Rozdział 26

305 39 4
                                    

Artur

Stałem kilka metrów od Agaty i szlag mnie trafiał na widok jej nowego faceta. Nie wyglądał groźnie, a jednak czułem się zagrożony. Nie mogłem patrzeć jak ją obejmuje, a jeszcze bardziej na to, że ona pozwalała mu się obejmować. Co mogłem zrobić? Nic, ona nie była moja i nie mogłem jej tego zabronić. Niestety to, co działo się we mnie w niczym nie przypominało obojętności. Zaciskałem coraz mocniej zęby, a moje nerwy chyba zauważyła stojącą tuż obok mnie Roksana. Powoli złapała mnie za rękę, ale nie miałem ochoty na takie gesty. Udając że poprawiam mankiety, splotłem palce dłoni przed sobą. Tak, byłem wściekły, bo wyrzucałem sobie całą tę sytuację. Sam ją popchnąłem w łapy tego gościa, a teraz miałem o to pretensje. Chore zagranie, ale tak właśnie było. Nie potrafiłem przy niej normalnie funkcjonować i to mnie odpychało. Odkąd byłem z nią blisko, nic mi nie szło, interesy mi się sypały, bo nie chciało mi się ich prowadzić. Wszystko było mniej ważne od głupiej kawy z nią. Teraz miałem z tym skończyć. Roksana dobrze wiedziała, co jej wolno, nie musiałem jej wprowadzać w towarzystwo ani w swoje życie. Nie powiem, że pasował mi jej powrót, ale ja mogłem spokojnie wrócić do tego, co było moim przeznaczeniem.
Kiedy Agata podeszła do opuszczonej już trumny, też zrobiłem krok w jej stronę. Roksanę zostawiłem za plecami i wziąłem do ręki garść ziemi. Rzuciłem ją do dołu i dopiero teraz pomyślałem, że w tym miejscu kończy się nasza wspólna historia. Pani Danusia była jedynym łączącym nas ogniwem. Ona jedna trzymała nas przy sobie, nawet jak się rozstawaliśmy. Scalała nas do teraz. Podniosłem wzrok i zatrzymałem go na przytulonej do tego faceta Agacie. Płakała w głos, a ja nic nie mogłem zrobić, nawet podejść nie miałem odwagi. Całował jej czoło i głowę, a ja miałem ochotę urwać mu łeb. Zrobiłem krok w ich stronę, ale w końcu się opamiętałem. Nie mogłem się wtrącać w jej życie i wybory, bo pewnie związek z tym facetem był pewniejszy niż znajomość ze mną. Ze zwieszoną głową wróciłem do Roksany. Od razu złapała mnie pod rękę i przyciągnęła mocno do siebie. Nie ukrywałem, że gapię się na Agatę. Ona mnie interesowała i nikt inny. Nie mogłem być blisko niej, ale mogłem na nią patrzeć.
Grób pani Danusi pokrył się kwiatami, Agata zaprosiła przybyłych na obiad w pobliskiej restauracji, ale sama nie odeszła od grobu. Usiadła na ławce i wciąż płakała. Nie byłem w stanie odejść.
–Wiesz co – zwróciłem się do Roksany i podałem jej kluczyki od auta. – Idź już, ja muszę jeszcze coś załatwić.
Przeniosła wzrok ze mnie na Agatę i przewróciła oczami. Wiedziałem, że to dla niej mało komfortowe, ale nie ona się teraz liczyła, zwłaszcza że nie chciałem, aby tu ze mną była. Kiedy odeszła, ja zbliżyłem się do Agaty. Jak na zawołanie zrównał się ze mną jej narzeczony i spojrzał na mnie jak na wroga. Zatrzymaliśmy się równocześnie i żaden z nas nie spuszczał wzroku z popłakującej nieopodal Agaty.
–Karol Jaskóła. – Facet wyciągnął do mnie dłoń.
–Artur Werner – odezwałem się i dopiero po tym uścisnąłem mu dłoń. Na tym skończyła się nasza znajomość i wcale nie zamierzałem jej pogłębiać. Obaj czekaliśmy na ruch Agaty i obaj mieliśmy nadzieję, że to nas przyjdzie. Ja byłem na straconej pozycji, ale nie miałem zamiaru poddawać się bez walki. Kiedy Agata wstała, jednocześnie zrobiliśmy krok w jej stronę i spojrzeliśmy na siebie. Żaden z nas nie był przyjaźnie nastawiony wobec drugiego. Miałem ochotę go rozszarpać, a on pewnie mnie. Na szczęście zanim powiedzieliśmy to głośno, podeszła do nas Agata. Najpierw spojrzała na mojego przeciwnika i posłała mu uroczy, choć podszyty rozpaczą uśmiech. Gdy obejrzała się na mnie, dostrzegłem w jej spojrzeniu jedynie pogardę. Nie miała dla mnie już tych samych uczuć co kiedyś. Nawet kiedy wyrzucała mnie ze swojego mieszkania, to wyglądała iaczej. Przegrałem i musiałem to wreszcie przyznać. Nie zrezygnowałem jednak z rozmowy z nią i choć nie chciałem jej prowadzić przy jej facecie, to zdawało się, że nie miałem innego wyjścia.
–Proszę przyjąć moje szczere kondolencje – odezwałem się w końcu i wyciągnąłem do Agaty dłoń. – Takie osoby jak pani Danusia powinny żyć wiecznie.
–Bardzo dziękuję. – Odwzajemniła uścisk. – Miło mi to słyszeć.
–Jeśli będziesz potrzebowała pomocy…
–Poradzimy sobie – wtrącił się pan ładny, a ja mało nie wybuchłem.
–Nie rozmawiam teraz z panem – odezwałem się trochę ostrzej. – I nie panu proponuję pomoc.
–Posłuchaj… – Nastroszył się niczym kogut.
–Zaraz! – Agata oparła dłoń na ramieniu swojego przyjaciela, ale patrzyła na mnie. Dopiero po kilku sekundach, które mogłyby trwać wiecznie, odwróciła wzrok. – Możesz nas zostawić?
–Oczywiście, skarbie. – Objął ją i oparł usta o jej czoło. Bolało mnie to, bo sam uwielbiałem tak robić. – Jeśli sobie życzysz.
Razem z Agatą odprowadziliśmy faceta wzrokiem i kiedy mieliśmy już pewność, że nas nie usłyszy, spojrzeliśmy na siebie. Między nami była wciąż ta sama energia, to samo przyciąganie, chociaż teraz każde z nas udowadniało, że tak nie jest.
–Już szykujecie się do ślubu? – Sam nie wiem, dlaczego własnie o to zapytałem, bo nie miałem takiego zamiaru.
–Zdaje się, że to nie pana interes.
–Prawda. Robisz, co uważasz za słuszne.
–Właśnie, dokładnie tak jak pan, zdaje się, z tym że ja nie wtrącam się w pana wybory, nawet jeśli uważam je za beznadziejne. – Domyśliłem się kogo miała na myśli. Wziąłem naprawdę głęboki oddech i spojrzałem w niebo. Po co zaostrzałem ten konflikt? – Nie kłóćmy się. Jeśli będziesz miała jakieś problemy urzędowe, spadkowe, czy jakieś inne, to pamiętaj, że zawsze ci pomogę.
–Tym razem powtórzę słowa Karola, poradzimy sobie.
–Wiesz, że mogę wiele zdziałać.
–Straszy mnie pan?
–Przeciwnie. – Wyciągnąłem dłoń do jej twarzy, kiedy wiatr rozwiał jej włosy i chciałem zgarnąć kosmyk, który zaczepił się o jej ciemne rzęsy. W ostatnim momencie się powstrzymałem i z przepraszającym uśmiechem schowałem rękę. – Mówię tylko, że jeśli napotkasz w urzędzie jakieś przeszkody, to wystarczy jeden telefon.
–Jest pan bardzo dobrze wychowany. Wie pan, że tego nigdy nie zrobię, ale proponuje mi to pan dla zasady, bo wypada komuś w mojej sytuacji zaproponować pomoc, prawda? Zawsze właśnie tym się pan kierował, nie tym, co pan czuł i czego chciał.
–Czekaj – uniosłem dłoń,bo chciałem jej przerwać.
–Nie zadzwonię do pana już nigdy – wyszeptała drżącym głosem, jakby miała się za moment rozpłakać. Chciałem, żeby właśnie to zrobiła, miałbym okazję i pretekst, aby móc ją objąć. – Nie chcę o panu pamiętać, nie chcę pana wspominać. Skasowałam pański numer i nie zamierzam go nigdy szukać. Dałam sobie słowo, że już więcej nie stanę z panem oko w oko. Tu nasza historia się kończy – powiedziała na głos moje własne myśli.
–Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie to były niezapomniane chwile.
–Dla mnie też.
–Dziękuję ci za wszystko.
–Ja również dziękuję – odpowiadała coraz ciszej. Odwróciłem się w stronę stojącego niedaleko Jaskóły i ponownie przeniosłem wzrok na Agatę.
–Dobrze ci z nim?
–Dobrze – westchnęła ze słodkim uśmiechem.
–Wiążesz z nim jakieś plany? – dopytywałem, choć odpowiedzi głęboko mnie raniły.
–Nie chcę o tym mówić. – Popatrzyła na mnie jakby mnie za to wszystko przepraszała. – Dobrze nam się rozmawia i spędza czas.
–Dzieci go lubią? – Zmarszczyłem brwi, bo sam musiałem przed sobą przyznać, że bardzo je polubiłem i zależało mi na nich. Moje pytanie wywołało na twarzy Agaty zmianę.
–Jest dla nich dobry. O panu już zapomniały. – Jej głos nagle zadrżał, co dało mi do myślenia. Wcale o mnie nie zapomniały, jedynie ona chciała aby tak było. – Przepraszam pana, ale muszę już iść.
–No tak. – Rozejrzałem się i zanim odeszła, złapałem jej przedramię. Ciepło jej skóry wywołało we mnie falę pięknych wspomnień. W ciągu ułamka sekundy przypomniałem sobie jak pachnie jej skóra czy włosy. Jak miękko moje palce sunęły po jej plecach, zatrzymując się na karku i jak ślicznie wstrząsały nią dreszcze. Wszystko pamiętałem jakby to było wczoraj. Każde jej westchnienie, każdy szept i każde pełne strachu spojrzenie. Zwariowałem, ale tylko ona budziła we mnie takie uczucia, a teraz to wszystko miał przed sobą jakiś obcy facet. Mimo upływających sekund Agata nie przestała na mnie patrzeć, a po chwili, powolnym ruchem, wysunęła się z mojego uścisku. – Tęsknię za tobą.
–Zapraszam na obiad. – Udała, że mnie nie usłyszała i domyśliłem się dlaczego. Dotarł do mnie szelest i kroki jej faceta. Stanął za jej plecami i wbił we mnie triumfalne spojrzenie. Nie sądziłem że ja, Artur Werner, wychowany od małego na zwycięzcę w każdej dziedzinie, podkulę ogon i dam się przegonić przez jakiegoś pospolitego kawalera. Pierwszy raz odpuściłem tak ważną dla mnie kwestię.
–Dziękuję za zaproszenie, ale to powinno być spotkanie najbliższych osób. – Nieznacznie przeniosłem wzrok na stojącego za Agatą mężczyznę. Wygrał i wiedział, że wygrał. – Pamiętaj o mojej propozycji. – Wyciągnąłem do niej dłoń, licząc, że mi ją poda. Zrobiła to nieśmiało. Chwyciłem ją z szczególną czułością i lekko się pochyliłem. Kiedy dotknąłem ustami miękkiej skóry, dotarło do mnie, że straciłem najcenniejszy skarb i to z własnej woli. Nie chciałem się odsuwać, ale nie miałem innego wyjścia. – Do widzenia. – Pożegnałem wpatrzonego w ukochaną narzeczonego i szybkim krokiem opuściłem cmentarz.
Roksana na początku nawet się nie odezwała. Gdzieś w połowie drogi do domu, zaczęła stukać paznokciami w leżącą na jej kolanach torebkę. Znałem ten stukot i spodziewałem się ataku.
–Te czułe pogawędki mogłeś sobie odpuścić. – Ten tekst musiał się pojawić.
–A ty mogłaś sobie odpuścić cały ten pogrzeb. Mówiłem, że nie chcę towarzystwa.
–No jak miałam nie pójść? – oburzyła się trochę na wyrost.
