.
–Wczoraj o mały włos jej nie wyrzuciłam – bąknęłam zła na siebie.
–Tak czy inaczej, zapytaj.
–Dobra, idę się szykować, pa. – Odłożyłam telefon, ale nie poszłam się szykować. Za chwilę miała przyjść Ala i próbowałam ułożyć sobie w głowie, co jej powiedzieć, żeby nie wyjść na gorszą zołzę niż już wyszłam.
Zdążyłam się ubrać, jak usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Dopiero wtedy zobaczyłam, że zostawiłam klucz w zamku, przez co Alina nie mogła sama wejść. Spojrzała na mnie dokładnie tak samo jak zawsze i z miłym uśmiechem powiedziała “cześć”.
–Hej. Chodź do kuchni. – Kiwnęłam głową i poszłam pierwsza. Kiedy usiadłyśmy przy stole, zawahałam się. – Przepraszam za wczoraj. Nie wiem co mnie napadło. Wiem, że nie spiskujesz z nikim i że nikt cię nie opłaca, to w ogóle jakiś poroniony pomysł był, ale uwierz, wszystko mi pasowało, dlatego tak zareagowałam.
–Wolniej – uśmiechnęła się.
–Bardzo cię przepraszam i absolutnie nie chcę cię zwalniać.
–I bardzo dobrze. – Jednocześnie wstałyśmy i wpadłyśmy sobie w ramiona. Ulżyło mi nie tylko dlatego że zostanie, ale że nie miała żalu. – Kochana, ty jesteś przemęczona, myślisz tylko o dzieciach i domu, tak nie można. – Spojrzała mi w oczy. – Wyjdź gdzieś wieczorem, zresetuj się. Antek ma dziś nocny dyżur, więc ja bez problemu posiedzę z dziećmi, wolę z nimi niż siedzieć z paczką popcornu przed telewizorem.
–Dziękuję, ale nie mogę cię fatygować.
–Żadna fatyga. – Złapała moją dłoń. – Dobrze ci to zrobi.
–Tak? No może. – Pokręciłam głową.
–Nie może tylko tak. Leć już.
–Dzięki, kochana jesteś. – Cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z mieszkania. W drodze do pracy zadzwoniłam do Karola i umówiłam się z nim o szesnastej pod hotelem. Mieliśmy w planach nie tylko kolację, ale też kino. Byłam podekscytowana jak przed prawdziwą randką i pierwszy raz pomyślałam, że to wszystko zmierza w końcu w dobrym kierunku.
W pracy było jak zwykle. Szybko wpadłam w wir obowiązków i poczułam wracające we mnie życie. Usmiechałam sie do gości i bez nerwów wypełniałam obowiązki. Czas tym razem leciał szybko i zanim się obejrzałam, dostrzegłam znajomy samochód na hotelowym parkingu. Karol wysiadł z auta z pięknym bukietem i mimo że miałam przed sobą jeszcze pół godziny pracy, oparł się o maskę i czekał.
–Romantyk – odezwał się głos za plecami i przestraszona odwróciłam się do pani Olgi.
–Przepraszam, nie wiedziałam, że przyjedzie i…
–Jak kocha to poczeka. – Mrugnęła do mnie okiem i poszła. Odprowadziłam ją wzrokiem i zastanawiałam się, skąd ta nagła zmiana nastawienia do mnie, czyżbym przestała być konkurencją?
Pół godziny minęło błyskawicznie i w podskokach polecialam się przebrać. Kiedy tylko stanęłam na schodach prowadzących na parking, u ich dołu pojawił się Karol. Powoli pokonywałam stopnie, czując się jak księżniczka z baśni Disneya aż w końcu stanęłam twarzą w twarz ze swoim księciem. Serio zaczynałam w nim dostrzegać mojego mężczyznę.
–Dzień dobry, kochanie – odezwał się głosem nieco niższym niż zawsze. Pasował mu właśnie taki ton, warcząco mruczący, od którego powstawały mi włoski na rękach.
–Rozmawialiśmy już dzisiaj. – Sztucznie się zawstydziłam, ale potrzebowałam takiego flirtowania.
–Przez telefon to nie to samo. – Podał mi w końcu kwiaty i od razu objął mnie ramieniem i mocno pocałował. Był przy tym niewiarygodnie męski i stanowczy. On nie prosił o pieszczoty, on je sobie brał i wiedział, że się nie oprę. Nie opierałam się, ale marzyłam o innych ramionach i innych ustach. Nie potrafiłam cieszyć się przyjemnościami tego mężczyzny. Brakowało mi już oddechu i nieznacznie się odsunęłam. Wzrok Karola płonął dziś jakoś inaczej i bardzo się tego obawiałam. Bałam się, że dałam mu do zrozumienia zbyt wiele i że będę musiała go przystopować. Na razie nie odezwał się słowem i za rękę pociągnął mnie w stronę auta. Szarmancko otworzył mi drzwi, po czym pomógł usiąść. Było zbyt pięknie, a czerwona lampka w mojej głowie już nie tylko mrugała, ale świeciła pełnym blaskiem. Uważałam na wszystko, a czytane przez lata kryminały podsuwały mi coraz to gorsze scenariusze. Chcąc odwrócić swoją własną uwagę od głupich pomysłów, spojrzałam na leżące na moich nogach kwiaty. Były piękne i choć bukiet nie był ogromny, to był uroczy i wyjątkowy.
–Coś źle zrobiłem? – odezwał się dość nagle Karol i od razu się do niego odwróciłam.
–Nie, dlaczego?
–Nic nie mówisz.
–Przepraszam, nie przywykłam do takiego traktowania i nie bardzo umiem się zachować.
–Właśnie dlatego chciałem się z tobą spotkać. – Złapał moją dłoń i po pocałowaniu, nie wypuścił jej ze swojej.
–To znaczy?
–Chciałbym cię bliżej poznać, coś o tobie wiedzieć. Teraz żyjemy jakoś tak z chwili na chwilę, ale na dłuższą metę to za mało.
–Nie lubię o sobie opowiadać.
–Domyślam się i nie zamierzam niczego siłą z ciebie wyciągać. Powiesz mi o sobie tyle, ile sama uznasz za słuszne i wzajemnie, ale najpierw… – urwał i znów podniósł moją dłoń do swoich ust. – Kino.
Przytaknęłam z uśmiechem i znów męczyły mnie te potworne myśli, że nie powinnam go zwodzić, udając szczere uczucie, skoro nie kochałam go ani trochę. Doskonale pamiętałam jak czułam się zwodzona przez Wernera, nie życzyłam mu tego, bo był dla mnie dobry.
Przez cały film, który okrzyknięty został bestsellerem, a który okazał się być dnem mulistym, rozmyślałam o swojej…naszej przyszłości. Bolało mnie, że ulokowałam uczucia nie w tym mężczyźnie, co powinnam i że Karol ulokował swoje uczucia we mnie. Nie mówił wprost, ale nie byłam ślepa.
Po seansie z ulgą wyszliśmy z kina i dopiero w samochodzie równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
–Przepraszam, to miał być dobry film! – Karol zawołał i odchylił mocno głowę w tył. – Nie spodziewałem się aż takiego badziewia.
–Ale ścieżka dźwiękowa była ładna. – Próbowałam znaleźć jakieś pozytywy.
–I widoki w tej scenie na jeziorze.
–No, to już coś – odezwałam się i spojrzałam na Karola. Przez chwilę się sobie przyglądaliśmy. Karol powoli i trochę nieśmiało się do mnie pochylił. Nie odsunęłam się, kolejny raz próbując sobie wmówić, że w końcu coś się we mnie zmieni. Najpierw położył dłoń na mojej szyi, a po sekundzie lekko zacisnął palce. Z mojego gardła wydostało się głośne westchnięcie, a na ustach Karola zawitał promienny uśmiech. Dopiero wtedy złączył nasze usta. Był powolny, leniwy i delikatny. Stopniowo pogłębiał pocałunek, dając mi tym samym nie tylko czas na przywyknięcie do sytuacji, ale też na dopasowanie się do jego tempa. W myślach upominałam samą siebie, żeby zrobić cokolwiek, żeby albo odwzajemnić, albo się odsunąć. Niestety dalej tkwiłam nieruchomo, przyjmując jego pocałunki.
–Jesteś najsmaczniejszą kobietą na świecie – szepnął, odsuwając się tylko tyle, by być w stanie coś powiedzieć.
–Ciekawy komplement. – Również ściszyłam głos.
–Nie potrafię się tobą nasycić.
–Karol, to miłe, jednak…
–Przecież wiem. – Objął dłonią mój policzek, a kciukiem musnął wilgotne od niedawnego pocałunku wargi. – Nie poganiam cię, chcę, żebyś wiedziała, że ja… Mi bardzo zależy.
–Wiem. – Zawstydzona opuściłam wzrok, ale on nie przestał na mnie patrzeć. W końcu oparł usta na moim policzku i uruchomił silnik.
W niewielkiej restauracji był ruch, ale nie tłum. Zajęliśmy stolik, na którym były już kolorowe świeczki. Nie odzywaliśmy się do siebie i dopiero kiedy dostaliśmy zamówioną kolację, Karol przystąpił do ataku. Co prawda był w tym atakowaniu bardzo delikatny i kiedy na jakieś pytanie nie chciałam odpowiedzieć, to odpuszczał, a jednak czułam się osaczona. Fakt, mówił mi wiele o sobie i nie unikał żadnego tematu, nawet o swoich byłych, z którego zwyczajnie zażartowałam. W pewnym momencie stanęła obok nas elegancko ubrana kobieta i ja pierwsza zwróciłam na nią uwagę. Podniosłam wzrok i powoli przeniosłam go na Karola, może dlatego że ona też właśnie na niego patrzyła. Kiedy się odwrócił, natychmiast wstał i dostał od tej baby w twarz. Zerwałam się z krzesła, ale laska przytrzymała mnie ręką.
–Dyżur nocny? – zawołała na cały głos i wtedy usiadłam. – Tak wygląda dyżur? – Wskazała mnie dłonią.
–Poczekaj, to nie tak. – Karol się bronił.
–Co nie tak? – krzyczała na całe gardło. – Od dwóch tygodni słucham o dyżurach, o kolegach, których musisz zastępować! – Jej słowa uderzały mnie jak pięścią. Kuliłam się w sobie i nie miałam słów, żeby opisać własną głupotę. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, ale i tym razem ta rozwścieczona kobieta mnie zatrzymała. – Myślałeś że się nie dowiem? Że możesz mnie oszukiwać?
–A pani kim… – zamilkłam, gdy przed moją twarzą pojawiła się dłoń z okazałym pierścionkiem.
–Narzeczoną, a pani?
–Przepraszam, ale ja chyba pójdę. – Mój łamiący się głos chyba wystarczył jej za odpowiedź.
–Co pani powiedział? – zwróciła się do mnie, a że nie odpowiedziałam, to znów spojrzała na Karola. – Jak mogłeś? Brakowało ci czegoś?
–Lucyna, nie rozumiesz, nie spotykam się z tą panią. – Wskazał na mnie, a mi znów odebrało mowę. – To znaczy dziś się spotkaliśmy, ale to nic osobistego. Przysięgam.
–Nie? – Odważyłam się odezwać. – A jak to nazwiesz? Kwiaty, kino, kolacja? – Budziły się we mnie nieznane dotąd emocje. – Kto mówił, że wiąże ze mna ptzyszłość? Kto wmawiał mi, że jestem wyjątkowa? – Poczułam łzy na policzkach i szybko je otarłam.
–Źle mnie zrozumiałaś. – Próbował dawać mi sygnały wzrokiem, ale ja nie chciałam ich rozumieć. Byłam zrozpaczona.
–Tak, źle zrozumiałam – odezwałam się szeptem. – Nie chcę cię więcej widzieć. Nie przychodź, nie dzwoń. – Szarpnęłam z oparcia torebkę. – Zostaw mnie i moje dzieci.
–Masz dzieci? – Lucyna mnie zatrzymała.
–Mam dwoje.
–A ze mną nie chcesz, tak? – Odwróciła się do karola. Nie czekałam aż odpowie. Nie chciałam niczego od niego już słyszeć. Po prostu czerwona ze wstydu wybiegłam na zewnątrz. Noc była ciepła. Szłam przed siebie, płacząc prawie w głos i nie zwracałam uwagi na przyglądających mi się ludzi. Nie potrafiłam o niczym myśleć. W głowie miałam każde jego słowo, każde czułe spojrzenie i pocałunek. Jak mogłam być tak naiwna? Ja nie byłam naiwna, ja byłam głupia. Uwierzyłam w puste słowa jak jakaś nastolatka. Każdy umiał mi wmówić wszystko, a ja nie potrafiłam rozpoznać nieszczerych uczuć.
Dotarłam w końcu do domu i szybkim krokiem znalazłam się na czwartym piętrze. Alina nie spodziewała się mnie tak szybko i zaskoczona otworzyła mi drzwi. Kiedy ją zobaczyłam, wybuchłam płaczem tak głośnym, że zasłoniłam usta.
–O Boże – szepnęła, odwracając się za siebie i wciągnęła mnie za rękę do mieszkania. – Ktoś cię skrzywdził? – zapytała, kiedy zamknęła za nami drzwi łazienki. W odpowiedzi pokiwałam głową i mocno się do niej przytuliłam. – Chryste… – Pocałowała mnie w głowę. – Zadzwonić na policję?
–To Karol – wybuchłam kolejny raz.
–Niech go chuj strzeli. – Wciąż mną kołysała. – Nie chcę być niedyskretna, ale…
–Ma narzeczoną! – zawołałam i odsunęłam się od Ali. – Zastała nas przy kolacji.
–Czyli nie zgwałcił?
–To chyba gorsze niż by mnie zgwałcił. – Usiadłam na klapie sedesu i wydmuchałam nos w papier toaletowy. – Co ja sobie myślałam? Próbowałam za wszelką cenę zapomnieć o Wernerze i wpadłam w ręce jakiegoś oszusta. Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko tym bogatym, bo ktoś czyha na ich posag, ale nie mnie!
–Na to nie ma reguły. – Alina kucnęła przy moich nogach. – Opowiesz mi wszystko?
–Yhy – pisnęłam i wzięłam do ręki rolkę papieru.
Dzieci już spały, więc mogłyśmy spokojnie usiąść w kuchni. Opowiedziałam jej całe spotkanie, jak dobrze nam się rozmawiało, jak się śmialiśmy z głupot i jak fajnie nam się poznawało siebie. Kiedy doszłam do kluczowego momentu, zawiesiłam głos i wbiłam wzrok w jeden punkt przed sobą.
–Powiedz, czemu on mi to zrobił? – wyszlochałam.
–Bo jest skończonym draniem – westchnęła, jakby to ją dotyczyło. – Szanowany zawód, nienaganna uroda, wszystko na miejscu. Potrafił zawrócić ci w głowie i umiał to wykorzystać. Nie wiem, na co liczył. A jak tamta wyglądała?
–Sama nie wiem, z tego wszystkiego nawet jej się nie przyjrzałam, ale to nie był typ w dżinsach i bluzie.
–Przykro mi. Wyglądał na szczerego.
–Był szczery. – Pociągnęłam nosem. – Szczerze chciał mnie wykorzystać i zrobiłby to, a ja bym mu na to pozwoliła. Dla dzieci bym mu pozwoliła, bo widzę jak go polubiły. One potrzebują ojca, zawsze uważałam, że miłość matki wystarczy, ale choćby ta moja miłość była przeogromna, to ojca im nie zastąpię. Dlatego tak łasiły się do Artura i tak szybko pokochały Karola. I co ja im teraz powiem?
–Prawdę – odrzekła poważniej niż zwykle. – Wiesz, moi rodzice są kochani, ale zawsze ukrywali przede mną ważne tematy, żeby mnie nie martwić. Uwierz, że do dziś mam żal o niektóre sytuacje, czuję się nie chroniona, a oszukiwana. Nie rób im tego. Wprowadź ich powoli w temat i kiedy uznasz, że zrozumieją, to powiedz prawdę. Nie musisz go oczerniać, ale niech wiedzą, że to skończony temat.
–Byłabyś dobrym psychologiem. – Pierwszy raz tego wieczora się uśmiechnęłam.
–Przestań, ja sama potrzebuję psychologa. – Złapała mnie za dłonie. – Połóż się i odpocznij.
–Dzięki.
Kiedy Alina wyszła, skorzystałam z prysznica i zmyłam z siebie wszystkie nerwy. Z nieco lepszym humorem weszłam do pokoju i z czułością spojrzałam na dzieci. Były wszystkim co miałam i tak już powinno było zostać. Do trzech razy sztuka? Ta trzecia sztuka była najgorsza, bo najwięcej od niej oczekiwałam.
Kładąc się spać, miałam wrażenie, że będzie już tylko lepiej. Myliłam się. Było gorzej, zdecydowanie gorzej. Wstałam bez życia i w takim samym stuporze dotarłam do pracy. Nie odzywałam się do nikogo i mechanicznie wypełniałam obowiązki. Nie sądziłam, że tak to na mnie wpłynie. Dotarło do mnie jak bardzo zostałam pokonana przez życie. Nie zareagowałam, kiedy w drzwiach hotelu stanął Karol i patrząc mu w oczy, czekałam aż podejdzie.
–Wybacz mi. Powinienem ci od razu powiedzieć, ale nie umiałam, bałem się, że odejdziesz. – Na jego słowa Ania, która spędzała ze mną ostatni dzień, obejrzała się na mnie. Wiedziałam, że czeka na moją reakcję, ale ja nawet nie mrugnęłam. – Nie układało nam się już od dawna, nie spędzaliśmy razem czasu, a ty byłaś dla mnie jak promień słońca na ciemnym niebie. Pokazałaś mi nowy świat. – Nie przestawał opowiadać tych głupot, a ja tylko patrzyłam. – Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, uwierz mi, kochanie.
–To wszystko? – zapytałam w końcu.
–Mogę jeszcze długo, tylko chciej mnie wysłuchać
–Jeśli to wszystko, to dziękuję i proszę stąd wyjść.
–Agata, proszę.
–Do widzenia.
–Nie chcesz chyba…
–Powiedziała do widzenia! – wtrąciła się Ania. – Wyjdzie pan sam, czy mam wezwać ochronę?
–To prywatna rozmowa, więc prosze się nie…
–To jej miejsce pracy. – Anka znów mu przerwała i wyglądała jakby miała go pobić. – Proszę sprawy prywatne załatwiać w czasie wolnym i przede wszystkim w innym miejscu.
–Posłuchaj… – Wskazał ją palcem, ale nic sobie z tego nie robiła, dostrzegłam, że wciska guzik pod blatem i w ciągu sekundy za Karolem stanęło dwóch rosłych panów. Nie musieli go wywlekać siłą. Sam położył kwiaty na recepcji i wyszedł. W ciągu kilku sekund pojawiła się w holu Olga. Wiedziałam, że wezwanie ochrony ją tu ściągnie. Kiwnęła na mnie głową i po przeproszeniu Ani podeszłam do szefowej. Ta chwyciła mnie za łokieć i odciągnęła w niewielki korytarz.
–Marsz do domu – rozkazała. – Rozumiem żałobę i problemy osobiste, ale hotel to nie miejsce na rozwiązywanie takich spraw. Nie mam zamiaru dłużej znosić tych zawirowań. Masz wolne do końca tygodnia, po tym czasie wracasz i albo pracujesz normalnie, albo wyjazd. Nie będę tego dłużej tolerować. Jeśli masz problemy psychiczne, to idź na zwolnienie i zrób ze sobą porządek.
–Przepraszam.
–Nie przepraszaj, tylko zrób coś z sobą. Ja jestem cierpliwa, ale to przechodzi już wszystkie granice. Do domu! – wskazała korytarz palcem i natychmiast odeszła.
Ja wróciłam do Ani. Nie wiedziałam jak jej to wszystko wytłumaczyć i przede wszystkim jak przeprosić. Na szczęście nie musiałam tego robić, sama mnie objęła i potarła dłonią plecy. Po pożegnaniu koleżanki przebrałam się w swoje rzeczy i nadal nie zwracając uwagi na otoczenie, poszłam w stronę przystanku. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale to także było dla mnie obojętne. Wiedząc, że jestem wśród ludzi, nie bałam się o siebie. W domu nie zastałam nikogo. To był zazwyczaj czas na spacer. Wykąpałam się i założyłam dres. Szczebiot docierający z klatki schodowej dał mi znać, że muszę przestać płakać. Otarłam policzki i ubrałam usta w najlpeszy możliwy usmiech. Aliny jakoś nie zdziwiła moja obecność  i w zasadzie nie zwracała na mnie uwagi. Zajmowała się dziećmi, zrobiła im obiad i usiadła do kolorowanek. Ja ten cały czas spędziłam w pokoju cioci. Była już pora na uporządkowanie go, ale ja nie miałam jeszcze odwagi ruszac jej rzeczy.
Drzwi cicho skrzypnęły i odwróciłam się na łóżku. W progu stała Alina z dwoma kubkami.
–Meliska. – Uniosła kubki i subtelnie się uśmiechnęła.
–Przyda się. – Usiadłam i odebrałam kubek cioci, który kupiłam jej nad morzem.
–Coś złego się stało?
–Szefowa wywaliła mnie na urlop do końca tygodnia.
–I dobrze, musisz się jakoś otrząsnąć.
–Nie umiem. Nie chcę – wyjęczałam z bólem w głosie. – Za każdym razem kiedy próbuję coś poukładać, wszystko się psuje. Co już wyjdę na prostą, to ktoś mnie kopie po kostkach i upadam z jeszcze większym płaczem. Po co się podnosić? – Patrzyłam na nią trochę nieprzytomnie, a przez moje myśli przelatywały wspomnienia moich mężczyzn, poczynając od Piotra, który zostawił mnie w ciąży, przez Wernera, który się mną zabawił i kończąc na Karolu, który mnie wykorzystał. – Nie lepiej położyć się na ziemi? Jak się leży, to nie można się przewrócić.
–Ale można nabawić się odleżyn – odparła głośno i zabrała mi kubek. Kucnęła przede mną i na siłę skierowała na siebie moja twarz. – Spotkałaś w życiu palantów, to się zdarza, ale nie popadaj zaraz w degrengoladę. Jesteś młoda i piękna, wartościowa. Nawet jeśli w twoim życiu stało się coś złego, to nie powód by się zakopać i nie wychylać nosa. Masz dzieci, ja wiem, że dla ciebie to teraz obciążenie, ale powoli z tego wyjdziesz.
–Masz rację, ale na mnie chyba spadło zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Nie zdążyłam się pozbierać po jednej porażce, jak spadała na mnie kolejna i kolejna. Ci co obiecywali mnie wspierać, byli powodem mojej rozpaczy.
–Idź do specjalisty, ktoś musi ci pomóc.
–Nie chcę. Dam radę sama.
–Jesteś pewna? Czasem nam się tylko wydaje, że jesteśmy silni.
–Ja muszę być silna. Psycholog życia za mnie nie przeżyje. Dziękuję za pomoc, jutro nie przychodź.
–Agata…
–Przyjdź pojutrze. Zabierzesz dzieci, a ja ogarnę pokój. – Rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Może kiedy z tym się uporam, zrobię przestrzeń na nowe życie.
–Dobra, ale gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń.
Pokiwałam tylko głową, bo nie byłam w stanie niczego już z siebie wydusić. Poczekałam aż wyjdzie i wróciłam do dzieci. Do wieczora przyglądałam się pociechom. Były dziś niesforne i często się kłóciły. Nie wiedziałam czy to efekt napiętej atmosfery, czy po prostu mnie irytowało wszystko wokół. W końcu przestałam reagować na ich krzyki i tylko w szczególnie trudnych problemach budziłam się do życia.
Miałam nadzieję, że dotrwamy w spokoju do wieczora, jednak dzieci czekały z bajką na wujka Karola. To był czas na poważne rozmowy. Usiadłam razem z nimi w łóżku i oboje mocno przytuliłam.
–Dziś musicie pójść spać bez bajki z wujkiem. Ja wam poczytam.
–Czemu wujek nie chce? – odezwał się od razu Franek.
–Kochanie, wujek dziś pracuje.
–Zawsze przychodził.
–Tak, ale teraz nie będzie.
–Już nas nie lubi? – Basia podniosła na mnie wielkie oczy, które już się szklily.
–Lubi. – Pocałowałam jej czoło. – Bardzo was lubi, ale czasem tak się dzieje, że musimy się z kimś rozstać na dłużej. – Oboje pokiwali ze zrozumieniem głową. Na własne życzenie zafundowałam im rozczarowanie i nie mogłam zwalić tego tylko na facetów. Na siłę próbowałam zapewnić im pełną rodzinę i w każdym szukałam ojca, nie patrząc na ich prawdziwe oblicza. Żaden nie zobowiązał się do tej roli, to ja sama wmówiłam sobie, że tego chcą, bo naiwnie wierzyłam, że chcieli, że chcieli mnie, a tak naprawdę nie bylam nikomu potrzebna.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz