Rozdział 14

333 47 8
                                    

Agata

Przede mna był kolejny taki sam dzień. Wstałam z samego rana i przygotowałam wszystko dla dzieci i do obiadu. Ciocia ostatnio miała gorszy czas i miałam ogromne wyrzuty sumienia, że obarczam ją dziećmi. Tyle, ile mogłam, szykowałam sama, ale wiadomo, że nie wszystko dało się tak zrobić. Obiady gotowałam wieczorami i były tylko do odgrzania. Dziś było podobnie. Uchyliłam pokrywkę garnka wyjętego z lodówki i powąchałam sos. Był dobry. ziemniaki też były z wczoraj do podsmażenia, a buraczki ze słoika.
–Dam sobie radę.
Pisnęłam przestraszona tymi słowami i odwróciłam się za siebie. W progu stała ciotka. Wyglądała nieco lepiej, niż gdy kładła się spać, co bardzo mnie ucieszyło. Odsunęłam jej krzesło przy stole i podałam leki oraz wodę.
–Wracając, zrobię jakieś zakupy – odezwałam się cicho.
–Dziecko, mamy jeszcze jakieś jedzenie. Zakupy zrobisz kiedy indziej, a dziś – spojrzała mi w oczy i delikatnie się uśmiechnęła. – Zrób coś dla mnie i dla siebie.
–To znaczy? – nie załapałam. Usiadłam przy niej i nie spuszczałam z niej wzroku.
–Po pracy idź gdzieś sama. Do kina albo na kawę i ciastko. Sama, beze mnie i bez dzieci. Pobądź ze sobą, bo niedługo zapomnisz jak ze sobą rozmawiać.
–Nie chcę.
–O tym mówię. Nie chcesz, a każdy człowiek potrzebuje nie myśleć. Usiądź na ławce w parku i patrz w niebo, nie na bawiące się dzieci. Nie nasłuchuj, nie rozglądaj się i nie sprawdzaj czy Franek dobrze oddycha. Wycisz się.
–Ciociu ja nie mogę zostawić ci na tak długo dzieci – miałam łzy w oczach.
–Możesz, możesz. – Chwyciła moją dłoń, zrobiła to dużo słabiej niż do tej pory, traciła siły z każdym dniem. – A ja zaprosiłam na kawę Stefkę.
–A! To o to chodzi! Będziecie grać w karty?
–W warcaby. – Uniosła dumnie głowę. – Albo w tysiąca.
–Byle nie w ruletkę – udałam oburzoną. – No nie wiem.
–Ale ja wiem. – Podniosła się, ale mi nie dała wstać, oparła dłoń na moim ramieniu i pocałowała mnie w czubek głowy. – Przysięgam, że jeśli stanie się coś, co powinnaś wiedzieć, to zadzwonię.
Zostawiła mnie samą. Miałam dziwne myśli. Z jednej strony nie pamiętałam, kiedy byłam gdzieś tak sama dla siebie, a z drugiej bardzo się bałam. Jej zachowanie ostatnio bardzo się zmieniło. Przestała szukać dziur w całym, przestała ględzić na temat moich życiowych wyborów. Wiele rozumiała, ale i tak zawsze ględziła. Teraz jakby cieszyła się każdym dniem i nie zwracała uwagi na głupoty. Tak czy inaczej musiałam być czujna.
W pracy atmosfera od samego rana była dziwnie napięta. Niby nic się nie działo, nikt niczego nie mówił, a jednak dało się wyczuć, że coś się święci. Przed południem szefowa prosiła na rozmowę kolejnych pracowników, aż wreszcie dotarła do mnie. Usiadłam w fotelu przy jej biurku i czekałam co powie. Na początku przeglądała moje dokumenty, jakbym nie wiadomo ile tu pracowała i w końcu zamknęła teczkę i oparła łokcie o blat.
–Pani Agato, mamy tu mały problem.
–Ze mną?
–To właśnie staram się ustalić.
–Nie rozumiem.
–Jeden z gości zgłosił dziś rano kradzież. – Patrzyła na mnie tak, jakby mnie na tym przyłapała. – Sprawdzamy wszystkich pracowników, którzy mogli to zrobić.
–Ja nie mam aż takiego kontaktu z naszymi gośćmi, nie wychodzę zza recepcji.
–Czy widziała się pani z którymś z gości poza recepcją?
–Nie! – odpowiedziałam pewnie i dopiero po chwili coś mi się przypomniało. – To znaczy raz, wczoraj zaraz przed końcem zmiany gość spod – zastanowiłam się chwilę – chyba spod sto trzy, zadzwonił, żeby przynieść mu korespondencję. Ja schodziłam wtedy ze zmiany i powiedziałam Ani, że mu zaniosę.
–I co dalej? – Zmrużyła oczy, ale nawet nie powiedziała, o którego gościa chodzi.
–Nic. – Starałam się brzmieć spokojnie, ale miałam wrażenie, że ona czeka aż się przyznam. – Zapukałam do drzwi, pan mi otworzył, odebrał koperty i tyle.
–Coś mówił?
–Nie. To znaczy podziękował za fatygę.
–I?
–I nic. – Przypomniałam sobie tamto spotkanie. – Pan cofnął się do pokoju po portfel, bo chciał mi dać napiwek. Nie wzięłam, bo uznałam, że to należy do moich obowiązków.
–Zamknął drzwi jak poszedł po portfel, czy zostawił cię w otwartych?
–W otwartych, zresztą nie odszedł daleko, ciągle go widziałam.
–Czyli zajrzałaś do środka.
–Nie, widziałam go z korytarza.
–I nie przeszłaś przez próg?
–Nie. Nie mam tego w zwyczaju. Gdyby od razu powiedział, że chodzi o napiwek, to natychmiast bym podziękowała.
–Tak – westchnęła, ale nie widać było, żeby uwierzyła choć w jedno moje słowo. Nieznacznie poruszyła głową na boki i zmierzyła mnie wzrokiem. – Proszę wracać do pracy i nie wychodzić z recepcji.
–Oczywiście – odezwałam sie i wyszłam z gabinetu. Po powrocie na stanowisko, wszyscy się na mnie gapili, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Anka się nie odzywała, nawet na mnie nie patrzyła. Domyślałam się, że albo każda z nas jest podejrzana, albo tylko ja i reszta ma zakaz rozmawiania ze mną. Tak czy inaczej nie zapowiadało się dobrze. Próbowałam odsunąć na bok złe myśli i zajęłam się swoimi obowiązkami. Uśmiechałam się do gości i stwarzałam pozory normalności. To trudne, kiedy każdy na każdego patrzy wilkiem.
Zanim dobiłyśmy do fajrantu, zeszła  do nas szefowa. Poczekała aż hol opustoszeje i podeszła do recepcji. Doszła do nas reszta załogi i wyglądało, że każdy czekał na wyrok.
–Nie będę przeciągać, bo temat nie jest dla mnie miły – zaczęła i położyła na blacie teczkę. – Jedna z was w bardzo precyzyjny sposób opowiedziała wczorajsze zajście z pokoju sto trzy. – Po tych słowach skamieniałam i ukradkiem rozejrzałam się po twarzach koleżanek. Wszystkie co do jednej patrzyły na mnie. – Jest mi przykro, bo zapewniano mnie, że jest pani do bólu uczciwa – teraz już nie kryła, że to o mnie chodziło. Policzki zaczynały mnie palić, a nie miałam jak się bronić. – Nie wiem co panią kierowało, ale najwyraźniej zgrabnie ukrywa pani swój charakter. – Chciało mi się płakać.
–To jakaś pomyłka. Nigdy niczego nie ukradłam.
–To ciekawe, że jako jedyna ze wszystkich byłaś w pokoju sto trzy.
–Może był ktoś jeszcze. Skąd wiadomo, że to ja? Mógł być inny gość.
–Poszkodowany twierdzi, że poza panią nikogo nie było.
–A ja twierdzę, że to nie ja!
–Pani Agato, to nie licytacja. Przeanalizowaliśmy tę sytuację kilka razy. Pan cofnął się do apartamentu, zapominając że portfel zostawił na komodzie przy drzwiach, pani to zauważyła. Miała pani czas i możliwość wyjęcia z portfela naszego gościa gotówki, tak by tego nie zauważyła, a kiedy wrócił, odmówiła pani przyjęcia napiwku, aby nie zajrzał do portfela, tak?
–Nie – szepnęłam. Wiedziałam, że moje tlumaczenie jest na nic. Oni już ustalili swoją wersję.
–Ma pani czas do jutra na przyznanie się do winy. To jedyny sposób na wyjście z tej sytuacji, w innym razie będę zmuszona poinformować o tym fakcie policję. Jutro w południe widzę panią w swoim gabinecie. Do widzenia.
Patrzyłam jak odchodzi, a w uszach dzwoniły mi jej szpilki uderzające o posadzkę. Dopiero kiedy zniknęła, postanowiłam przenieść wzrok na koleżanki. Wszystkie patrzyły na mnie jak na złodziejkę. Nie potrafiłam powstrzymać emocji. Zacisnęłam dłoń na ustach i wybiegłam. W szatni w głos się rozpłakałam. No czy ja nie mogłam chociaż raz mieć lepiej od innych? Jeden raz.
Ktoś dotknął mojego ramienia i gwałtownie się odwróciłam. Za moimi plecami stała Ania. Popatrzyła na mnie litościwie i usiadła na ławce.
–To nie ty, prawda? – Wskazała mi wzrokiem ławkę pod ścianą.
–Nie – wybuchłam i otarłam łzy.
–Cholera. – Patrzyła na mnie i przez chwilę uwierzyłam w jej serce. – Olga jest cholernie wredna i pamiętliwa, nie odpuści.
–Wiem. – Wciąż płakałam. – Nawet gdybym jakimś cudem udowodniła niewinność, to zawsze będzie na mnie patrzeć jak na złodziejkę.
–I co zrobisz? – Kucnęła przede mną i otarła mi policzki chusteczką.
–Nic. Muszę się przyznać, może wtedy nie powiadomi policji.
–Przyznasz się do czegoś, czego nie zrobiłaś?
–Jak tego nie zrobię, to wezwie policję i tak udowodni, że to ja!
–Musi być wyjście.
–A do dupy – zerwałam się z ławki. – Za dobrze było i tyle. – Szybkim ruchem zdjęłam z siebie koszulę i założyłam swój różowy sweter. – Pa. – cmoknęłam Anię na pożegnanie i wybiegłam.
Szłam zaludnionymi ulicami i nie zwracałam uwagi dokąd idę. Po prostu chciałam uciec od siebie samej. W końcu dotarłam do niewielkiego skwerku, gdzie stało kilka ławek. Usiadłam na jednej z nich i akurat wtedy zadzwoniła ciotka. Odebrałam od razu i udawałam, że jestem zadowolona z wolnego popołudnia.
–Nie kłam – podsumowała mnie.
–Ciężki dzień w robocie, nie chcę o tym mówić.
–Aż tak ciężki że płaczesz?
–Tak. – Pisnęłam i wyjęłam z torebki chusteczki. – Chyba to koniec mojej pracy.
–Nie mów tak.
–Ale tak jest. – Wydmuchałam nos. – Jak dzieci?
–Świetnie. Byliśmy przed domem. Posiedziałam na słoneczku, a oni pobiegali.
–Zaraz wrócę. Nie mam chęci na spacery.
–A gdzie ty jesteś?
–Przy Mickiewicza w parku.
–A to tam była kiedyś taka mała restauracja, Bella Italia?
Na jej słowa rozejrzałam się wokoło i zatrzymałam wzrok na kolorowym szyldzie.
–No, jest jeszcze.
–Mieli tam świetne jedzenie. Zaszalej i zjedz coś dobrego, a humor ci wróci.
–Nie mam siły.
–Po jedzeniu nabierzesz. – Cmoknęla do słuchawki i się rozłączyła. No i co ja miałam zrobić. Miała rację, bo wyglądałam teraz marnie i nie chciałam pokazywać się tak dzieciom. Na jedzenie też nie miałam ochoty, ale lampka wina to mi się marzyła. Poczekałam, aż przestanę smarkać i poszłam w stronę knajpki. W środku nie było wielu osób. Niepewnie otworzyłam drzwi i od razu uderzył mnie przepiękny zapach jedzenia. Od razu zrobiłam się głodna. usiadłam przy wolnym stoliku blisko okna i po chwili podeszła do mnie kelnerka z kartą. Podziękowałam jej i otworzyłam. Menu nie było bardzo rozbudowane, co ułatwiało mi wybór. Zawsze kochałam wszelkiego rodzaju makarony i tu miałam swój mały raj. Bez wahania wybrałam bolognese i w trochę lepszym humorze czekałam na swoje danie. Zastanawiałam się nad swoją praca. Wiadomo było, że nie mam większego wyboru, jak się przyznać. Nigdy nie podejrzewałam, że będę zmuszona przyznać się do kradzieży której nie popełniłam. A  może właśnie nie powinnam pozwolić sobie na to? Może powinnam żądać dowodów, w końcu na korytarzach były kamery, musiały mnie uchwycić.
Powoli nawijałam makaron na widelec i próbowałam przypomnieć sobie wszystko z tamtego dnia, każdy szczegół, który mógł mi pomóc, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Po skończonym obiedzie odsunęłam talerz i wyjęłam telefon. Cholera, dotarło do mnie, co będzie jak Olga zadzwoni do Wernera. Przecież jak on się dowie, że oskarżają mnie o kradzież, to mnie pierwszy zabije. Jak na zawołanie zobaczyłam przez szybę jak idzie w moja stronę. Zaczęłam szybko zbierać swoje rzeczy, ale minął szybę przy której siedziałam. Chyba mnie nie zauważył. Odetchnęłam i z powrotem usiadłam do swojej kawy. Gdy uniosłam filiżankę, w szybie pokazał się Werner. Rozmawiał z kimś przez telefon i spojrzał najpierw na mnie, a później na drzwi restauracji. Już wiedziałam, co się wydarzy. Zanim wszedł do środka, uciekłam razem z torebką do łazienki. Wierzyłam, że tam nie wejdzie i usiadłam na klapie sedesu. Zachowywałam się jak ostatnia idiotka, ale nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Chciałam jedynie przeczekać. Przecież wiadomo było, że nie będzie na mnie godzinę czekał.
Już zaczynało mi się nudzić i postanowiłam zaryzykować. Opłukałam ręce w chłodnej wodzie, lecz nim otworzyłam drzwi, do toalety weszła kelnerka. Dziewczyna przyjrzała mi się uważnie, po czym oparła się ramieniem o ścianę przy drzwiach.
–Wszystko w porządku? – spytała z uśmiechem.
–Tak. Musiałam tu chwilę poczekać.
–Tak?
–Oj, przepraszam, pani myśli, że chciałam uciec? Nie! Ja czekam aż jeden z gości wyjdzie.
–Który? – uchyliła drzwi i wyjrzała na salę.
–Taki wysoki brunet.
–Werner? – Boże, czy serio wszyscy go znali?
–Dokładnie.
–Poszedł pięć minut temu.
–Tak? – rozchmurzyłam się. – Jak dobrze. To ja też poproszę rachunek.
Dziewczyna pokręciła głową, jakby słuchała dowcipu, którego nie rozumie, ale nie komentowała. Wyszłyśmy z łazienki razem i od razu wyjęłam z torebki pieniądze.
Po wyjściu na zewnątrz, najpierw ostrożnie upewniłam się, że nie mam go w zasięgu wzroku. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku, ale nie zdążyłam dojść do połowy, kiedy drogę zastąpił mi ten cholerny wysoki brunet. Patrzył na mnie bez najmniejszych emocji, jakby po prostu na mnie niechcący wpadł. Próbowałam go ominąć, jednak to nie było łatwe.
–Dzień dobry – odezwał się, kiedy na niego spojrzałam.
–Mógłby być lepszy.
–Coś się stało? – Zmarszczył złowrogo brwi.
–Nie, dlaczego?
–Mówisz, że masz zły dzień.
–Mówię, że mógłby być lepszy.
–A to nie znaczy, że jest zły?
–Nie.
–Nieważne.  Znaczy ważne, ale… – Urwał i wziął oddech. – Miło cię widzieć.
–Mnie również.
–Agata, co się dzieje? – Pochylił się tak, jakby chciał zrównać nasze twarze. Paliły mnie policzki, a w oczach zbierały mi się łzy. Nie chciałam poryczeć się przy nim i nie spoglądałam mu w oczy.
–Nic, muszę już iść. Do widzenia. – Minęłam go, ale w ostatnim momencie złapał mnie za rękę i przytrzymał przy sobie. Nie wyrywałam się, cierpliwie czekałam aż mnie puści. Chyba nie miał takiego zamiaru.
–Nie jestem twoim wrogiem. Jeśli masz jakiś problem, to powiedz.
–I co? Zapłaci pan każdemu, żeby mi odpuścił? Zaproponuje mi pan nową pracę?
–Masz problemy w pracy? – Zaskoczony podniósł głos i od razu wyjął telefon. Złapałam jego rękę i znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Boże, jakie on miał piękne oczy. Nie widziałam ich przecież pierwszy raz, a jednak tego dnia urzekły mnie bardziej niż kiedykolwiek.
–Niech się pan w to nie wtrąca – powiedziałam cicho. – Przepraszam za wszystko.
–Idziemy. – Pociągnął mnie za rękę i mimo tego że się wyrywałam, nie zwracał na mnie uwagi. Zatrzymaliśmy się dopiero przy końcu uliczki, gdzie stał jego samochód. – Musimy porozmawiać, nie uważasz? – Tym razem brzmiał mniej przyjemnie, wręcz bardzo nieprzyjemnie.
–To nie jest dobry pomysł. – Rozejrzałam się po ulicy. – Tam stoi dziennikarz z brukowca, chce pan być jutro ze mną na pierwszej stronie? – Werner na moje słowa odwrócił głowę, a ja, wykorzystując moment jego nieuwagi, przebiegłam przez jezdnię i wskoczyłam do ruszającego autobusu. Drzwi zamknęły się w odpowiednim momencie, jednak zanim udało mi się usiąść, już usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Nie miałam zamiaru go odbierać. Spokojnie czekałam na swój przystanek i tyle. W połowie drogi usłyszałam charakterystyczny dźwięk z głośników autobusu i komunikat, żeby przygotować bilety do kontroli. Zanim pan kanar przyszedł do mnie, wygrzebałam z portfela kartę i podałam ją stojącemu przy mnie mężczyźnie.
–Obejdzie się – odezwał sie Werner i łapiąc mnie za ramię, pociągnął mnie lekko w górę.
–Zwariował pan?
–Musimy porozmawiać.
–Co pan tu… No tak, kontrolerów też pan już kupił?
–Kupiłem całą komunikację miejską, nie wolno? – Stał nade mna jak kat.
–Wszystko panu wolno.
–To zapraszam – rozkazał i zrobił mi miejsce, żebym mogła wstać. Zrobiłam to niechętnie, ale zniecierpliwiony wzrok reszty pasażerów, którzy przez mój upór nie mogli dalej jechać, zwyciężył. Bez słowa podniosłam się z siedzenia i w takim samym milczeniu pozwoliłam odprowadzić się do samochodu.
Werner odwiózł mnie oczywiście do siebie i tym razem bez proszenia zatrzymał psy. W domu prawie na siłę posadził mnie na kanapie i podał mi kieliszek czerwonego wina. Nie protestowałam, wypiłam go prawie całego naraz. Prezes od razu dolał mi kolejną porcję i usiadł naprzeciwko mnie. Patrzył mi bez przerwy w oczy, a mi było tylko coraz bardziej wstyd. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Nie mogłam tego zatrzymać. Odstawiłam kieliszek na stolik i zasłoniłam przed nim twarz. Czułam się upokorzona, a to, że załatwił mi tę pracę, jeszcze bardziej mnie dobijało. Poczułam jak siada obok mnie i ponownie usłyszałam nalewany do kieliszka alkohol. Nie patrząc na Wernera, wyciągnęłam rękę i wypiłam całą zawartość kieliszka. Co miałam mu powiedzieć? Nie byłam pewna której z nas uwierzy. Po kolejnym wypitym kieliszku, wzięłam głęboki oddech i wytarłam policzki.
–Aż tak źle?
–Gorzej – odpowiedziałam zawstydzona. – Nawet nie wiem jak zacząć.
–Od początku. – Tym razem nalał wino również sobie i stuknął swoim kieliszkiem w mój. – Przyszłaś dziś do pracy i?
–Okazało się, że ktoś okradł jednego z gości.
–Aha.
–Wyszło, że to ja. – Wyrzuciłam z siebie i dopiero teraz spojrzałam Wernerowi w oczy. Nie wyglądał na złego, raczej na zawiedzionego. Dopił swoje wino i po dolaniu sobie, podał mi mój kieliszek.
–A to nie ty.
–Nie.
–Nie pytałem. – Upił wino i wzrokiem dał mi znak, bym zrobiła to samo. Upiłam i musiałam przyznać, że zaczynałam się rozluźniać. – Wiem, że to nie ty. Jesteś zbyt uczciwa.
–Nie zna mnie pan z tej strony.
–Ta… – Pokiwał głową. – Dlatego mieszkasz w starej kamienicy i ledwo wiążesz koniec z końcem.
–Co to ma do rzeczy? – Język dziwnie mi się plątał, a może tak mi się tylko zdawało, bo Werner nie zwrócił na to uwagi.
–To, że gdybyś była mniej uczciwa, dorobiłabyś się czegoś lepszego.
–Nie wiem, czy mam to brać za komplement.
–Bierz za co chcesz. – Burknął i wypił resztę alkoholu, po czym od razu sobie dolał. Najwyraźniej oboje mieliśmy dziś potrzebę picia. Jego powodów jeszcze nie poznałam, ale zdawało mi się, że mi powie. – Wracając do Olgi, to stary chwyt. Chcą się ciebie pozbyć.
–No i się udało. – Zabrałam Wernerowi butelkę i wlałam do kieliszka resztkę wina.
–Przestań. Zadzwonię do niej jutro i…
–I co? Powie pan, że to nie ja? I co? Zostawi mnie w spokoju? Zawsze będę na świeczniku, będzie czekać na każdy błąd. – Zmarszczyłam lekko brwi. – Co w tym winie było? Jakoś dziwnie mówię.
–Może alkohol. – Werner przewrócił oczami.
–Już kiedyś piłam i nigdy nie…
–Dwie butelki w ciągu siedmiu minut? – Dopiero gdy to powiedział, spojrzałam na stolik. Faktycznie były dwie butelki, a ja ciągle myślałam, że dolewał z jednej.
–Muszę do domu – mówiłam coraz wolniej i jeszcze wolniej wstałam z kanapy. Zachwiałam się i prezes od razu mnie objął. Odepchnęłam go lekko od siebie i próbowałam w miarę zwinnie wrócić do korytarza. Po kilku krokach musiałam się zatrzymać i znów złapać pion.
–Zostań. – Usłyszałam za plecami cichy głos i zanim zareagowałam, Werner dotknął moich bioder. Gardło zacisnęło mi się tak mocno, że nie mogłam przełknąć śliny. Jego dłonie powoli przeniosły się na brzuch. Wstrzymałam oddech i zamknęłam oczy. To było przyjemne, zbyt przyjemne, żeby uciec, a powinnam uciec. Nieśmiało chciałam się odsunąć, ale wtedy jeszcze mocniej mnie do siebie przycisnął i tym razem oparł też usta na mojej skroni.
–Muszę do domu – szepnęłam drżącym z emocji głosem.
–Pójdziesz – mruknął przyjemnie i dotknął nosem moich włosów. Próbowałam nad sobą panować, ale jego dotyk był uzależniający. Zwiesiłam głowę, chcąc się trochę odsunąć, ale wtedy odwrócił mnie twarzą do siebie. Chwilę mi się przyglądał, po czym zgarnął z mojego czoła włosy. – Czemu się mnie boisz?
–Nie powinniśmy się spotykać – mój głos drżał.
–Dlaczego?
–Bo to nie ma sensu.
–Dlaczego?
–Jesteśmy zbyt różni – odpowiadałam coraz ciszej, bo jego twarz była coraz bliżej mojej.
–Dlaczego?
–Nigdy panu nie dorównam.
–Nie musisz. – Nasze usta dzielił może milimetr, czułam ich ciepło, a oddech pachnący winem odbierał mi resztki rozumu. Cofnęłam głowę, tak strasznie nie chciałam być blisko niego. – Jesteś dużo lepsza ode mnie.
–Niech mi pan pozwoli wrócić do domu. – Prawie płakałam.
–A ty mów mi po imieniu. – Zrobił tak smutną minę, że [pierwsza zaczęłam się śmiać. Nagle Werner objął mnie i przyciągnął do siebie. Odruchowo oparłam dłonie na jego klatce piersiowej i spojrzałam mu w oczy. Oboje byliśmy spięci i oboje myśleliśmy tylko o jednym. Tym razem nie uciekłam. Przymknęłam oczy, kiedy się do mnie nachylił i pozwoliłam się pocałować. Zrobił to bardzo delikatnie. Ledwie mnie dotykał, a jednak był to najprzyjemniejszy pocałunek jaki przeżyłam. Nie odrywając ode mnie ust, przeniósł jedną dłoń na moja szyję. Bałam się odwzajemnić pocałunek, bo wiedziałam, że przepadnę już na zawsze. Kiedy skończył, ujął w dłonie moją twarz i oparł o siebie nasze czoła. Miałam zamknięte oczy, bo było mi przed nim wstyd. Złapałam jego dłonie, chciałam je od siebie odciągnąć, ale nie dał mi tego zrobić. Położył je  sobie na kark, a swoimi złapał moje szczęki. Przyjemne mrowienie czułam na całym ciele. Drgnęłam, kiedy nasze usta znów się spotkały, ale tym razem nie opanowałam swoich pragnień. Kiedy tylko rozchylił moje usta swoimi, odpowiedziałam cichym westchnieniem i sama zaczęłam go całować. Żałowałam tego i pragnęłam jednocześnie. Nie wiedziałam czym to się skończy i czy warto tracić dla niego rozum, ale przecież ja i tak już go straciłam.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz