Backstage - rozdział 25

11 0 0
                                    

Kiedy się ocknę, otwieram powoli oczy, analizując miejsce, w którym się znajduję. Szybko zaczyna do mnie docierać, że przecież mogłam zostać porwana. Ale okazuje się, że wciąż jestem na parkingu przed hotelem. W połowie leżę, opierając się o czyjeś ręce. Docierają do mnie różne dźwięki, aż w końcu rozpoznaję je. 

- Amberly. 

Spoglądam w górę i dostrzegam zmartwioną twarz Jamesona wpatrującą się we mnie. 

- Jak dobrze, że nic ci nie jest - mówi z wyraźną ulgą.

On się o mnie martwi, podczas gdy ja niemal złamałam jego serce. Świetnie. 

Leżę oparta o jego rękę, mając nogi na powierzchni ziemi. Czuję jego ciepłą dłoń na swojej skórze z powodu wycięcia na plecach, jakie posiada moja bluzka. I wtedy zaczynam rozumieć, jak bardzo brakowało mi tego dotyku przez ostatni dni. I choć głupio się przyznać, bo trwało to zaledwie trzy dni, zdążyłam za tym zatęsknić. 

Spoglądam na otaczający mnie parking i dostrzegam brak Dogde'a, który, jeszcze zanim zemdlałam, tam stał. 

- Co się z nim stało? Co w ogóle się stało? - pytam ledwo słyszalnym głosem. 

- Upadłaś, bo zemdlałaś, jak tylko wyszedłem z hotelu, a on w tym czasie uciekł. Zadzwonię po policję.

- Nie - zabraniam mu kategorycznie. - Nie chcę. Nie chcę go już nigdy więcej spotkać. Ani na komisariacie, ani w sądzie podczas rozprawy. Nigdzie nie chcę go widzieć. 

Jameson skina głową. 

- Jesteś pewna? 

- Tak. 

- Następnym razem załatwię nam ochronę. 

Uśmiecham się blado, a on to odwzajemnia. 

- Kazał mi wsiąść z nim do samochodu - zaczynam niepewnie. 

Patrzę na Jamesona, który nie próbuje mi przerywać i kontynuuję: 

- Oczywiście odmówiłam, czym oberwałam w twarz. Jeszcze zanim to się stało, uniemożliwił mi jakikolwiek ruch dłońmi. Ja... stałam jak sparaliżowana... Dziękuję - mówię i patrzę mu głęboko w oczy, nadal opierając się o jego rękę. 

- Nie masz za co. 

Uśmiecham się i próbuję się podnieść, siadając na powierzchni ziemi. 

- Jak się czujesz? - pyta z troską. 

- W porządku. Uderzyłam się może głową, jak upadłam? 

- Nie. Na szczęście nie. 

- To dobrze. 

Próbuję wstać na równe nogi, w czym Jameson mi pomaga. Staję, choć przez szpilki na moich nogach ciężko utrzymać mi równowagę. 

- Możemy jechać. Już czuję się dobrze, a czas leci - zaczynam gadać jak najęta. 

- Am, spokojnie. Nic się nie dzieje, przecież mogę się spóźnić na swój koncert. Nie musimy się spieszyć. 

- Ale naprawdę nic mi nie jest. 

Kładę mu dłoń na klatce piersiowej. 

Wtedy dociera do mnie, że wcale tego nie przemyślałam. I że raczej nie powinnam była tego robić. Od razu robi mi się głupio. 

Otwieram szeroko oczy i zabieram rękę powolnym ruchem, na co on się uśmiecha i kiwa głową delikatnie na boki, ale nie odzywa się. I jestem mu wdzięczna, że nic nie mówi na ten temat. 

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz