» 26 «

36 4 11
                                    

Kiedy weszli na salę gimnastyczną, gdzie według informacji uzyskanych od trenera Scotta miała czekać na nich niespodzianka, Nathan poczuł się, jakby jakimś dziwnym sposobem cofnął się w czasie. Widok starej drużyny wywołał w nim tak skrajne emocje, że przez dłuższą chwilę nie mógł ruszyć się z miejsca. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w chłopaków z Ravens, zupełnie nie mogąc zmusić się do ruszenia się z miejsca.

– Williams, na co czekasz?! – zawołał z boiska wysoki brunet, który po jego odejściu z drużyny objął rolę kapitana. Twarz Coltona jak zwykle zdobił szeroki uśmiech, na którego widok niejednej dziewczynie szybciej biło serce.

– Nathan! Nathan! Nathan! – zaczęli skandować jego imię, jakby witali właśnie jakąś gwiazdę.

W końcu ruszył się z miejsca i podszedł do chłopaków z byłej drużyny. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, jak bardzo tęsknił za tymi imbecylami. Za wszystkimi razem i każdym z osobna. Tęsknił za ich wspólnymi wygłupami, treningami, wyjazdami na mecze, a przede wszystkim tęsknił za wspólną grą w kosza.

– Kopę lat, stary! – powiedział Colton i na powitanie zamknął Nathana w niedźwiedzim uścisku silnych ramion. – Jak tam? Dobrze cię tutaj traktują?

– Tak, jest w porządku – odpowiedział i zaczął witać się pozostałymi chłopakami.

– Dobra, panienki, koniec tych czułości!

Nathan powoli obejrzał się za siebie, słysząc doskonale znany mu głos trenera Johnsona.

– Nathan Willians, nasz uciekinier – powiedział mężczyzna i wyciągnął do chłopaka rękę, którą ten uścisnął na powitanie. – Mam nadzieję, że było warto zostawić drużynę na rzecz tego miasta.

– Nie narzekam. – Wymusił uśmiech i zabrał rękę, czując się dość niezręcznie w towarzystwie byłego trenera.

Johnson na pewno nadal miał mu za złe fakt, że wyprowadził się z miasta i zostawił drużynę w momencie, gdy ta walczyła w zawodach międzystanowych. Decyzję podjął praktycznie z dnia na dzień, stawiając trenera, jak i drużynę pod ścianą.

Nathan czuł się winny, ale wtedy zupełnie o tym nie myślał. Rzucił drużynę, bo za bardzo kojarzyła mu się ze zmarłym przyjacielem i nie byłby w stanie w ogóle wyjść z nimi na boisko czy chociażby oglądać ich z ławki rezerwowej. Był tak przybity, że wszystko straciło sens i przestało mieć dla niego jakiejkolwiek znaczenie.

– Zaprosiliśmy drużynę Ravens, żeby was trochę ogarnęła i na nowo zaszczepiła ducha walki – wyjaśnił trener Scott, patrząc kolejno na swoich uczniów.

W jego oczach wyglądali strasznie mizernie w porównaniu z chłopakami z Los Angeles. Tamci od razu weszli na salę z dumnie uniesionymi głowami i biła od nich taka energia, że od razu w głowie człowieka pojawiała się myśl 'O tak, oni są zwycięzcami'. Natomiast kiedy patrzył na chłopaków z Napa Eagles, to aż mu ich było szkoda. Pozbawieni jakiekolwiek radości stali na tej sali i wyglądali tak, jakby szli właśnie na ścięcie.

– Zostaniemy tutaj na cały tydzień, podczas którego codziennie będziemy razem trenować po waszych lekcjach albo i w trakcie niektórych zajęć. Pan dyrektor zgodził się, żebyście opuścili kilka lekcji, później ustalicie szczegóły z nauczycielami – odezwał się tym razem Johnson, swoją wyprostowaną sylwetką górując nad trenerem Scottem. – Podczas tych kilku dni zostaniecie przeczołgani, zmasakrowani i ogólnie będziecie czuć się tak, jakby śmierć miała was w zasięgu swojej kosy.

Chłopcy z Napa Eagles zaśmiali się na dźwięk tych słów i tylko Nathan zachował powagę, doskonale wiedząc, że trener Johnson mówił to wszystko na serio. Wcale nie żartował z tym, że ich zmasakruje. Williams wiedział, że jeśli chodzi o treningi, to mężczyzna nie znał litości.

Love and other liesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz