Agata
Nie myślałam o niczym tylko o nim. Bałam się go dotykać i robiłam to nieśmiało, za to on nie miał żadnych oporów. Głaskał mnie i co chwilę zaciskał na mnie palce. Bawił się tą chwilą, a ja? Ja byłam przerażona i skrępowana. Nie umiałam się cieszyć jego bliskością i tym, że mnie nie wyśmiał. Bałam się, że za chwilę doprowadzi mnie do takiego stanu, że mu się nie oprę, a wtedy powie mi w oczy, że to żart. Kiedy nasze pocałunki zwolniły i było tylko słychać nasze szybkie oddechy, odważyłam się podnieść na niego wzrok. Kolejny raz utonęłam w jego spojrzeniu. Było głębokie, pełne czegoś dziwnego, czego jeszcze nigdy nie widziałam. Chciałam się odsunąć, ale oparł dłoń na moich plecach i mocno mnie do siebie przycisnął.
–Muszę iść.
–Nie musisz. – Patrząc mi w oczy, złapał brzeg mojego swetra i lekko go pociągnął. Tym razem zareagowałam szybko i nie pozwoliłam mu na zbyt wiele. – Nie? – W odpowiedzi szybko pokręciłam głową. Myślałam, że będzie zły, ale uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za dłoń. Poszłam za nim i usiadłam na kanapie. Kiedy Werner podał mi kieliszek z winem, uśmiechnęłam się, lecz go nie wzięłam. Poprawiłam się, gdy usiadł bardzo blisko mnie. – Mogę zadzwonić do Olgi.
–To niczego nie zmieni. – Zwiesiłam głowę. – Nie zwolni mnie teraz, zwolni po zakończeniu umowy.
–Ale nie może być tak, że oskarża cię o coś, czego nie zrobiłaś. – Poprawił mi włosy i starł kciukiem łzę z policzka. Nie spodziewałam się po nim czułości, a jednak robił wszystko tak, jakby właśnie taki naprawdę był.
–Widać takie moje przeznaczenie, że nie może być za dobrze. Martwię się tylko o dzieci.
–Mogę o coś zapytać? – Pierwszy raz nie spojrzał mi w oczy.
–Od kiedy pyta pan, czy może pan coś zrobić?
–Co z twoim mężem?
–Mężem? – Zmrużyłam oczy.
–Ojcem twoich dzieci – dodał i zakołysał trzymanym kieliszkiem.
–Nie mam męża, a moje dzieci nie mają ojca. Mają mnie.
–Ale ty je skądś masz, nie prawda? Z nieba ci one nie spadły.
–Spadły. – Na wspomnienie tych słodziaków, szeroko się uśmiechnęłam. – Są darem od Boga.
–Nie wątpię, a jednak…
–Ich ojciec zostawił mnie jak dowiedział się o ciąży – powiedziałam szybko. – Wie pan, bardzo go kochałam. Chyba nikt nie potrafi skrzywdzić tak mocno, jak osoba, którą kochamy. – Utkwiłam wzrok w butelce przed sobą i serio miałam ochotę się upić. Ochłonęłam gdy Werner dotknął mojej dłoni. Potrząsnęłam szybko głową i spojrzałam mu w oczy. – Jak byłam młoda, to buntowałam się przeciwko wszystkiemu, byłam sporo mniej pokorna niż teraz. Bawiłam się i podczas jednej imprezy w klubie poznałam Piotra. Boże, jak on na mnie działał. Zakochałam się od samego patrzenia. Uwiódł mnie swoim charakterem, niezależnością i dojrzałością – zaśmiałam się sama z siebie. – Urzekł mnie jaki to jest super odważny i poważny. – Nie patrzyłam na Wernera, było mi przed nim głupio. – Jego zaborczość i zazdrość odbierałam jako wyraz miłości. Wszystko bym dla niego zrobiła.
–I co dalej? – Stuknął kieliszkiem w mój, ale pił sam.
–Uległam. – Czułam jak się rumienię. – Był moim pierwszym mężczyzną. Marzyłam o tym dniu i o nim. To było krótko przed maturą, a spóźniający się okres tłumaczyłam stresem przed egzaminami. Dopiero kiedy było już długo po egzaminach, a wciąż go nie dostałam, zrobiłam test. Kiedy poszłam do Piotrka, najpierw mnie wyśmiał, a później obiecał pomóc. Miał przyjechać do moich rodziców, żeby powiedzieć im o wszystkim, ale zniknął.
–Jak to zniknął?
–Normalnie – zaśmiałam się przez łzy. – Nie mogłam się z nim w żaden sposób skontaktować, a później okazało się, że nie znam nawet jego prawdziwego nazwiska. Ja znałam Piotra Borowskiego, a nikogo o takim nazwisku oraz dacie urodzenia nie ma.
–Przykro mi. – Na te słowa wzruszyłam ramionami. – I co?
–Co co? Zostałam sama z problemem. Rodzice przy każdej sposobności wypominali mi lekkomyślność i rozwiązłość, a kiedy dzieci miały rok, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Zostałam sama z ciotką. Koniec historii.
–Smutna ta historia. – Nalał sobie wina.
–Smutna, ale w jakimś sensie mnie ukształtowała. – Uciekałam od niego wzrokiem. Nie wiem co się ze mną działo, ale kiedy znów mnie dotknął, zaczęłam płakać. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Teraz chyba po prostu znalazłam kogoś, komu mogłam wszystko wyrzucić, bo mu na mnie nie zależało, nie oceniał mnie i nie próbował moralizować. Objął mnie najpierw bardzo delikatnie, a że się nie osunęłam, przyciągnął mnie do siebie mocniej. Dobrze mi przy nim było, tak spokojnie jak w domu.
–Nie płacz. – Dotknął ustami mojego czoła i ułożył dłoń na policzku. Nakierował na siebie moją twarz i nie musiał robić tego na siłę, sama chciałam mieć go tak blisko. Podniosłam wzrok i przez chwilę mu się przyglądałam. Co ja miałam w głowie, że jeszcze tam siedziałam? Nie powinnam zawracać sobie nim głowy ani pchać się w jego ręce. Co z tego, skoro sama pokazywałam mu, jak bardzo na mnie działa. Wstrzymałam oddech, gdy kącik jego wydatnych ust drgnął w nieśmiałym uśmiechu i tym razem to ja nie wytrzymałam. Dotknęłam szorstkiego od zarostu policzka i sama go do siebie przyciągnęłam. Nasze usta nie spotkały się od razu. Zatrzymaliśmy się bardzo blisko siebie. Nasze twarze się dotykały, a oddechy mieszały między nami. Bałam się zacząć pierwsza, bałam się, że pokażę mu zbyt wiele, że uzna mnie za napaloną na niego laskę, ale ja byłam na niego napalona, ja byłam nim zauroczona, i wcale nie przez alkohol, który z emocji chyba już mi cały wywietrzał. Wdychałam ostry zapach jego perfum i chciałam już go zawsze pamiętać. Nie miałam złudzeń, ta znajomość nie mogła trwać wiecznie i spodziewałam się szybkiego końca. Może właśnie dlatego chciałam wykorzystać każdą okazję, by go poczuć jak nikogo do tej pory. Każda mijająca sekunda trwała wieczność i z każdą kolejną traciłam nadzieję na cokolwiek. Kiedy myślałam, że nic już z tego nie będzie, że nie zdobędę się na szaleństwo i odwagę, Werner wsunął palce w moje luźne włosy i delikatnie nimi poruszył. Zamknęłam oczy, pozwalając przyjemności przysłonić cały mój świat. Poddałam się. Poddałam się jemu, uczuciom i pragnieniom. Poczułam na sobie jego usta, były na szyi i przesuwały się leniwie milimetr po milimetrze w kierunku policzka. Torturował mnie subtelnością, rozpalał do czerowności oddechami i miękkością warg. Narkotyzowałam się nim i nie chciałam przestawać.
–Nie uciekniesz? – szepnął prosto w moje usta.
–Powinnam.
–Nie uciekaj, jeszcze nie. – Dotknął moich ust, a w zasadzie tylko je musnął. Nieznacznie się odsunął, ale ja nie chciałam już dłużej czekać. Mógł mnie uznać za wariatkę, trudno. Przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam z całych sił całować. Zachowywałam się jak nie ja, ale to było silniejsze ode mnie. Werner obejmował mnie coraz mocniej, aż w końcu pociągnął mnie tak, że siedziałam na jego biodrach. Nasze oddechy były coraz cięższe, a głośne mruknięcia powoli wypełniały salon. Byliśmy coraz bardziej zachłanni. Palce Wernera wsunęły się pod mój sweter i dotknęły pleców. Wyprężyłam ciało i jeszcze mocniej naparłam na jego usta. Objął mnie tak, że bez problemu położył mnie na kanapie, a sam zawisł nade mną. Nie wyobrażałam sobie tego, co mogło się stać, ale prezes był bardziej zdecydowany. Całował moją twarz, a później przeszedł płynnie na szyję. W tym samym czasie rozpiął mi spodnie. Zrobił to bardzo sprawnie, na tyle sprawnie, że nie zdążyłam zaprotestować. Chciałam się podnieść, ale przyparł mnie sobą do kanapy i znów zatopił we mnie swój język. Mlaskaliśmy głośno i serio to było podniecające, ale ja miałam coraz więcej obaw. Nie wiem jak on to robił ,ale już po chwili leżałam pod nim w samej bieliźnie. Znów poczułam zażenowanie, moja bielizna nie należała do wyjątkowych i dało się to zauważyć, zresztą nie podejrzewałam, że właśnie dziś będę ją komukolwiek pokazywać. Kiedy usta Wernera trafiły między moje piersi, objęłam jego głowę i lekko go drapiąc, przesunęłam palce na jego kark. Dopiero wtedy zauważyłam, że nie ma na sobie koszuli. Z przyjemnością dotykałam jego ramion i pleców. Wyczuwałam drgnięcia jego mięśni i próbowałam sama siebie przekonać, że to nic złego, że nie będę żałowała. Całował mnie coraz niżej, minął biust i dotarł do pępka. Strasznie się go wstydziłam. Nie potrafiłam tego przemóc i cofnęłam biodra, gdy tylko chwycił brzegi majtek. Nie musiałam się odzywać, zrozumiał moje obawy i gładząc moją nogę, na szczęście lewą, wrócił do ust. Był dziki i niewyżyty, brał co chciał i robił to wyjątkowo dobrze. Jednym ruchem złapał leżącą przy nas poduchę i wyrzucił ją za kanapę. Od razu zrobiło się więcej miejsca, a to oznaczało, że ma bardzo konkretne plany. Sprawnie ujął moje dłonie i przycisnął je do kanapy po obu stronach mojej głowy. Podniecający dreszcz przebiegł moje ciało, kiedy jego usta opadły na obojczyk, a później powoli przesuwały się dalej. Nie wiedziałam czy oddychać, czy nie, Nie chciałam tego niczym zagłuszać. Wszystko we mnie tętniło, a ciało robiło, co chciało. Kiedy Werner poluźnił uścisk na moich nadgarstkach, od razu objęłam jego głowę. Modliłam się żeby to nie był sen. Nie był, a jeśli był to należał do tych mokrych. Werner delikatnie zsunął z mojej piersi materiał stanika i nie pozwalając mi na żaden ruch, przywarł do niego ustami. Tego chciałam. O tym marzyłam. Sutek w sekundę stwardniał w jego ustach. Lizał go i przygryzał, a ja ledwo znosiłam te pieszczoty. Nie chciałam czekać, chciałam mieć go w sobie. Patrzeć mu w oczy i płonąć w jego rękach. Jakby czytając mi w myślach, ułożył się wygodnie między moimi nogami i wsunął niżej dłoń. Zacisnęłam mocno zęby, a gdy jego palce wsunęły się w moje ciało, cicho jęknęłam. Wstydziłam się robić to głośno, chociaż miałam ochotę. Było coraz lepiej, zacisnęłam powieki i dałam się ponieść pożądaniu. Wiedział co robi, idealnie trafiał tam, gdzie czułam najmocniej, gdzie chciałam go czuć. Wygięłam lekko ciało, gdy przyjemne skurcze zaczęły się nasilać, a wtedy Werner zabrał rękę i znów zaczął mnie całowac. Miałam ochotę błagać go, żeby nie przestawał, ale chyba sam nie bardzo chciał kończyć. Złapał mnie mocno za szyję i nakierował na siebie moją twarz. Sprawiam mi ból, a jednak to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Nie zamierzałam odmawiać. Kołysząc delikatnie biodrami, rozchylił moje nogi i powolnym ruchem, dopasowanym idealnie do tempa pocałunku, wsunął się we mnie. Każdy milimetr prowadził mnie skraj rozkoszy. Był idealny, powolny a stanowczy i pewny. Kontrolował każdy ruch, ale był naturalny. Docisnął się do mnie, a z moich ust wydostało się głośne jęknięcie. Zasłoniłam twarz ze wstydu, ale kiedy dotarły do mnie coraz cięższe oddechy Wernera, Boże, jak głupio to teraz brzmiało, przestałam się krępować. Przesuwałam dłonie po jego rękach i podziwiałam jego budowę, był idealny. Jego skóra pachniała czymś fenomenalnym i nie potrafiłam przestać go wąchać. Tuliłam się i całowałam jego szyję oraz klatkę piersiową, dając upust wszystkim emocjom, jakie przez wszystkie lata samotności się we mnie nazbierały. Żałowałam straconych lat, żałowałam, że spotkałam Wernera. Cholera, przerosły mnie własne uczucia. Potrząsnęłam głową, bo nie chciałam teraz tego rozpamiętywać, a mój gest zwrócił uwagę prezesa. Zatrzymał się na chwilę i z czułym uśmiechem przybliżył się do mojej twarzy.
–Przepraszam jak za mocno – szepnął z ustami przy moich.
–To nie to. – Zakłopotana zamknęłam oczy. – Jakieś głupie myśli mnie…
–Nie myśl. – Przesunął ustami po moich i wysunął lekko język. – Teraz mamy coś ciekawszego do roboty. – Skubnął zębami moją dolna wargę, po czym rozchyli mi usta i znów rozpieszczał pocałunkami. Dobrze całował, wiedział, kiedy robić to powoli i zmysłowo, a kiedy mocno i bezczelnie. Uwodził mnie, pokazywał skrawek nieba i w myślach błagałam go by dozował mi te przyjemności i nie kazał szybko kończyć. Przyspieszyły nie tylko nasze pocałunki i oddechy, ale też nasze ciała. Ocieraliśmy się o siebie, a mokre klaskania i silne skurcze zwiastowały zbliżający się koniec. Nie dawałam już rady, zacisnęłam nogi na lędźwiach prezesa i kiedy jeszcze bardziej przyspieszył, odgięłam głowę w tył w głos jęknęłam. Nie umiałam inaczej, nie mogłam nad tym zapanować. Dyszałam i popiskiwałm, w końcu zacisnęłam dłoń na ustach i kołysana jego pchnięciami czekałam na koniec. Przyszedł po kilku sekundach. Werner mocno docisnął się do mnie kilka razy i opadł na moje ciało. Całował moją szyję, dekolt i piersi, po czym podparł się na rękach i spojrzał mi w twarz. Nie umiałam niczego z niego wyczytać. Nie wiedzialam, czy jest zadowolony, czy zażenowany. Po prostu na mnie patrzył. Chyba też czekał na moją reakcję, a ja nie potrafiłam niczego pokazać ani powiedzieć. Tkwiłam zawieszona gdzieś między powrotem do życia bez niego a marzeniami o życiu z nim.
–Masz śliczne rumieńce – odezwał się w końcu i odgarnął moje włosy na bok.
–Dziękuję, panie prezesie. – Na moje słowa w głos się zaśmiał i mocno mnie pocałował. Nie bardzo wiedziałam, co go do tego skłoniło, ale nie zabroniłam mu tego.
–W tej sytuacji to nawet mi się podoba, jak mówisz mi pan. – Zbliżył się do mojego ucha i lekko dotknął go ustami. – Taki zakazany romans biurowy nam się robi. – Znów mnie pocałował, to było nie do opisania. Wystarczyło, że przesunął ustami po mojej skórze, a ja pokrywałam się gęsią skórką. – Przeniesiemy się do sypialni?
–Muszę do domu.
–Nie zostaniesz nawet chwili? – Wtulił twarz w moją szyję i odruchowo go objęłam.
–Wcale nie powinnam tu zostawać, nawet na chwilę. – Chyba nie tego się spodziewał. Spojrzał mi w oczy i pokręcił głową.
–W czym problem? – zapytał poważnie. – Nie chciałas?
–Chciałam, i to jest właśnie ten problem.
–To tak, jakbyś nie chciała. – Zmarszczył brwi i nie przestawał mi się przyglądać. Czego on oczekiwał, wyznań? – Nie rozumiem, ale ok. – Wstał i usiadł tak, by na mnie nie patrzeć. Ja zrobiłam to samo, zasłoniłam się i czekałam aż wyjdzie.
–Może przynieść ci coś do przebrania? – zapytał ,stojąc do mnie tyłem i zapinając spodnie.
–Po pana byłej? Dziękuję, wolę swoje ubrania – odparłam chłodno i szybko założyłam majtki oraz spodnie. – Ale jeśli mógłby pan zamówić mi taksówkę, to będę wdzięczna. Odwracając wzrok, zapięłam stanik i założyłam sweter. Nie czułam się świeżo, ale nie miałam zamiaru tu zostawać. Werner bez słowa wyjął telefon i zamówił taksówkę. Nie wiedziałam, jak się zachować. Oboje byliśmy bardzo nienaturalni i sztywni. Żadne z nas nie chciało powiedzieć prawdy i może dobrze, że jej nie mówiliśmy, życie w złudzeniach czasem jest łatwiejsze niż usłyszenie czegoś, czego nie chcielibyśmy usłyszeć.
Kiedy zabrzmiał na zewnątrz dźwięk klaksonu, oboje z Wernerem spojrzeliśmy na siebie. Może powinnam coś powiedzieć? Nie wiedziałam, jak podziękować za przygodny seks, żeby się głupio nie poczuł. Wyciągnęłam do niego dłoń i sztucznie się uśmiechnęłam.
–Dziękuję za wszystko.
–Za co wszystko? – Nie odwzajemnił uścisku i schowałam w końcu rękę za plecami.
–Po prostu. Za pomoc, odkąd spotkaliśmy się wtedy w parku, ciągle mi pan w czymś pomaga. Nie powinnam tak pana angażować w swoje problemy. Niech pan już odpuści, dobrze?
–Chcesz mi delikatnie powiedzieć, że nie życzysz sobie znajomości ze mną?
–Chcę powiedzieć, że co innego pomoc, a co innego takie angażowanie się w czyjeś życie. Jestem ogromnie panu wdzięczna, ale…
–Ale uważasz, że nie powinienem tego robić?
–Ja nie zasługuję na to, by pan to robił. – Spojrzałam mu w oczy, był na mnie zły, czyli nie rozumiał, o co mi chodziło. – Widzi pan, wiele nas dzieli, pan jest z innego świata, ja z innego, dla pana liczy się co innego i dla mnie też. Jest pan dobrym człowiekiem, zupełnie innym niż mówi pan oficjalnie. – Uniósł lekko dłoń, chyba chciał mi przerwać, ale ja nie bardzo dałam mu taką możliwość. – Jestem wdzięczna losowi, że pana poznałam, tak, mówiłam coś innego, ale to były nerwy, ja naprawdę bardzo pana lubię, ale to nie ma sensu. Nie umiem być obojętna.
–Czekaj!
–Niech mi pan nie utrudnia, proszę. – Zaczynałam płakać, i to jeszcze bardziej go rozzłościło. Brał głębokie oddechy i zaciskał coraz mocniej szczęki, czekałam na wybuch i bardzo się go bałam. Na szczęście kierowca taksówki znów zatrąbił. Bez słowa się odwróciłam i wybiegłam przed dom. Tym razem psy na mnie nie zareagowały. Nie musiałam się spieszyć, bo Werner nie wyszedł za mną.
Kiedy wsiadłam do taksówki, zaczęło docierać do mnie to, co się dziś wydarzyło. Chwila zapomnienia i przyjemności, a jak bardzo pogrążyło mnie to w smutku. Nie czułam się wykorzystana, a jednak było mi źle, bo wykorzystałam jego. Znów wszystko było nie tak, jak powinno. Otarłam policzki i wyjęłam telefon. Zablokowałam numer Wernera, nie wiedziałam czemu, po prostu chciałam się jakoś od niego odciąć. On nie powinien się do mnie zbliżać, pokazywać mi uczuć, nawet jeśli to zwykła sympatia. Dla niego to zabawa, dla mnie wiele więcej. Nie umiałam nazwać swoich uczuć, ale już dawno przestał być obcy. Wpatrzona w szybę czekałam na koniec trasy i po zapłaceniu za kurs poszłam w stronę domu. Ciotka czekała na mnie już w przedpokoju, jakby wiedziała gdzie byłam i co mam jej do powiedzenia. Milczałam i odłożyłam torebkę na komodę, po czym dalej bez słowa zamknęłam się w łazience. Gdy się rozebrałam spojrzałam w lustro. Zmierzyłam wzrokiem swoją sylwetkę i pokręciłam głową, musiałby być idiotą, ja byłam idiotką, bo przez chwilę uwierzyłam, że mu się podobam. Kretynka do potęgi. Stanęłam pod prysznicem i czekałam aż, poza potem i kurzem, spłyną ze mnie emocje. Oparłam czoło o ścianę i zaczęłam płakać. Ostatnio często właśnie tak odreagowywałam stres. Chciałam być silniejsza, bardziej stanowcza i obrotna, a im bardziej chciałam, tym mniej mi to wychodziło.
Po długiej kąpieli owinięta grubym szlafrokiem wyszłam z łazienki. Ciotka czekała na mnie w pokoju i wzrokiem domagała się rozmowy.
–Jutro w południe mam spotkanie z szefową. Raczej mnie zwolni, a jeśli nie jutro – przypomniałam sobie obietnice Wernera – to nie przedłuży mi umowy.
–Nie chcesz powiedzieć co się stało?
–Nie. – Podciągnęłam nogi na kanapę i okryłam je kocem. – A wam jak minął dzień?
–Fajnie, ale Franek kaszle dziś bardzo, szybko się męczy.
–Trzeba do lekarza.
–Mam wrażenie, że te leki działają, ale bardzo go osłabiają, nie jest taki żywy jak wcześniej.
–Zadzwonię jutro do przychodni – odpowiadałam tak chłodno, jakby to nie było moje dziecko.
–Powiedz co ci leży na sercu. – Ciocia pochyliła się w moją stronę i nie spuszczała ze mnie wzroku. – Zamęczysz się.
–Nie ma o czym mówić. – Odwróciłam się w stronę jedzących kisiel dzieci. To o nich musiałam myśleć i ich dobro mieć na uwadze, a nie swoje przyjemności.
–Skrzywdził cię?
–Kto? – Zmrużyłam oczy.
–Artur.
–Nie. – Z uśmiechem pokręciłam głową.
–Zakochałaś się w nim.
–Nie. Ale zrozumiałam, że mogłabym się w nim zakochać, że mi na nim zależy i że to bardzo źle. On powinien być z kimś swojego pokroju, z kimś, z kim będzie mógł swobodnie rozmawiać. Ja to samo, boję się przy nim odezwać, krępuje mnie, że nie jestem wykształcona i że nie pasuję do niego. Wiesz, tak sobie pogadać przy kawie to możemy zawsze, ale o niczym poważnym. Jego życie kręci się wokół firmy, zna się na marketingu, na prawie handlowym, na ekonomii. Ja na sprzątaniu i chorobach dziecięcych, no o czym mamy rozmawiać? Przecież to prędzej czy później by się rozlazło. On potrzebuje inteligentnej i przede wszystkim pokazowej kobiety, nie mnie w trampkach i z dwójką nie jego dzieci. Bez sensu.
–I co ja mam powiedzieć? – Ciocia pokręciła głową i podniosła ze stolika szklankę z herbatą. – Masz dużo racji. Taka przepaść jest przeszkodą, ale miłość zwycięża wszystko.
–Miłość może tak. Tu nie ma miłości, nie wiem co jest. Jakieś zafascynowanie. Dla mnie on jest takim cukierkiem za sklepową wystawą, luksusowym i nie do zdobycia. Ja dla niego to chleb posypany cukrem, coś prostego, czego nigdy nie jadł, bo to nie pasuje do jego sfery, dobre, ale tylko raz, po spróbowaniu wróci do marcepanów.
–Szkoda, ładnie razem wyglądaliście, ładnie na siebie patrzyliście. – Spojrzała na mnie nieśmiało, za to ja przewróciłam oczami.
–Dyrdymały.
–Podobasz mu się i temu nie zaprzeczysz. – Jej radość wyprowadziła mnie z równowagi.
–Zaprzeczę! – podniosłam głos i rozwiązałam pasek szlafroka. – Co mu się ma podobać, co? Rozstępy na brzuchu, obwisłe cycki czy blizna na pół nogi? – krzyczałam i płakałam, a po chwili odwróciłam się do dzieci. Patrzyły na mnie przejęte, i dopiero wtedy złagodniałam. Podeszłam do nich i każde pocałowałam w głowę. – Przepraszam was. Jak zjadłyście, to pójdźcie do pokoju cioci po książeczki, poczytamy. – Basia od razu zeskoczyła z krzesła i wybiegła, a Franek usiadł na kanapie obok mnie. Basia przytargała kilka książek i zaczęłam od ulubionych wierszyków. W przerwie między jedną bajeczką a drugą podniosłam wzrok na ciotkę. No czy ona nie rozumiała, że nie chciałam o nim rozmawiać, że poruszanie tego tematu było w jakiś sposób dla mnie bolesne? – Nie będzie już w moim życiu pana Wernera – szepnęłam i objęłam Franka. – Właśnie po to, żebym później nie musiała znosić ludzkich spojrzeń, kiedy będzie żenił się z inną, bo będzie. – Na samo wyobrażenie sobie jego przyszłej żony i tego, jak pięknie będą razem wyglądać, w moich oczach zebrały się łzy. – Ze mną nigdy nie byłby naprawdę szczęśliwy, a ja z nim – dodałam obojętnie i znów wzięłam się za czytanie.
Punktualnie w południe zapukałam do gabinetu pani dyrektor. Poprosiła, żebym usiadła i z rękami splecionymi przed sobą czekała, aż się odezwę. Całą noc układałam sobie co powiedzieć i przede wszystkim czy się przyznać. Teraz nie miałam już o czym myśleć.
–Pani dyrektor, jest mi bardzo przykro, że te podejrzenia spadły na mnie, ale nie przyznam się do niczego. To nie ja. Może mnie pani zwolnić, może pani wezwać policję, może mnie pani podpiąć pod wykrywacz kłamstw, wszystko mi jedno. Widziałam się z tym gościem, nie zaprzeczam, ale nie przekroczyłam progu jego pokoju.
–Posłuchaj dziewczyno – od razu przybrała ton wyniosły i zimny. – Ja wiem, że to ty, nie obchodzi mnie twoje tłumaczenie.
–Myli się pani.
–Ty mnie będziesz pouczać? A kim ty jesteś, co?
–Bronię się przed niesłusznym oskarżeniem, to coś złego?
–Nie tym tonem! – Gwałtownie wstała z fotela. – Chcesz mieć na głowie policję? Myślisz, że oni ci uwierzą?
–Myślę, że przyznanie się niczego nie zmieni. Czego bym teraz nie zrobiła, pani wezwie policję. Prosze, nie będę uciekać.
–Tak? Jak sobie życzysz! – Minęła mnie i z hukiem wybiegła z gabinetu. Siedziałam jak na szpilkach. Nie wiedziałam czego się spodziewać i nie wyobrażałam sobie niczego. Po prostu czekałam. Moja szefowa długo nie wracała, minęło dobre dwadzieścia minut jeśli nie więcej, jak wparowała do gabinetu i nie zwracając w ogóle na mnie uwagi, wyjęła z torebki telefon. Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować, ale skoro nie kazała mi wyjść, to cicho siedziałam. Cicho za to nie była ona.
–Możesz powiedzieć co to ma być? – krzyknęła tak głośno, że podskoczyłam. – Jak to co? Mam na obiekcie sanepid, skarbówkę, nadzór budowlany i… A co ty sobie wyobrażasz? Niczego nie znajdą, ja jestem uczciwa, ale wszystko stoi, nie pozwalają mi nikogo meldować! Artur, nie tak się umawialiśmy! – dopiero po tych słowach dotarło do mnie, co ten facet zrobił. Zamiast pomóc, pogrążył mnie jeszcze bardziej. Widziałam to w oczach pani Olgi. Była tak wściekła, że mało nie wybuchła. Na szczęście przestała krzyczeć, słuchała Wernera i coraz bardziej zaciskała usta. Domyśliłam się, że odwoła kontrole, kiedy ona mi odpuści, ale to i tak nie zmieniłoby niczego. Ona mnie tam po prostu nie chciała. Zdenerwowana rzuciła telefon i usiadła przy biurku.
–Co tu jeszcze robisz? – warknęła. – Idź się przebrać i do roboty. – Pokazała mi drzwi. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Pokiwałam głową i bez słowa pobiegłam do szatni. Ania na mój zapiszczała i tupiąc nogami, podbiegła i rzuciła mi się na szyję. Chyba ona jedna się cieszyła, reszta pracowników przewracała oczami.
–Jakim cudem tu jesteś? – Trąciła mnie biodrem.
–Mam znajomego szantażystę, który nasłał wszystkie te kontrole. – Mrugnęłam do niej okiem.
–Serio? – zapytała poważnie, na co ja prychnęłam śmiechem.
–No pewnie, że nie! – Zaśmiałam się. – Sama nie wiem, co się stało. Nakrzyczała na mnie, postraszyła policją, a później kazała mi wracać do pracy. – Wzruszyłam ramionami. Było mi źle, że ją okłamywałam, ale nie chciałam, żeby kojarzyła mnie z Wernerem.
Dziś wyjątkowo miałyśmy dużo pracy, bo po pozbyciu się kontroli trzeba było wszystko nadrobić, przeprosić gości za opóźnienia i ugłaskać ważniaków, którzy mieli zarezerwowane sale konferencyjne. Wieczorem nie czułam już nóg i jak na złość spóźniłam się na autobus. Zawiedziona poszłam w stronę domu, wierząc że zdążę przejść kilka ulic i wsiąść w tramwaj. Wszystko uciekało mi sprzed nosa i w końcu zaczęłam się z tego śmiać. Mimo wszystko miałam dobry humor i nie zwalniając, szłam w stronę Kwiatowej. Już niedaleko bramy usłyszałam za sobą kroki. Niepewnie się rozejrzałam, ale nikogo nie było. Zaczęłam się bać. Na szczęście w kieszeni miałam gaz pieprzowy i starałam się niepostrzeżenie włożyć rękę do kurtki. Przyspieszyłam kroku i z ulgą dostrzegłam swoją kamienicę. W tej samej chwili ktoś szarpnął mnie za rękę. Odwróciłam się i prysnęłam tym świństwem w oczy napastnika.

CZYTASZ
Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]
RomanceDwoje ludzi z dwóch skrajnie różnych światów. Mają inne doświadczenia, inne priorytety i cele w życiu. Każde z nich kieruje się innymi zasadami, a to rodzi wiele konfliktów i nieporozumień. Czy mimo to uda im się dojść do ładu i spotkać w punkcie pr...