–Normalnie, to nie spęd dla ciekawskich tylko pogrzeb, do cholery!
–Pogrzeb, na który ty poszedłeś, więc skoro jestem narzeczoną, to miałam prawo przeżyć to razem z tobą i cię wspierać!
–Nie jesteś moja narzeczoną.
–Ale będę.
–Skąd to przypuszczenie? – spytałem obojętnie, bo przez myśl mi nie przeszło poproszenie jej o rękę.
–Kto inny wytrzyma z twoim charakterem, co? Poza tym, jak widać ona znalazła już pocieszenie. Ty też w końcu uznasz, że latanie za nią jest bez sensu. Artur… – czekała aż na nią spojrzę i zrobiłem to. – Odpuść. Nie wyszło trudno, ale nam może jeszcze wyjść. – Co miałem robić? Roksi była wyjściem na chwilę, a Agata wybrała innego. Spóźniłem się i mogłem mieć pretensje jedynie do siebie.
W domu Roksana od razu zamknęła się w sypialni, a ja w swoim biurze. Co prawda za pracę się nie zabrałem i pierwsze co zrobiłem, to usiadłem do laptopa. Chciałem poszukać czegoś na temat nowego chłopaka Agaty.
–Jaskóła Karol – powiedziałem, wpisując nazwisko w wyszukiwarkę i od razu wyskoczyło mi kilka stron. To dość popularne nazwisko i najpierw musiałem przedrzeć się między nieistotnymi danymi. W końcu znalazłem tego właściwego Jaskółę. – Lekarz onkolog, czyli poznali się w szpitalu, co za ironia losu. – Nie byłem dobry w stalkowaniu, zadowoliłem się suchymi informacjami o jego specjalizacji i pozycji w świecie lekarzy. Wydawał się być dobrą partią, ale nie dla Agaty. Ona zasługiwała na więcej.
Do wieczora udawałem, że pracuję, tylko po to, żeby Roksana nie zawracała mi głowy. Z nią też musiałem się w końcu jakoś dogadać i coś postanowić. Skoro na powrót Agaty nie mogłem liczyć, to może właśnie był czas na podjęcie decyzji. Po jej ostatnich wybrykach nie ufałem jej ani trochę, ale znałem ją i potrafiłem przewidzieć jej zagrania.
–Kurwa – szepnąłem do siebie i złapałem za telefon. Miałem z Agatą wyjaśnić wizytę Roksany w Sawie, a przez tego zasranego kolesia, zapomniałem. Nie odebrała ode mnie telefonu, chociaż był normalny sygnał i wyobrażając sobie czym mogła być zajęta, rzuciłem telefon na biurko. W tym samym momencie weszła Roksana. Ubrana w krótki szlafrok, który świetnie eksponował nie tylko jej nogi, ale też brak bielizny. Nie ruszało mnie to. Odkąd wróciła, nawet raz jej nie przeleciałem. Pieprzyłem jakieś brednie, że tym razem tempo będzie inne, że jej powrót nie oznacza zmiany mojego zdania i jeszcze tonę innych bzdur, które musiała zaakceptować, a tak naprawde nie mogłem jej powiedzieć, że nie mam na nią ochoty i że po nocach śni mi się tylko jedna kobieta, zupełnie inna niż ona.
–Już późno – odezwała się tym swoim słodkim głosem i podeszła bliżej. Była ładna zgrabna i jeszcze nie tak dawno to wziąłbym ją na biurku i to bez wstępów. Ale teraz była dla mnie jedynie wyzywająca i pusta. Seks to najwyraźniej nie wszystko. Za późno się o tym przekonałem.
–Mam dużo pracy. – Spojrzałem w ekran, na którym było zdjęcie znad morza. Zamknąłem je, żeby nie drażnić Roksany i otworzyłem maila. Od razu rzuciła mi się w oczy wiadomość od lekarza, który miał się wypowiedzieć w sprawach fachowych, na temat mojej fundacji. To ikona wśród lekarzy i jego nazwisko na dokumentach dobrze by wyglądało. Zacząłem odpisywac na wiadomość i kątem oka dostrzegłem jak Roksana poprawia szlafrok i wychodzi. Z nią była krótka piłka. Wiedziałem co lubi i czego oczekuje. Była znacznie łatwiejsza do obsługi niż Agata, bo jej wystarczyło kupić coś ładnego. Nawet wiedziałem co.
Do sypialni przyszedłem, kiedy Roksana spała. Nic dziwnego, bo było po trzeciej. Stanąłem w drzwiach i przez chwilę jej się przyglądałem. Była moim życiowym błędem. Pewnie gdybym nie poznał Agaty, wszystko inaczej bym widział i nie robiłoby to takiej różnicy jak teraz. Zmęczony poszedłem do łazienki i po ekspresowym prysznicu, założyłem bokserki. Do łóżka wszedłem tak, żeby przypadkiem nie obudzić śpiącej królewny. Zaraz zaczęła by pytać o naszą przyszłość, a ja żadnej przyszłości dla nas nie widziałem. Musiałem to jakoś jej wytłumaczyć, żeby nie robiła scen i obiecałem sobie, że zrobię to jak najszybciej.
Poranek przywitałem sam w łóżku. Oho, panna na dobre się obraziła. Na dole zastałem tylko panią Janinę, która na mój widok pokręciła głową i wróciła do swoich obowiązków. No co miałem powiedzieć, że wiem, jak bardzo pierdolę sobie życie? Zamiast tego poszedłem do kuchni i oparty dłonią o blat, włączyłam ekspres. Kawa zaczęła spływać do filiżanki cienką strużką, a przyjemny zapach dotarł do moich nozdrzy. Spokój zakłóciły otwierane drzwi.
–Pani Roksana kazała panu przekazać, że cały dzień będzie niedostępna.
–I bardzo dobrze – odpowiedziałem z ulgą, na co pani Janina podeszła bliżej. – Wcale nie miałem ochoty się z nią kontaktować.
–Mogę o coś zapytać? – Kobieta stanęła tak, że musiałem na nią spojrzeć. – To nie jest kobieta pana życia, nie?
Nie musiałem jej odpowiadać. Patrzyłem jej w oczy i czekałem na złotą radę.
–Nie jest.
–Nie chcę się wtrącać, bo to intymne sprawy, ale do czego to zmierza?
–Do katastrofy, pani Jasiu.
–Nie da się temu zapobiec?
–Już nie. – Odwróciłem wzrok w stronę okna. Sam zastanawiałem się nad tym, czy warto to ruszać, czy nie lepiej dla niej, żeby była z kimś, kto dla niej zrobi wszystko, ja tylko udowodniłem, że nie zrobię niczego.
Tydzień zajęło mi dochodzenie do siebie. W pracy zająłem głowę interesami i dobrze mi szło. Zabijałem czas obowiązkami, a natłok myśli o Agacie zastąpiły myśli o pracy. Znów byłem sobą, tym skurwielem, któremu na korytarzu każdy schodził z drogi. Moja sekretarka nie uśmiechała się do mnie tak szczerze jak dawniej, dyrektorzy nie pozwalali sobie na dowcipy, a kierownicy działów, zamiast do mnie przychodzić,  wysyłali swoich pełnomocników. Wszystko wróciło do normy.
Po spotkaniu z Zawiłskim, który okazał się być nie tylko świetnym specjalistą, ale też dobrym biznesmenem, dla którego omówienie umowy było chlebem powszednim, poszedłem w stronę parkingu. Miałem jeszcze do odebrania prezent dla Roksany.  Musiałem się w końcu pogodzić z losem i własnymi błędami. Pojechałem do salonu i obejrzałem sprowadzone na zamówienie cudeńko. Złoty Jaguar w wersji kabrio mienił się w słońcu i musiałem przyznać, że robił wrażenie. Co prawda ja bym takim nie jeździł, ale to nie był samochód dla mnie.
Wróciłem do domu przed wieczorem. Roksana już była i powitała mnie chłodnym spojrzeniem. Szykowała mi się ciekawa przyszłość. Rzuciłem kluczyki na komodę i bez słowa wyjaśnienia poszedłem na górę. Ledwie zdążyłem wziąć prysznic, jak usłyszałem dzwonek domofonu. Nie chciałem, żeby Roksana pierwsza zobaczyła wózek. Otworzyłem drzwi sypialni i wychyliłem się przez barierkę.
–To do mnie. Już schodzę!
–Nie miałam zamiaru otwierać, to twój dom. – Naburczała na mnie i dalej patrzyła w telewizor.
Narzuciłem na siebie byle co i wyszedłem przed dom. Jaguar wjechał na lawecie pod garaż i po sprawdzeniu wszystkiego pokwitowałem odbiór. Miałem jeszcze czas na rezygnację, ale czy było warto czekać na coś, co nigdy nie mogło nadejść? Ostatni raz spojrzałem na kluczyki w mojej dłoni i zawróciłem w stronę domu.
–Mam coś dla ciebie – odezwałem się w progu. Roksana niechętnie się do mnie odwróciła i przyjrzała bardzo dokładnie, pewnie spodziewała się, że mam to coś ze sobą.
–Tak?
–Tak. Możesz? – Wyciągnąłem rękę i czekałem czy do mnie podejdzie. Podeszła i złapała moją dłoń. Nie czułem niczego. Była mi obca i obojętna. Nie mogłem się już wycofać i odprowadziłem ją do drzwi. Nie chciało mi się silić na niespodzianki i zasłanianie oczu. Otworzyłem drzwi i z daleka zauważyła lśniący samochód. Z piskiem rzuciła mi się na szyję i zaczęła całować. Pierwszy raz odkąd tu znowu była, całowałem ją. Bez uczuć, bez przyjemności bez najmniejszego podniecenia. Ulżyło mi, że prezent się spodobał i tyle. Agata by go pewnie nie przyjęła. Ona miałaby opory przyjąć zwykły łańcuszek z tombaku, a nie auto za setki tysięcy. Kiedy Roksana pobiegała oglądać swój nowy nabytek, ja powoli podszedłem bliżej. Oglądała go z każdej strony i w końcu usiadła za kółkiem. Prezentowała się w nim całkiem dobrze.
–Kochanie, nie trzeba było, to strasznie duży wydatek! – zapiszczała radośnie. Kto by się spodziewał, że tak dba o moje finanse.
–Wystarczy zamiast pierścionka? – rzuciłem obojętnie, a ta jak nie zaczęła piszczeć. Sam nie wiedziałem o co jej chodzi. Liczyłem się z kolejnym fochem, a nie taką radością.
–Wiedziałam! – krzyknęła i znów się na mnie rzuciła. No chyba czegoś nie rozumiałem. – Wiedziałam, że w końcu się pobierzemy! Jest cudowny, dziękuję!
–Zaczekaj. – Odstawiłem ja na ziemię i próbowałem uspokoić, ale była tak naładowana, że za nią nie nadążałem.
–Już myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz! – piszczała i wyjęła telefon z kieszeni. – Zadzwonię do Klaudii! – Pobiegła w stronę domu, a ja stałem jak słup soli. Co tu się stało, do cholery? Wciąż mało przytomny wróciłem do domu i zanim dobrze wszedłem do salonu, usłyszałam barwną opowieść, jak to poprosiłem ją o rękę, dając zamiast pierścionka samochód. Kurwa, polska języka, trudna języka. Przecież nie o to chodziło. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ona już gada nie z Klaudią, a ze swoją matką. Zajebiście, zaraz zadzwoni do gazet!
Nie dałem rady wyjaśnić jej niczego. Jak zaczęła nadawać, to nie skończyła do późnego wieczora. Ba, ja jej wprost mówiłem, że mnie źle zrozumiała, ale w tym swoim jazgocie nawet mnie nie usłyszała. Mogłem mówić absolutnie wszystko, a i tak by mnie zagadała. Pozwoliłem jej na to i czekałem aż jej emocje opadną. Nie zwracałem na nią uwagi do tego stopnia, że podczas jej monologu położyłem się spać.
Poranek był ciężki. Co prawda Roksana ucichła, ale miała plany na każdy następny dzień aż do ślubu. Przy kawie rozpisała kogo zaprosić na zaręczynowe przyjęcie i oczywiście zdecydowała, że naszą świadkową będzie Klaudia. Nie miałem siły z nią dyskutować. Dopiłem kawę i po szybkim “cześć” wyszedłem. Nie byłem przekonany czy to w ogóle zauważyła i czy po moim wyjściu nie gadała dalej. Miałem to w dupie.
W swoim biurze zastałem, a jakże, kochaną siostrę. Już w progu pogratulowała mi podjętej decyzji, ale widząc jak przewracam oczami, wyczuła, że coś jest nie tak.
–No co jest? – zapytała i usiadła w fotelu.
–Ja tylko spytałem czy wózek może być zamiast pierścionka. Nic więcej.
–No! – zawołała prawie jak Roksi. – No i gratuluję!
–Nie rozumiesz siostra. Ja jej nie dałem samochodu jako pierścionka. Nie poprosiłem jej o rękę!
Klaudia długo na mnie patrzyła, jakby w myślach przetwarzała ten natłok informacji i dopiero po chwili odetchnęła i założyła nogę na nogę.
–Czyli że dałeś auto jako taką rekompensatę za brak pierścionka.
–No coś w tym sensie. Pierścionka się nie doczeka, a na samochód mogę sobie pozwolić.Z tym że ona uznała, że dałem pierścionek tylko w innej formie. Myślałem, że powrót do ex będzie jak jazda na rowerze, ale jest sporo gorzej, jest drętwo i nudno. Mijamy się i ja robię to specjalnie. Nie rozumiem jej, wkurza mnie to, co robi czy mówi. Ona jest mi obca i nie chcę wiązać z nią poważnie życia.
–To po co to było? – Pochyliła się w moja stronę. – Przyznaj, że ta Agata siedzi ci w głowie i chciałeś o niej zapomnieć, zapychając przestrzeń Roksaną.
–Nie zapychając, ale zajmując. – Obruszyłem się, choć miała dużo racji. – Agata to zamknięty rozdział, nie ma do czego wracać.
–No nie wiem – westchnęła i nie spuszczała ze mnie wzroku.
–Ma innego. Wiele razy wtrącałem się w jej życie. Teraz zrozumiałem, że to nie miało sensu. Jeśli jej z nim dobrze, to ja niczego więcej nie chcę.
–Taa… – Klaudia z niedowierzaniem pokręciła głową. – Ja tam jej nie znam, ale z tobą zrobiła coś, co nikomu innemu się nie udało.
–Co?
–Uczłowieczyła cię. Niesamowite – szeptała jakoś dziwnie, po czym zaczęła poruszać na boki oczami. Nie bardzo wiedziałem, co się z nią dzieje.
–Ty się dobrze czujesz?
–Bardzo dobrze. – Zaczęła zbierać swoje rzeczy i bez pożegnania wyszła. No najwyraźniej każdy ma jakiegoś świra.
Przez cały dzień odbierałem telefony od “narzeczonej”. Opowiadała o swoich planach i marzeniach związanych z tym wielkim dniem i z jednej strony chciałem jebnąć telefonem, a z drugiej to nie była jej wina, że nie umiałem powiedzieć jej wszystkiego wprost. W życiu byłem zdecydowanie większym kunktatorem niż w biznesie.
Wracając do domu zajechałem do knajpy. Potrzebowałem odetchnąć i pomyśleć. Nie mogłem wypić zbyt wiele, ale na jednego drinka się zdecydowałem. Patrzyłem w kostki lodu poruszające się w szklance i nie wierzyłem, że to wszystko się dzieje. Chciałem się obudzić. Tak, tego potrzebowałem. Obudzić się i z ulga stwierdzić, że Roksana i Agata były tylko snem.
–Jakiś kłopot? – odezwał się stojący przede mną barman.
–Nie, dlaczego?
–Tak pan wygląda.
–Co byś zrobił… – upiłem łyk alkoholu i spojrzałem facetowi w oczy – jedna pasuje do mojego świata, ale nie chcę z nią być, drugą uwielbiam, ale kompletnie nie pasuje do mojego świata.
–Ba! – Gość się zaśmiał i oparł łokcie o bar. – Może to świat jest problemem? – Wiedziałem, że nie oczekiwał odpowiedzi, dlatego nawet słowem się nie odezwałem. Rzuciłem pieniądze na blat i wyszedłem z knajpy. Szedłem przed siebie i bezwiednie zerknąłem w szybę niewielkiej restauracji. Przy jednym ze stolików siedział znajomy pan onkolog. Był bardzo zajęty rozmową z towarzysząca mu dziewczyną, i to ona zwróciła moją uwagę.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz