Rozdział 24

293 37 8
                                    

Agata

Żeby zatuszować ślady po nieprzespanych nocach, musiałam używać coraz więcej korektora. Niestety kosmetyki nie pomagały mi w ogarnianiu życia. Półprzytomna przygotowałam dzieciom ubrania, ale śniadanie zostawiłam już Alinie. Wpuściłam ją do mieszkania, kiedy jeszcze dzieci spały i usiadłam z nią w kuchni. Miałam jeszcze kilka minut do wyjścia i skwapliwie wykorzystywałam każdą chwilę spokoju.
–Powiedz, co się dzieje? – zagadnęła siadająca naprzeciwko mnie Ala.
–Nic, zmęczona jestem.
–No niech szefowa mówi! – rozkazała z uśmiechem.
–Nie śpię, męczą mnie jakieś koszmary. – Potarłam palcami czoło i przymknęłam oczy. – Franek też ostatnio gorzej się czuje. Już sama nie wiem, gdzie jest problem.
–No właśnie – szepnęła i otworzyła torebkę. – Mój narzeczony ma teraz praktyki w szpitalu.
–No i? – dopytałam, bo nagle zamilkła.
–Na pulmonologii. No i tam mają takiego fajnego lekarza, super specjalista, ale przyjmuje tylko prywatnie. – Przysunęła mi wizytówkę.
–I co?
–Rozmawiałam z Antkiem na temat mojej pracy i wspomniałam o Franku, oczywiście bez szczegółów, po prostu powiedziałam, że mimo leków nie jest dobrze. On trochę nieopatrznie powiedział o tym Zawiłskiemu.
–Aha… – Zmarszczyłam brwi.
–Powiedział, że ze względu na nazwisko lubi zawiłe przypadki i żebyś do niego zadzwoniła.
Niepewnie wzięłam do ręki tekturkę i przyjrzałam się wtłoczonym na niej napisom. Nie słyszałam o takim nazwisku. Może miała rację, może państwowi lekarze tylko udawali, że leczą, a tak naprawdę to tylko dawali leki wyciszające kaszel i tyle.
–Pomyślę o tym, dziękuję. – Spojrzałam na zegarek i zabierając wizytówkę wstałam od stołu.
Do pracy jechałam nie przestając myśleć o cioci. Ostatnie trzy dni były dla niej bardzo ciężkie, ale była silniejsza niż się komukolwiek zdawało. Karol śmiał się, że najwyraźniej ma tu coś jeszcze do zrobienia, skoro tak się trzyma. Zastanawiało mnie to i postanowiłam pojechać do niej zaraz po pracy.
Po przebraniu się w pracowniczy mundurek stanęłam za wysoką ladą, ale nie potrafiłam się szczerze uśmiechać i w końcu zaczęło być widać, że nie mam nastroju. Ania trąciła mnie łokciem, a gdy na nią spojrzałam wskazała mi wzrokiem przeszkloną częściowo ścianę. Natychmiast odwróciłam się w tamtą stronę. Mój wzrok zatrzymał się na wysiadającej z taksówki Roksanie. Miała na sobie krótką sukienkę, która prawie odsłaniała jej tyłek. No zupełnie inny typ niż ja, nie dziwiło mnie, że Werner ją wybrał, bo wyglądała jak modelka. Kiedy weszła do holu, opuściłam wzrok. Niestety moim obowiązkiem było ją przywitać i zapytać o powód przybycia. Anka z wrednym uśmiechem spojrzała na Roksanę i nieznacznie pochyliła się do mnie.
–Mam ochotę jej zajebać – wyszeptała i ponownie, już z uroczym uśmiechem, spojrzała na Roksanę
–Witamy w hotelu Sawa, w czym możemy pomóc? – odezwałam się, kiedy tylko podeszła.
–Jestem umówiona z Olgą. Jest u siebie? – Nie czekała na moją odpowiedź i od razu odwróciła się w stronę biura szefowej.
–Zadzwonię, czy panią przyjmie. – Udając kulturę, wzięłam do ręki telefon.
–Mówię, że jestem z nią umówiona!
–Przykro mi, ale nie dostałam żadnej informacji o umówionym spotkaniu pani prezes, dlatego muszę najpierw zadzwonić. – Posłałam jej cwany uśmiech i poczułam jak Ania kopie mnie w nogę. Dobrze wiedziałam o co jej chodzi. Pokazowo uniosłam słuchawkę i wybrałam numer do biura pani Olgi. Odebrała natychmiast, ale zaraz po tym, jak usłyszała imię Roksana, rzuciła mi chłodne “niech mi dupy nie zawraca” i się rozłączyła. Z miłym uśmiechem podniosłam wzrok na Roksanę i odłożyłam słuchawkę. – Przykro mi, ale pani prezes jest bardzo zajęta.
–Żartujesz sobie? – krzyknęła tak, że zwróciła uwagę przechodzących gości.
–Przekazuję tylko informację. – Nie przestawałam się uśmiechać, co tylko bardziej ją rozzłościło.
–Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że to pilne. – Oparła jedną dłoń o recepcję, a drugą położyła na brzuchu. Ten widok był dla mnie trudny, a z drugiej strony, wiedziałam, że próbuje grać na moich emocjach. Kiwnęłam lekko głową i ponownie wzięłam do ręki słuchawkę.
– Bardzo przepraszam, ale pani Milewska nalega na spotkanie, mówi, że to ważne.
–Jeszcze jej mi tu brakuje – warknęła cicho Olga. – Zaraz przyjdę, nie wpuszczaj jej tu.
–Oczywiście. – Odłożyłam telefon i spojrzałam na rywalkę, tak, chyba mogłam ją tak nazwać. – Pani prezes zaraz przyjdzie, może zechce pani zaczekać. – Wskazałam jej fotele w głębi holu. Nie odwróciłam wzroku, kiedy zarzucając na plecy długie włosy, kręcąc tyłkiem, poszła w stronę ustawionych pod ścianą stolików.
–No, masz charakter – odezwała się cicho Anka, ale, podobnie jak ja, patrzyła na śliczną przyszłą panią Werner.
–Dlaczego?
–Ja bym taka miła nie była. – Uniosła lekko głowę i wypięła dumnie pierś.
–Ja też, ale jest parę powodów, dla których nie mam wyjścia.
–Tak? – Dopiero teraz się do mnie odwróciła.
–Po pierwsze chcę tu jeszcze popracować, a myślę, że jedno słowo słodkiej Roksi i Werner będzie mnie kazał na kopach wywalić, a po drugie… – Urwałam i opuściłam wzrok.
–Co?
–Ona jest w ciąży. – Na moje słowa Anka otworzyła usta.
–Serio? – szepnęła i nie przestawała na mnie patrzeć. Wzruszyłam tylko ramionami i tyle.
–Poza tym, ona mi niczego nie zrobiła. Skoro Werner wybrał ją, to znaczy, że jest ode mnie lepsza. Jest lepsza, wystarczy na nas popatrzeć. Tu nawet nie ma czego porównywać, a ja jestem totalną idiotką, że przeszło mi przez myśl coś innego.
–Nie mów tak. – Ania, z siostrzaną czułością, dotknęła mojego ramienia. – Jesteś od niej tysiąc razy więcej warta i on to w końcu zauważy. Dupa jest fajna, dopóki tylko tego się potrzebuje, później będzie chciał popatrzeć w ogień w kominku, przytulając do siebie kogoś, na kim mu zależy i komu zależy nim, wtedy zatęskni za tobą.
–Dla mnie to żadna pociecha. – Odwróciłam głowę do idącej w naszą stronę Olgi. Kobieta spojrzała na mnie pytająco i od razu wskazałam jej fotel pod ścianą.
–Nie chcesz go? – Anka spytała, gdy pani Olga zajęła się rozmową ze swoim gościem.
–Nie chcę kogoś, kto nie umie się zdecydować. Nie chcę do końca życia się zastanawiać, czy przypadkiem mu się nie znudzę i czy w jego otoczeniu nie pojawił się ktoś nowy, lepszy, ładniejszy. Proste. – Odeszłam na drugi koniec recepcji i zajęłam się swoimi obowiązkami. Nie powiem, przyglądałam się rozmowie toczącej się zbyt daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. Roksana ciągle mówiła, a pani Olga patrzyła na nią z takim samym lekceważeniem jak na mnie. Najwyraźniej każda kobieta blisko Wernera była dla niej konkurencją.
–Myślisz, że gadają o tobie? – Anka odezwała się tak niespodziewanie, że podskoczyłam.
–Czemu o mnie?
–No pomyśl. – Stanęła obok mnie. – Olga zatrudniła cię tylko ze względu na Wernera, no tak? – W odpowiedzi kiwnęłam głową. – Później wrobiła cię w kradzież, żeby się ciebie pozbyć, ale Werner interweniował i zostałaś. – Znów przytaknęłam. – No a teraz pani narzeczonej nie w smak, że tu jesteś. Jeśli nie załatwi zwolnienia u Olgi, to poleci do narzeczonego. Odmówi jej?
–Nie odmowi, zwłaszcza teraz, kiedy ma przewagę liczebną. – Uśmiechnęłam się, ale moją duszę przepełniała gorycz. Dlaczego nie umiałam o nim zapomnieć, skoro rozum właśnie to mi podpowiadał? Nagły podniesiony ton Roksany zwrócił naszą uwagę i z zainteresowaniem czekałyśmy na rozwój sytuacji. Olga jak zawsze była zimna i opanowana, po prostu czekała aż tamta skończy krzyczeć, za to Roksana sobie nie odmawiała. Darła się, że wszyscy pożałujemy i że coś się skończyło. Niestety nie powiedziała co. Wybiegła z hukiem i dopiero po chwili podeszła do nas pani Olga. Popatrzyła na mnie i przewracając oczami, pokręciła głową.
–No dramat – westchnęła. – Jak mnie tacy ludzie wkurwiają. – Pierwszy raz tak zwyczajnie do nas gadała. – Mam cię zwolnić. – Wskazała mnie głową. Chyba nie wyglądałam najlepiej, bo od razu pokręciła głową i machnęła dłonią. – Spokojnie, ona ma tu niewiele do powiedzenia.
–Ona tak, a… – Wstrzymałam oddech i dostrzegłam w jej oczach coś na kształt rozbawienia.
–On nie jest idiotą, w przeciwieństwie do tej pustej lalki, ona nadrabia za ich oboje. Pewnie nawet nie wie, że ona tu dziś przyszła. – Przymknęła na chwilę oczy.
–Może powinien się dowiedzieć. – Anka mruknęła od niechcenia i nieśmiało podniosła wzrok na szefową. Ja też byłam ciekawa jej odpowiedzi.
–Tak? I co powiem, że przyszła i jak nawiedzona gadała od rzeczy? A co on jej nie zna? Nie wie jaka jest? Najwyraźniej taką chce. Poza tym nie bój się, ona zaraz do niego poleci na skargę.
–I co będzie? – Tym razem ja się odezwałam.
–Nic. Przecież zrobił wszystko, żebym cię nie zwolniła. Teraz choćby chciał twojego zwolnienia, to o to nie poprosi. Wszystko można o nim powiedzieć, ale słowa dotrzymuje. – Rozłożyła bezradnie ręce i poszła w stronę swojego gabinetu. Mi do głowy przyszło coś innego. Skoro Roksana tak usilnie starała się mnie pognębić, to może wcale nie czuła się tak pewnie u boku Wernera. Szybko pokręciłam głową, chcąc tę myśl jak najszybciej wyprzeć z głowy.
Zajęłyśmy się w końcu prawdziwą pracą, a nie podsłuchiwaniem cudzych rozmów. Robiłam wszystko mechanicznie, bo moje myśli krążyły gdzieś daleko, dokładnie to bliżej Artura, bardzo blisko niego. Tułałam się myślami między wspólnie spędzonymi chwilami a wyobrażeniem co robił z Roksaną, kiedy go przy mnie nie było. Zastanawiałam się, czy mógłby zażądać mojego zwolnienia i czy Olga by na to poszła, zwłaszcza że pokazał już do czego jest zdolny, kiedy ktoś mu się sprzeciwia. Pokręciłam szybko głową i zauważyłam, że świeci się ekran mojego telefonu. Zaskoczyło mnie, że nie słychać było dzwonka. Podeszłam i zatrzymałam wzrok na imieniu Karol. Zanim odebrałam, wzięłam uspokajający oddech.
–Tak?
–Dzwonię do ciebie od godziny!
–Przepraszam, nie wiem co się stało, nie zadzwonił mi telefon.
–Wszystko jedno! Przyjedź.
–O Boże…
–Natychmiast! – Rozłączył się, a ja stałam i patrzyłam na telefon w trzęsącej się dłoni.
–Muszę lecieć – odezwałam się do Ani i sama nie wiedziałam, co zrobić. Nie zwracając na nią uwagi, pobiegłam w stronę gabinetu szefowej i weszłam bez pukania. Kobieta zaskoczona podniosła na mnie wzrok, ale zanim się odezwała, zrobiłam krok w jej stronę.
–Muszę się zwolnić.
–Koleżanko…
–Moja ciocia umiera, muszę jechać do szpitala. Może mnie pani wyrzucić, ale ja muszę.
–Leć. – Wskazała głową drzwi i podniosła słuchawkę telefonu. – Wyjdź od tyłu, będzie czekał kierowca z samochodem.
–Dziękuję – pisnęłam i wybiegłam. Nie przebierałam się, złapałam tylko torebkę i pobiegłam na parking. Faktycznie jeden z hotelowych kierowców czekał już z otwartymi drzwiami samochodu i kiedy tylko wsiadłam, ruszył z piskiem opon.
Do szpitala dojechaliśmy w kilka minut. Biegłam pustym korytarzem i modliłam się, żeby zdążyć. Zaraz za drzwiami oddziału spotkałam Karola. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę nieznanej mi sali.
–Wbrew woli twojej cioci podłączyliśmy ją do respiratora.
–Co? Dlaczego? – wykrzyknęłam.
–Dlatego, że się do ciebie dodzwonić nie mogłem. – Zatrzymał mnie przed drzwiami. – Nie zdążyłabyś się z nią pożegnać. Nie wiem czy ona cię usłyszy, ale gdyby nie sztuczne podtrzymanie, na stówę byłoby już po wszystkim, więc doceń, że dla ciebie zaryzykowałem.
–Przepraszam.
–Masz dwie minuty. – Wskazał mi drzwi. Kiedy je pchnęłam, od razu zaczęłam płakać. Cicho usiadłam przy łóżku ciociu i złapałam jej dłoń. Była taka ciężka. Pikanie aparatury mnie dobijało, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.
–Wiem, że już pora, że zrobiłaś wszystko, żeby z nami zostać i że jesteś już zmęczona. Jeśli mnie słyszysz, to pamiętaj, że jestem ci bardzo wdzięczna za każdy dzień, za opiekę i miłość. Mam nadzieję, że będziesz nad nami czuwać. – Oparłam czoło o jej dłoń i w głos się rozpłakałam. Nie chciałam, żeby odchodziła, była dla mnie najbliższą rodziną, zastępowała mi mamę, a teraz… Teraz byłam sierotą. – Tak bardzo będę tęsknić!
Słysząc otwierane za plecami drzwi, podniosłam głowę i otarłam policzki. Karol stanął za moimi plecami i położył dłonie na moich barkach.
–Już czas. Daj jej odejść. – Zacisnął lekko palce.
–Tak – szepnęłam drżącym ze wzruszenia głosem i spojrzałam w twarz cioci. – Ucałuj rodziców.
Karol obszedł łóżko i stanął przy aparaturze. Nie wyłączył jej od razu. Spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, że ma to zrobić. Kiedy kiwnęłam głową, wcisnął niewielki guzik i w sali zapadła cisza, którą przerwał mój szloch. Nie mogłam się z tym pogodzić. Przytuliłam się do cioci i wyłam w głos. Czułam jak Karol dotyka moich pleców, ale nie reagowałam. Dopiero kiedy mnie podniósł, objęłam go i mocno się przytuliłam.
–Godzina zgonu trzynasta czterdzieści – szepnął mi do ucha. – Przyjmij moje najszczersze kondolencje. – Nie odpowiedziałam. Mocniej zacisnąłem ręce na jego plecach i próbowałam się uspokoić.
Kiedy mój płacz ustał, odsunęłam się od Karola i wyjęłam z torebki chusteczki. Ponownie spojrzałam na ciocię i pierwszy raz poczułam ulgę, że już nie cierpi.
–Dziękuję ci za wszystko. – Usiadłam na krzesełku. – Gdyby nie ty…
–Przestań. – Kucnął przede mną. – Chcesz coś na uspokojenie?
–Nie. – Pokręciłam szybko głową. – Czy ja mogę jeszcze tu chwilę zostać?
–Oczywiście. – Niespodziewanie pocałował mnie w kolano i wyszedł.
Znów złapałam dłoń cioci i tym razem już bez słowa spędziłam z nią ostatnie chwile. Miałam w głowie mętlik. Nie wiedziałam co teraz. Do tej pory nie dopuszczałam do siebie myśli o jej śmierci i nawet nie wiedziałam od czego mam zacząć. Co powiedzieć dzieciom, które każdego dnia o nią pytały i tęskniły. No nic, teraz musiałam być silniejsza niż kiedykolwiek. Ostatni raz pocałowałam chłodną dłoń Danusi i wyszłam z sali. Zaraz za drzwiami czekał na mnie Karol. Objął mnie i odprowadził do swojego gabinetu. Starał się w jak najbardziej delikatny sposób przekazać mi wszystkie istotne informacje dotyczące dokumentów , ale ja i tak nie słuchałam.
– Odwiozę cię do domu. – Dopiero na te słowa zareagowałam i wstałam z krzesła. Byłam nieprzytomna. Pozwoliłam wyprowadzić się ze szpitala i na widok czekającego na mnie kierowcy, zostawiłam Karola na schodach.
–Może pan wracać, dziękuję. – Facet pokiwał głową, jakby wiedział z czym się mierzyłam. Gdy odjechał, podszedł do mnie Karol. Położył dłoń u dołu moich pleców i poprowadził do swojego samochodu. Nie odezwałam się całą drogę, a gdy zatrzymaliśmy się przed kamienicą, obejrzałam się na swojego kierowcę.
–Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
–Zgadnij, mam twój adres w dokumentach.
–No tak.
–Mogę wejść?
–Jasne, zapraszam – odparłam bez emocji i odpięłam pas.
W mieszkaniu od razu rzuciły się na mnie maluchy. Ucałowałam każde z nich po kilka razy i od razu powiedziałam, żeby poszły do pokoju, nie chciałam się przy nich rozpłakać. Alina jak zwykle rozumiała mnie bez słów. Przytuliła mnie i zaproponowała pomoc. Cieszyłam się, że ją mam. Kiedy wyszła, zrobiłam nam coś do picia, a Karol usiadł z dziećmi do zabawek. Nie miałam weny do gotowania i pewnie gdyby nie dzieci to ograniczyłabym się do kawy. Stałam przy otwartej lodówce i sama nie wiedziałam co zrobić.
–Może ja ugotuję? – Doszedł do mnie głos Karola, ale się nie odwróciłam. Miałam wrażenie, że stał tuż za mną. Nie pomyliłam się, mógł nas dzielić jeden krok, bo zaraz po tym usłyszałam cichy szelest, a po nim dotyk na biodrach. – Usiądź, odpocznij, ja coś przygotuję.
–Nie trzeba, poradzę sobie.
–Wiem. – Powoli przesuwał dłonie na mój brzuch, a jego ciepły oddech poczułam przy szyi. Gwałtownie zamknęłam lodówkę i odeszłam tak, żeby mnie nie dotykał.
–Może zapiekany makaron z sosem i serem? – zapytałam odruchowo, bo to był zawsze mój sposób na brak pomysłów.
–Bardzo chętnie – szepnął i oparł usta na mojej szyi. Odskoczyłam i nie pozwoliłam mu się zbliżyć.
–Idź już. – Wyciągnęłam rękę, kiedy zrobił krok w moją stronę.
–Przepraszam, chciałem…
–Wiem co chciałeś, ale ja naprawdę nie mam dziś nastroju. Nie zapominaj co przed chwilą przeżyłam.
–Nie zapomniałem, ale sądziłem, że właśnie teraz potrzebujesz bliskości… – Urwał i zwiesił głowę. – Przepraszam, myślałem, że… Jestem idiotą. – Podszedł z uniesionymi dłońmi i tym razem go nie zatrzymałam. Pozwoliłam mu się objąć i lekko mną zakołysał. – Bardzo cię przepraszam – szepnął i pocałował mnie w skroń. – Pójdę jeśli chcesz. Ale gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń.
–Jasne. – Oparłam dłonie na jego obojczykach i nieznacznie go od siebie odepchnęłam. – Nie gniewaj się, ale chcę teraz pobyć sama, mam dużo spraw do załatwienia, potrzebuję spokoju.
–Oczywiście. – Uniósł moją dłoń do ust. – Mogę jutro zadzwonić?
Nie odpowiedziałam od razu. Z jednej strony obawiałam się czegoś, a z drugiej byłam mu wdzięczna za to, że przy mnie był.
–Ja zadzwonię. – Uśmiechnęłam się. – Muszę załatwić sprawy pogrzebu, dać znać jej znajomym.
–Potrzebujesz pomocy?
–Nie. – Potrzebowałam, ale nie chciałam go w to angażować. – Dam radę sama.
–Pamiętaj, że jestem. – Oparł usta na moim czole i chwilę tak stał. To było miłe, a jednak wciąż coś mnie od niego odpychało.
Kiedy w końcu zostałam sama, przygotowałam dzieciom obiad. Ja nie miałam apetytu. Wypiłam kawę i z szybko bijącym sercem poszłam do pokoju cioci. Wyglądał dziś zupełnie inaczej, smutno. Rozpłakałam się na widok naszego wspólnego zdjęcia, stojącego na szafce i usiadłam na łóżku. Otworzyłam szufladę, spodziewając się w niej notesu, o którym mówiła ciocia, ale pierwsza rzuciła mi się w oczy niewielka kartka zapisana ręcznie. Nie wiedziałam, czy była dla mnie, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Ostrożnie ją otworzyłam, lecz nie było tam zbyt wiele napisane: “Kochanie, skoro to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. Nie zostałaś sama, ja zawszę będę nad tobą czuwać. Nie odłożyłam pieniędzy, sama wiesz dlaczego, ale sprzedaj wszystkie moje rzeczy, niech one dadzą ci to, czego nie dostałaś ode mnie. Nie będzie tego wiele, ale zawsze to jakiś pożytek. Nie zapomnij o notesie. Pamiętaj, że bardzo was kochałam.” Otarłam policzki z łez i po odłożeniu kartki włożyłam dłoń do szuflady. Notesik był nieduży, taki kieszonkowy kalendarz. Miała w nim zapisane wizyty u lekarza i ważne daty. Przewracałam kolejne strony, aż dotarłam do ostatniej, na której spodziewałam się znaleźć listę osób do powiadamiania. Nie było listy, na ostatniej kartce widniało jedno nazwisko bez numeru telefonu. Nie musiała go pisać, bo znałam go na pamięć. Nie spodziewałam się, że będzie chciała informować Wernera i nie miałam zamiaru tego robić. Był dla nas nikim ważnym. Dla pewności przeszukałam resztę szafek oraz szuflad i w żadnej nie znalazłam innego notesu.
Po powrocie do pokoju zadzwoniłam do szefowej. Bez mojej prośby dała mi wolne na załatwienie wszystkich spraw związanych z pogrzebem, a nawet zaproponowała mi wsparcie finansowe. Nie spodziewałam się tego po niej i byłam naprawdę miło zaskoczona.
Do wieczora sprawdzałam wszystko, co powinnam załatwić i w jakim terminie, a na kartce spisałam, co muszę kupić następnego dnia. Po położeniu dzieci spać, usiadłam w kuchni z kubkiem herbaty. Bez przerwy patrzyłam na miejsce cioci i nie potrafiłam pogodzić się z jej stratą. Nie mogłam myśleć o niczym innym, wspominałam każdą naszą rozmowę i wyrzucałam sobie, że ostatnio tak mało czasu jej poświęcałam. Że były dni, kiedy byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się nawet do niej jechać. Teraz żałowałam i nie mogłam jej nawet za to przeprosić. Kolejny raz wróciłam pamięcią do jej prośby. Obiecałam, że ją spełnię, ale nie sądziłam, że to chodzi o Wernera. Nie zwracając uwagi na godzinę, wybrałam numer prezesa i czekałam aż odbierze, nie zrobił tego ani za pierwszym razem, ani za drugim i kolejnym. Z niedowierzaniem pokręciłam glową, bo jak widać jego przyjaźń trwała bardzo krótko. Dopiłam swoją herbatę i położyłam się spać. Nie wierzyłam, że zasnę, a jednak kiedy tylko przytuliłam twarz do poduszki, ogarnął mnie błogi spokój.

Sobie na złość [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz