Agata
Bałam się otworzyć oczy. Modliłam się, żeby to wszystko było snem. Wiedziałam, że nie było. Przypominała mi o tym ręka Artura, która ciasno oplatała mój brzuch. Z niepokojem odwróciłam głowę i od razu się uśmiechnęłam. Był ideałem męskości. Dobrze zbudowany, ładny i pachnący. Co z tego, skoro nie mój. Chciałam go dotknąć, ale bałam się, że go obudzę. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Nie spuszczając z niego wzroku, chwyciłam delikatnie jego rękę i uniosłam. Nieznacznie się poruszył, ale chyba spał nadal. W końcu uwolniłam się z jego objęcia i zarzuciłam na siebie szlafrok. Majtek nie szukałam, Jezu, jak mi było wstyd. Uciekłam z jego sypialni i dopiero w salonie spojrzałam na zegarek. Dochodziła siódma, więc była szansa, że dzieci zaraz wstaną. Kiedy stanęłam pod prysznicem zeszły ze mnie wszystkie emocje. Oparłam czoło o zimną ścianę i zwyczajnie się rozpłakałam. Już czułam się przegrana. Tej nocy liczyły się moje uczucia, i to najgłupsze uczucia, bo gdybym kierowała się próżnym zaspokojeniem żądzy, to dziś byłabym zadowolona i odprężona, a tak… Tak kochałam go jeszcze bardziej i jeszcze bardziej za nim tęskniłam, ale czy mogłam narzucać mu swoje uczucia, skoro on to widział inaczej? Nie chciałam wymuszonego zainteresowania.
Po prysznicu, ubrana już całkiem zwyczajnie, wróciłam do salonu. Zatrzymałam się w pół kroku, zauważając siedzącego na kanapie Artura. Znów wydawał mi się zimny i bezuczuciowy. Dokładnie tak, wrócił Werner-prezes. Zmierzył mnie wzrokiem, jakbym przez noc bardzo się zmieniła i wstał z kanapy.
–Dzień dobry, mogę? – Wskazał głową uchylone drzwi łazienki.
–Dzień dobry – odpowiedziałam chłodno, ale z uprzejmym uśmiechem. – Oczywiście, ja już skończyłam. Nie czekając aż mnie ominie, weszłam do pokoju dzieci i cicho przygotowałam im ubrania. Zanim wstały maluchy, drzwi się uchyliły i stanął w nich Artur.
–Zrobiłem kawę, napijesz się? – mówił tak, że nie byłam pewna, czy mam na nią ochotę, jednak docierający do mnie przyjemny zapach, przekonał mnie i wciąż niezbyt pewnie kiwnęłam głową. W salonie dostałam filiżankę i tyle. Nie odezwał się, nawet starał się na mnie nie patrzeć. Chyba myślał, że zniknę cudownie nad ranem i po kłopocie, a ja byłam, i to z dziećmi. – Masz jakieś plany na dzisiaj?
–Konkretnych nie mam. Wszystko zależy od samopoczucia Franka. Poza tym nie powiedziałe… – urwałam i zajrzałam do filiżanki. – Nie wiem, do której mamy czas.
–Myślę, że wyjedziemy koło czternastej, żeby przed wieczorem zajechać do domu.
–To pójdziemy jeszcze na spacer po plaży, może kupimy jakieś pamiątki.
–Mogę iść z wami? – No może byłam głupia, ale nie umiał ukryć, że dla niego ta noc nie była spełnieniem marzeń.
–Oczywiście. – Posłałam mu uśmiech, choć nieszczery. – Jeśli tylko ma pan ochotę.
–I tak nie mam niczego ciekawszego do roboty.
–Będzie nam bardzo miło. – Skłamałam tylko dlatego, że byłam wdzięczna za całą tę wycieczkę. Ja to ja, ale dzieciom bardzo się podobało, a patrząc na moje długi i zarobki, to w najbliższym czasie nie mogłabym pozwolić sobie na taki wyjazd.
Po śniadaniu, które było drętwe równie jak poranna kawa, wybraliśmy się na spacer. Dzieci biegały po plaży, a my szliśmy obok siebie jak obcy. Wiedziałam, że to się źle skończy, ale nie sądziłam, że aż tak. Liczyłam bardziej na jakieś głupie teksty i docinki, a nie że będę dla niego obowiązkiem.
–Chciałam panu podziękować za ten wyjazd – odezwałam się tylko dlatego, że wypadło. – W ogóle chciałam panu podziękować za wszystko, co pan dla mnie do tej pory zrobił. Chyba nikt nigdy nie wyciągnął do mnie tyle razy ręki, co pan.
–Pochlebiasz mi, ale niczego takiego nie zrobiłem.
–Mogę o coś zapytać? – Przystanęłam i czekałam aż on to zrobi. Co prawda zatrzymał się i nawet stanął do mnie przodem, ale nie zamierzał patrzeć mi w oczy.
–Pytaj.
–Czy to prawda, że założył pan fundację?
–Skąd wiesz? – Dopiero teraz na mnie spojrzał.
–Od Marii.
–No tak. – Uśmiechnął się i ruszył w kierunku dzieci. Ja zrobiłam to samo i wciąż czekałam na odpowiedź. – Prawda. Wszystko jest jeszcze w trakcie załatwiania formalności, ale już niedługo ruszymy.
–Nie spodziewałam się tego po panu.
–To komplement? – Odwrócił się do mnie, ale nasze spojrzenia od rana tylko się mijały.
–Jeśli się pan nie pogniewa, to tak.
–A ja mogę o coś zapytać? – Znowu przystanął. Zamiast odpowiedzieć, kiwnęłam potakująco głową. – Na co choruje pani Danusia?
–Teraz już na wszystko. – Wróciłam do spaceru. – Ma nowotwór trzustki. Jest po chemii. Bardzo jej pomogła, choć lekarze nie dawali jej zbyt wielkiej szansy.
–Silna kobieta.
–Niestety jest coraz słabsza i bardzo mnie to martwi. Ona udaje taką dziarską i silną, ale wiem, że bardzo się boi, że zostawi mnie samą bez niczyjej pomocy.
–Zawsze masz mnie. – Dotknął delikatnie mojej ręki, ale szybko ja zabrałam. Nie chciałam, żeby moje słowa uznał za napraszanie się.
–Teraz, kiedy mam pracę, poradzę sobie sama, nawet gdyby… – Zacisnęłam zęby na samą myśl, że ciocia mogłaby odejść. Niespodziewanie Artur lekko objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Nie było w tym geście tej samej czułości, co jeszcze wczoraj, jakbym zwierzała się przypadkowo poznanemu człowiekowi. Seks zbliża ludzi, nas bardzo od siebie oddalił. Kiedy znów zaczęliśmy iść, spojrzałam ukradkiem na Artura, chociaż dziś znów powinnam go nazywać Wernerem, bardziej to do niego pasowało. Swoją drogą, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam myśleć o nim jak o Arturze. Tak czy siak, on nie wyglądał na zadowolonego z wyjazdu. Chyba liczył na coś innego. Może byłoby prościej, gdyby mi powiedział, na co. Oboje nie bylibyśmy wtedy rozczarowani. – A jak interesy? Załatwił pan wszystko?
–Tak.
–Fajnie. A co to będzie? Jeśli mogę wiedzieć.
–Fabryka samochodów.
–Nie wiedziałam, że Werner-home zajmuje się samochodami. – Rozchmurzyłam się, sama nie wiem czemu.
–Bo do tej pory się nie zajmowało. Takie moje prywatne marzenie.
–Jakie to uczucie? – Zaplotłam ręce na piersiach i odwróciłam do niego głowę. Patrzył przed siebie i nie wiem czy mnie nie zauważał, czy nie chciał na mnie patrzeć.
–Co?
–Spełnienie marzenia.
–Żadne. – Odwrócił się do mnie. – Myślałem, że będzie bardziej spektakularne, że poczuję jakiś przypływ radości, a ja po prostu jestem zadowolony, że interesy dobrze idą, że zarobię.
–To może jeszcze nie jest to.
–Niby co?
–Marzenie. Może to zwykła zachcianka, a nie marzenie.
–Jak to odróżnić?
–Bardzo łatwo, skoro nie przepełnia pana ekscytacja i radość, to raczej nie marzenie. Zresztą nie wiem. Nie miałam nigdy marzeń, a te co miałam, to… – Poczułam, jak serce szybciej mi bije. – To nigdy się nie spełnią.
–Dlaczego?
–Bo musiałabym cofnąć czas, a nie umiem. – Spojrzałam na Wernera i poczułam przeszywający mnie żal, że to wszystko się skończy, że już nigdy nie popatrzymy na siebie jak tej nocy, że nie będziemy wobec siebie tak czuli, że nie będzie nigdy nas.
Od rozmyślań oderwał mnie śmiech Basi, która wołała nas i podbiegła z dużą muszlą w dłoni. Prześcigali się z Frankiem na znaleziska i wszystkie musiałam trzymać. Chyba wyczuwały, że Werner nie jest dziś tak skory do zabaw jak wczoraj, i nawet się do niego nie zbliżały. On zresztą też mało zwracał na nie uwagi. Ciągle był zamyślony, nieobecny, kilka razu nie zauważył, że poszliśmy dalej i musiał nas doganiać. Ewidentnie coś złego się z nim działo, ale nie czułam się upoważniona do zadawania pytań. Kiedy dzieci zobaczyły ciąg sklepików, nie mogło obyć się bez zakupów. Przeszliśmy obok kilku straganów, na których były pamiątki takie jak magnesy, wazoniki czy kubki. Kupiłam dla cioci kubek, bo uwielbiała pić wieczorną herbatę właśnie z kubka. Kiedy otworzyłam drzwi pierwszego napotkanego sklepu, zadzwonił telefon Wernera. Zatrzymałam się w drzwiach i mimowolnie odwróciłam. Patrzył przez chwilę na ekran, a później podniósł wzrok na mnie. Domyśliłam się, że to Roksana. Pokiwałam głową i po wprowadzeniu dzieci do środka, zamknęłam drzwi. W sklepie poza pamiątkami były też artykuly spożywcze i zabawki. Przechadzaliśmy się między regałami, ale ja zerkałam przez szybę na rozmawiającego Wernera. Nie wyglądał ani na zadowolonego, ani na złego, był obojętny jak wobec mnie. Wrzuciłam do koszyka dwie małe wody i kilka słodkości, ale Franek pociągnął mnie za rękę w stronę zabawek. Ceny były tragiczne. Szybko sprawdziłam swój budżet i spojrzałam z przykrością na syna.
–Kochanie, a może weźmiemy coś mniejszego? – Zawiedziony odłożył pudełko z ciężarówką na półkę. – Może coś, czym będziecie mogli się pobawić w drodze do domu, co? – Pokazałam mu grę wodną. – Albo jakieś kolorowanki?
–A ciężarówka? – zapytał cienkim głosem.
–To może taką mniejszą, bo pan Werner nie ma już miejsca w bagażniku? – Podałam mu sporo mniejszy i przede wszystkim sporo tańszy samochód. Nie marudził, wziął ode mnie zabawkę i szeroko się uśmiechnął. Jednak miałam jedno marzenie. Chciałabym mieć przynajmniej od czasu do czasu tyle, by móc zabrać ich do sklepu i pozwolić kupić to, na co tylko mają ochotę. Jeszcze się nie zapowiadało. Basia wzięła znikopis i ulżyło mi, że cena nie była straszna. Wychodząc z działu zabawek, spotkaliśmy Wernera. Zajrzał mi do koszyka i zrobił to bardzo dyskretnie, po czym poszedł z nami do kasy. Nie pozwoliłam za nas zapłacić i mimo że wyjął kartę z portfela, uprzedziłam go z płatnością. Nie zamierzałam zaciągać u niego kolejnych długów. Po wyjściu ze sklepu podałam dzieciom ich ulubione wafelki, a panu Wernerowi dałam dwa różne batony do wyboru. Chyba nikt go dawno nie częstował batonami, bo krzywo na mnie spojrzał i dopiero po chwili się uśmiechnął.
–A ty który wolisz? – zapytał, przechylając lekko głowę.
–Lubię oba, dlatego je wzięłam.
–A który jest lepszy?
–Każdy inny. – Uniosłam kącik ust, bo wyglądał jak przed życiowym dylematem. W końcu wziął z nadzieniem toffi, a ja orzechowy. Poszliśmy w stronę hotelu i znów zapadła cisza, której przy nim nie znosiłam. – Czy coś się stało? – Nie wytrzymałam i podniosłam na niego wzrok.
–Dlaczego?
–Ten telefon… – Zawstydziłam się i odwróciłam. – Miałam wrażenie, że nie był zbyt przyjemny.
–Nic ważnego, zwyczajne sprawy.
–Przepraszam, nie powinnam pytać. – Uniosłam dłonie.
–Nie przepraszaj. Po prostu zadzwoniła…
–Proszę nie mówić. To nie moje sprawy, nie wiem po co spytałam. – Pokręciłam szybko głową i nie zwracając na niego uwagi, poszłam za dziećmi. Nie umiałam już z nim rozmawiać, nie umiałam na niego patrzeć. Wzbudzał we mnie inne uczucia, choć tak samo silne.
Po wejściu do apartamentu dzieci rozsiadły się na podłodze z nowymi zabawkami, a ja poszłam nas spakować. Czekał nas jeszcze obiad i czterogodzinna jazda. Ostatnia w naszym wspólnym wykonaniu, każda minuta z Wernerem mnie w tym upewniała. Siedział cały czas na kanapie, grzebał w telefonie i tylko co jakiś czas spoglądał na dzieci. Nie uśmiechał się na ich widok, nie reagował ma śmiech, były mu obce zupełnie jak ja. Nagle wstał z kanapy i bez słowa mijając wpatrzone w niego maluchy wyszedł z apartamentu. Otarłam spływającą po policzku łzę i wróciłam do pakowania rzeczy. Moje obawy się potwierdziły, wziął, co chciał i wyrzucił. Powinnam się tego spodziewać, a naiwnie wierzyłam, że on jest inny. Nie zamierzałam wychodzić z pokoju bez niego i razem z dziećmi czekaliśmy aż wróci. Kiedy stanął w salonie od razu zatrzymał wzrok na mnie. Nie zamierzałam się chować. Spojrzałam mu prosto w oczy i wyrzucałam sobie moją własna glupotę. Nie wiedziałam, co powiedzieć, czy w ogóle coś mówić. Wydawało mi się, że on mnie rozumiał bez słów, dlatego w myślach błagałam go, żeby powiedział mi co czuje, choćby miało to złamać mi serce, najgorsza była ta niepewność. Niestety nic nie powiedział. Nieznacznie kiwnął głową i spojrzał na zegarek.
–To co, może zjedziemy na obiad i po kawie od razu pojedziemy? – Werner podszedł bliżej, od razu wyciągając rękę po stojącą tuż przy mnie walizkę.
–Jak pan uważa. – Spojrzałam na jego dłoń i pierwsza złapałam uchwyt. – Ja wezmę, nie są ciężkie.
Walczyliśmy na spojrzenia i żadne z nas nie odpuszczało. Ja chciałam się na niego po prostu napatrzeć na zapas. Chłonęłam go całą sobą jak gąbka, chciałam go zapamiętać, jego wyraz twarzy, chłód jego spojrzenia, a nawet ruchu oczu. Wszystko w nim było perfekcyjne, a może tylko mi się tak zdawało, bo miłość przesłoniła mi świat. Nie wiedziałam, wiedziałam za to, że za błędy się płaci. Ja właśnie płaciłam.
Zostawiłam nasze bagaże przy drzwiach i weszłam do łazienki, sprawdzić czy czegoś nie zostawiłam. Poczułam ruch za plecami i szybko odwróciłam się do stojącego za mną Wernera. Podał mi małe zawiniątko i na początku nie wiedziałam co to. Dopiero po chwili poznałam moją bieliznę.
–Twoje…
–Dziękuję.
–Nie chciałem przy dzieciach.
–Jasne, bardzo dziękuję. – Zażenowana, z opuszczoną głową uciekłam z łazienki i szybko ogarnęłam dzieci do wyjścia. Niepostrzeżenie wyrzuciłam też bieliznę do kosza na śmieci. Nie chciałam jej. Kiedy wrócił Werner, byliśmy już gotowi. Stanęłam przy walizkach i mimo próśb prezesa nie pozwoliłam ich sobie zabrać. Zanieśliśmy je do bagażnika i poszliśmy na obiad. Dzieci miały apetyt, za to ja więcej grzebałam w talerzu niż jadłam. Wmawiałam sobie, że to chwila zapomnienia, że powinnam się cieszyć, bo mimo wszystko przeżyłam coś fascynującego, coś czego nikt mi nie odbierze. Ta noc była wyjątkowa bez dwóch zdań. Wyjątkowa i niepowtarzalna, a poranek, no cóż…
–Nie smakuje ci? – odezwał się Werner i szybko podniosłam wzrok.
–Smakuje, bardzo dobre.
–Może chcesz coś innego?
–Nie, to jest pyszne, tylko jakoś… – Obejrzałam się na dzieci. – Słabo się czuję, nie chcę się najadać na drogę.
–Może zajedziemy do apteki?
–Nie trzeba. – Odsunęłam lekko talerz i wzięłam szklankę z wodą. Werner przez chwilę mi się przyglądał, po czym wrócił do jedzenia. Nie chciałam przedłużać, ale po obiedzie zamówił dzieciom lody z owocami, a nam kawę i ciasto. Ja serio nie miałam apetytu. Chciałam już do domu. Wmusiłam w siebie deser i zadowolona z zakończenia pobytu wstałam od stolika.
Dzieci zasnęły po godzinie jazdy. Ja w końcu też oparłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Nie spałam, chociaż chciałam zasnąć. Słuchałam radia, kilku rozmów Wernera przez telefon. Nie zareagowałam, kiedy poczułam, jak poprawia na mnie koc. To było bardzo miłe z jego strony i niespodziewane. Przytuliłam się bardziej do miękkiego materiału, który dla mnie pachniał Arturem i próbowałam przypomnieć sobie najpiękniejsze chwile spędzone w jego ramionach. Nie miałam wielkiego doświadczenia, co ja mówię, wcale go nie miałam, bo to był mój trzeci seks w życiu, a jednak przy nim czułam się spełniona.
Kiedy ponownie poczułam na sobie dotyk Wernera, cicho mruknęłam i sama się do niego zbliżyłam.
–Agata… – Uchyliłam powieki i spojrzałam w piwne oczy. Były bardzo blisko mnie, tylko nie wiedziałam dlaczego, – Obudź się, jestesmy na miejscu.
–Gdzie? – Byłam zachrypnięta.
–U ciebie pod domem. – Dopiero wtedy zrozumiałam co się dzieje i szybko się podniosłam. Nawet nie zauważyłam że Werner rozłożył mi fotel.
–Przepraszam, zasnęłam.
–Zauważyłem. – Wydawało mi się, że się do mnie uśmiechnął, ale zrobił to krótko. Zanim odpięłam pas, wysiadł z auta i otworzył mi drzwi. Dzieci nie musiałam długo budzić. Wystarczyło, że odpięłam ich pasy, a same wyskoczyły z samochodu i pobiegły w stronę domu. Ja stanęłam naprzeciwko Wernera. Nawet nie wiedziałam, co mu powiedzieć.
–Foteliki może pan już wypiąć, nie będą potrzebne. – Mówiąc to, czułam w żołądku palące ciepło.
–Nie wiadomo.
–Tak czy inaczej jeszcze raz dziękuję. – Podałam mu dłoń.
–Odprowadzę cię, masz torby.
–Poradzę sobie, proszę się nie fatygować.
–Bardzo chcę, pozwolisz? – Dotykając mojej dłoni, wyjął mi z niej uchwyt walizki. Bez entuzjazmu, ale się zgodziłam. Czułam go tuż za sobą i strasznie się denerwowałam. Dzieci szły przed nami i spowalniały nas. Ja bardzo chciałam mieć tę wizytę za sobą. W domu przywitała nas ciocia. Od razu zauważyłam, że jest z nią gorzej. Była szara na twarzy i taka zapadnięta. Powitała nas z uśmiechem i zaprosiła do salonu. Już w progu zauważyłam zmiany i zacisnęłam zęby.
–Co to ma być? – Odwróciłam się do Wernera, bo nie sądziłam, że to sprawka cioci.
–Prezent – odezwał się nieśmiało i odstawił walizki pod ścianę. – Nie mogłem spokojnie spać, wiedząc że… – Urwał i wszedł do pokoju. – Wiem, obiecywałem, że więcej tego nie zrobię, ale ja te fotele zamówiłem, zanim ci to obiecałem. – Tłumaczył się z uniesionymi lekko dłońmi
–Niech pan je zabiera. – Nie pozwoliłam mu się dotknąć i przygarnęłam do siebie dzieci, które już chciały wskakiwać na nowe łóżka. – Prosze zadzwonić po transport, zabrać te fotele i oddać mi moje łóżko.
–Bądź rozsądna. – Spokojnie do mnie podszedł i odsunął ode mnie dzieci. – Dzieci potrzebują wygodnego miejsca do spania, ty również.
–To nie znaczy, że ma nam pan sponsorować takie rzeczy.
–Sponsorować? – Oburzył się. – Dostaliście prezent, niczego w zamian nie oczekuję!
–Czy pan nie rozumie co mówię? – Bałam się, że zaraz się popłaczę. – Prosze to zabrać, poradzimy sobie sami.
–Agata, proszę. – Złapał mnie za ramiona i nie pozwolił się poruszyć. – To naprawdę nic wielkiego.
–Tak? – Podniosłam na niego wzrok i przeniosłam go na ciocię. – Według was jestem takim nieudacznikiem, co? Nie potrafię zapewnić dzieciom najpotrzebniejszych sprzętów, nie umiem podejmować decyzji, zawsze trzeba za mnie myśleć, no tak? A czy wam nie przyszło do głowy, że chciałam to zrobić sama? – Nie hamowałam łez i płakałam coraz bardziej. – Chciałam sama do wszystkiego dojść, sama kupić dzieciom łóżka, biurka, może komputer. Ale nie! Postanowiliście inaczej i ja mam się cieszyć. Jak ja mam się czuć, skoro na każdym kroku udowadniacie mi, że sobie nie radzę!
–To nie tak. Masz sporo wydatków, a łóżka… – Wyrwałam ręce z uścisku jego dłoni, pierwszy raz jego dotyk tak mi przeszkadzał.
–Proszę wyjść. – Uniosłam dumnie głowę.
–Agata, nie gniewaj się.
–Do widzenia. – Wytarłam nadgarstkiem policzki. – Zwrócę panu za podróż, za łóżka, za coś jeszcze?
–Zwariowałaś? Nie chcę pieniędzy za nic.
–Nie obchodzi mnie to, dokładnie jak pana nie obchodzi czego ja chcę. Kupił mi pan coś jeszcze? – Sama nie wiem czemu zapytałam, ale zmiana w jego twarzy była jednoznaczna. Wiedziałam gdzie szukać i bez namysłu weszłam do łazienki. Nie powiedziałam nawet słowa, trzasnęłam drzwiami i otworzyłam te na klatkę schodową. Czekałam w otwartych drzwiach aż wyjdzie i zrobił to prawie od razu. – Myślałam, że mnie pan zrozumiał – odezwałam się, kiedy zatrzymał się w progu. – Bardzo się zawiodłam. Pozbawił mnie pan szansy na zadbanie o własną rodzinę.
–Przestań, przecież dbasz o nich najlepiej jak się da. Spłacasz zaległe długi i zobowiązania, rozumiem, że to jest teraz najważniejsze, dlatego pomyślałem, że trochę cię wesprę.
–Nic pan nie rozumie, nie? Dla pana moje życie to taka interaktywna gra, pan decyduje o kolejnym ruchu i w zależności od tego, jak zareaguję, gra pan dalej. Próbuje pan przewidzieć moje kolejne kroki i wyprzedza mnie pan, mając sojusznika w moim domu. – Ukradkiem zerknęłam na ciocię. – W takim razie przeszedł pan już wszystkie poziomy, więcej dla pana nie ma. Game over, panie Werner.
CZYTASZ
Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]
RomansDwoje ludzi z dwóch skrajnie różnych światów. Mają inne doświadczenia, inne priorytety i cele w życiu. Każde z nich kieruje się innymi zasadami, a to rodzi wiele konfliktów i nieporozumień. Czy mimo to uda im się dojść do ładu i spotkać w punkcie pr...