Wino - rozdział 4

14 0 0
                                    

Wracam na kanapę w salonie. Opieram się i zamykam oczy.

Napiłabym się wina, ale postanawiam poczekać na Evansa.

Czuję się tutaj obco. Dziwnie. Jameson powiedział, że mam się rozgościć i czuć jak u siebie. Ale nie do końca tak potrafię. Siedzenie tutaj, jakbym tu mieszkała, choć ani trochę tak nie jest, sprawia u mnie dyskomfort.

Otwieram oczy i przyglądam się pomieszczeniu, w jakim się znajduję. Pełno tutaj obrazów związanych z muzyką, nagród, płyt i innych gadżetów artysty. Widać, że ten dom ma duszę.

Po chwili z moich myśli wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Podnoszę się i idę powolnym krokiem w stronę hałasu. Widząc wchodzącego Jamesona, od razu się uśmiecham.

- Hej, Am.

- Cześć.

Zauważam w jego dłoni pudełeczko z logiem jednego z droższych sklepów jubilerskich.

- Kolejny złoty łańcuszek sobie kupiłeś?

- Tak, ale nie sobie.

- Ahaaa. Myślałam, że specjalnie na spotkanie z Hollis postanowiłeś się zaopatrzyć w nową biżuterię...

- No można tak powiedzieć.

Patrzę na niego i próbuję zrozumieć, o co mu chodzi.

- Co?

- Postanowiłem zabrać ciebie ze sobą na spotkanie z Harper. Pomyślałem, że należy ci się jakiś drobny podarunek za ten sukces. I przy okazji mogłabyś to ubrać, jadąc ze mną do Hollis.

Podaje mi pudełeczko, a ja nie wyciągam po nie dłoni.

- Nie przyjmę tego. Nie mogę.

- Możesz.

- Nie. Nie zasługuję na taki drogi prezent. W zasadzie na żaden nie zasługuję.

- Co ty mówisz?

- Zwariowałeś, jeśli myślałeś, że to od ciebie wezmę.

- Nie zwariowałem. Ty zwariowałaś, sadząc, że mi się da odmówić.

- Czemu odbijasz piłeczkę?

Lekko kręcę głową, kryjąc delikatny uśmiech.

Znam go zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że mu nie da się odmówić.

Wyciągam w końcu dłoń i biorę od niego podarek.

- Otwórz. Wiem, że uwielbiasz srebro, więc kupiłem białe złoto, by pasowało do siebie.

Spoglądam na niego w nerwach.

Zwariował.

- Pogrzało cię. Definitywnie tak.

- Nie, ani trochę. Otwórz to.

Otwieram pudełeczko z nadzieją zobaczenia samego naszyjnika.

Mijam się z tą nadzieją.

- DLACZEGO? Jameson, ja na tyle nie zasługuję.

W moich dłoniach leży podarunek warty niemałe pieniądze. Naszyjnik z nutką, bransoletka i kolczyki do kompletu. Co prawda, są piękne, ale nie mogę ich przyjąć.

- Jameson, oddaj to i się nie wygłupiaj. Proszę.

- Nie.

- JAMESON!

- NIE. Amberly.

Biorę głęboki wdech i kiwam głową na boki.

- Chodź za mną.

Patrzę na niego, a on w chwili omija mnie i zmierza w stronę schodów. A ja idę za nim, jakbym była jego cieniem. Wchodzimy na wyższe piętro, kierując się prosto do sypialni.

Nigdy tam nie byłam wcześniej. Pomieszczenie zachowane jest w podobnym stylu, co pozostała część domu. Wielkie łóżko, obrazy świadczące o jego pasji i drzwi do garderoby, przez które wchodzimy.

- To też jest dla ciebie.

Moim oczom ukazuje się manekin ubrany w piękną, satynową sukienkę, długiej do połowy łydki. Jej spódnica ma rozcięcie do kolana. Dekolt wycięty jest w kształt serca. Ramiączka są tak cienkie, że wyglądają, jakby miałyby się urwać. Z tyłu sukienka ma ogromne wycięcie zastąpione sznurkiem zawiązanym w okolicy bioder. Jest śliczna. Naprawdę.

- Prosto od projektanta. Ubierz ją, bo jestem ciekaw, czy trafiłem z rozmiarem.

- Dlaczego mi to wszystko dajesz?

- Bo jestem ci niesamowicie wdzięczny za załatwienie mi współpracy z Hollis.

Uśmiecha się tak szeroko, co sprawia, że i ja się uśmiecham.

- Dziękuję. Ubiorę ją.

- W takim razie już wychodzę. Będę czekać na dole.

I wychodzi. A ja zostaję sama. Podziwiam jeszcze sukienkę, zanim ją ubiorę.

Najdroższa sukienka, jaką kiedykolwiek widziałam na oczy, a ja mam ją zaraz ubrać.

Ubieram ciuch i przeglądam się w lustrze, nie mogąc się nacieszyć widokiem w szkle. Wyglądam przepięknie. Nigdy wcześniej nie czułam się tak ślicznie. Poważnie.

Biorę głęboki wdech i wychodzę. Po opuszczeniu sypialni dociera do mnie dźwięk ulubionej muzyki Jamesona. Uśmiecham się i schodzę po schodach, czując się jak księżniczka.

Jameson, widząc mnie schodzącą, zamiera i wpatruje we mnie swoje ciemne oczy. Otwiera usta ze zdziwienia i wstaje po chwili.

- Wyglądasz obłędnie.

Uśmiecham się najszerzej, jak potrafię.

- Chyba idealnie trafiłem z rozmiarem.

- Chyba tak.

Podchodzi do mnie i podaje mi dłoń i zanim zdąży minąć sekunda, my już tańczymy w rytm utworów The Weeknd. Pod koniec piosenki o tytule "Blinding lights" wpadam mu w ramiona, tracąc równowagę.

Śmiejemy się oboje.

Bierze mnie za dłoń i prowadzi prosto do kanapy i czeka, aż usiądę i sam siada obok mnie. Biorę jeden z naszykowanych kieliszków pełnych czerwonego wina. Stukamy się szkłem i pijemy, celebrując przyszłe dni.

Cały wieczór spędzamy na piciu wina i rozmowie. A raczej ciągłym śmiechu.

Gdy nastaje północ, a wypita zostaje już trzecia butelka, Jameson podnosi mnie i zanosi prosto do jego sypialni, gdy ja już prawie śpię. To jedyne co udaje mi się zapamiętać, kiedy kładzie mnie na wygodnej pościeli, bo później zasypiam.

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz