25. Kąpiel

487 27 18
                                    

- To oficjalnie witamy cię w naszej rodzince. - powiedziała Morticia z Gomezem.

- Bardzo dziękuję. - lekko zaczerwieniła się.

- Córciu, może oprowadzisz swoją ukochaną?

- Oczywiście matko.

Wednesday złapała Enid za rękę i zaczęła pokazywać każdy pokój po kolei, lecz swój zostawiła na sam koniec. Sinclair była bardzo zaciekawiona i zarazem przerażona. Bardzo jej się tu podobało, mimo tego całego mroku. Na szybko poznała każdego obecnego w domu członka rodziny Addamsow, lecz Wednesday dla nikogo nie powiedziała, że są parą. Nikt nie był źle nastawiony co do jej osoby, więc jak narazie było miło.

W końcu nadszedł czas na najbardziej oczekiwany pokój. Był w bardzo nie praktycznym miejscu, toż przy schodach na 1 piętrze. Zatrzymały się przed drzwiami.

- No to witam u mnie.

Powoli otworzyła drzwi i jako pierwszą wpuściła Enid. Pokój był całkiem spory i co najważniejsze miał ogromne, miękkie łóżko. Po prawej stronie znajdowało się miejsce na wiolonczelę, a obok ogromny regał z książkami.
Naprzeciwko wejścia były drzwi od balkonu, na którym znajdował się stolik i trzy wygodne fotele.

- SZCZERZE, MIMO, ZE BRAKUJE KOLOROW TO JEST TU ZAJEBIŚCIE.

rozczochrala jej włosy - Nie przesadzaj. - Złapała ją za rękę i położyły się na łóżku.

- Co z rzeczami?

- Najpewniej ktoś niedługo zostawi je przed drzwiami, więc spokojnie.

- O, to dobrze.

Sinclair usiadła na nią i zaczęła bawić się jej włosami, które po chwili rozplątała. Addams to ignorowała, bo nie miała sił po tej podróży, która przypominała jedno wielkie przesłuchanie.

- Wiesz co, niedługo będzie trzeba zejść na dół na obaid.

- Boze serio? Mega wstydzę się...

- No to w takim razie będziemy mogły tu zjeść.

- To wspaniale. - uśmiechnęła się.

Time skip:

Dziewczyny zjadły w pokoju obiad i wieczorem postanowiły wyjść na spacer po posesji. Zajęło im to jakieś trzy godziny, więc odrazu po powrocie padły na podłogę.

- Boże, nie myślałam, że to będzie takie męczące.

- Akurat mi się podobało.

- Masakra z tobą. - odwrócila głowę w stronę Wednesday.

- Dobra, wiesz co. Może pójdziemy się wykąpać?

- Co to za pytanie, oczywiście.

Obie wstały i poszły w stronę swoich rzeczy. Enid wyciągnęła jakieś pudełko.

- Ej skarbie.

-  Coś się stało?

- Nie i tak.

- Czyli?

- Mam cos dla ciebie. - uśmiechnęła się i podała pudełko.

- Co to?

- Może bys otworzyła? - skrzyżowała ręce za sobą.

- No już otwieram. - powoli otworzyła.

- I JAK?!

W pudelku znajdowała się piękna piżama w stonowanych barwach, które znacząco nie krzywdziły Wednesday.

- Ciężko mi to powiedzieć ale... - przerwano jej.

- ALE CO BRZYDKIE CZY CO? - spytała zestresowana.

- Spokojnie, poprostu chciałam powiedzieć, że..- znowu jej przerwano.

- NIE PAS..

Tym razem przerwano dla Enid. Addams delikatnie ją pocałowała.

- Juz ucichłas?

Stała zaczerwieniona.

- Uznajmy to jako tak, więc chciałam powiedzieć, że jest piękna i dziękuję. - przytuliła ją.

- Dobrze to słyszeć.

- A teraz chodźmy do łazienki.

Obie sobie ładnie poszły do łazienki, która znajdowała się na korytarzu.

- Wiem, że tu byłam, ale muszę jeszcze raz to powiedzieć. Jest tu pięknie, a ta wanna jest boska.

cicho zaśmiała się. - Też tak sądzę.

Wednesday zaczęła napuszczać wody do wanny i nalała mocno pieniący się płyn.

- Ale ładnie pachnie, co to jest?

- Lepiej czasami żyć w niewiedzy...

- No dobrze... - powiedziała przestraszona i usiadła na krawędź wanny

- To co, rozbieramy się?

- No chyba trzeba, nie? - lekko zaczerwieniła się.

- A ci co, przecież to nie pierwszy raz.

- No wiem tylko no. - zakryła twarz rękoma.

Addams błyskawicznie rozebrała się, złapała Enid za nogi i wepchala do wody.

- TY CHYBA OSZALAŁAŚ!

- Ciszej trochę, było trzeba ściągnąć ubrania.

- Pf, dzięki.  - przejechała wzrokiem po swojej dziewczynie i się jeszcze bardziej zaczerwieniła.

spojrzała na nią zawiedziona. - A weź, bo zaraz sama się zawstydze i tyle z tego będzie.

- NO DOBRA, TO JEST SILNIEJSZA ODE MNIE.

- Tak, tłumacz się dalej.

Addams pomogła jej się rozbierać bo tak jak widać miała mały problem. Usiadły po dwóch innych końcach wanny i się w siebie wpatrywały jakieś dobre pół godziny. W końcu Sinclair postanowiła coś zrobić i położyła trochę piany na głowę dziewczyny.

- Ale słodko wyglądasz. - zaśmiała się.

- Bardzo zabawne. - wzięła pianę i rzucila jej na twarz.

- EJ NO, ALE TAK SIE NIE BAWIMY. - zdjęła z siebie pianę i przesunęła się bliżej. - zaraz cię zniszczę.

- Zniszczysz powiadasz? - podniosła jedną brew.

lekko ją pochlapała - Nie o to mi chodziło głuptasie.

- A może jednak? - złapała ja w tali i zaczęła całować.

przerwała na chwilę - Zmieniam zdanie.

Zaczęły się namiętnie całować.  Z łazienki dochodziły (one chyba też) najróżniejsze dźwięki co komuś chyba wyraźnie przeszkadzały. Ktoś zaczął pukać im do drzwi.

- Dziewczynki, moglybyście ciszej?

Obie momentalnie miały zawał.

- DOBRZE, PRZEPRASZAMY. - krzyknęła Wednesday.

- Kto to był? - szepnęła.

- Naszczęście to tylko moja matka.

- To to chyba oznaka, aby kończyć...

- Raczej masz rację.

Dziewczyny dokończyly kąpiel i wróciły do pokoju. Usiadły na łóżko i podczas rozmowy zjadły sobie kolacje mniam mniam. Po chwili skończyły i położyły się słodko spac.

**********

Mam dość bycia chorym, kocham was.

Ta właściwa miłość. (Wenclair)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz