Dlaczego? - rozdział 23

11 0 0
                                    

Wracam do domu.

Od razu, gdy tylko przekroczę próg drzwi, biegnę prosto do łóżka i się na nie rzucam. Zakrywam twarz poduszką i krzyczę w nią najgłośniej, jak tylko potrafię. 

Czuję ogromny ciężar na sercu. Po całym dniu pracy uświadomiłam sobie, że moja relacja z Jamesonem będzie naprawdę ciężka do odratowania. A to wszystko jest moją winą. 

Ciszę w moim mieszkaniu przerywa sygnał przychodzącej wiadomości. 

Modlę się w duchu, aby nie chodziło o pogorszenie się stanu Tylera. Ale z tyłu głowy mam nadzieję, że może jednak napisał Jameson. 

Nie, to niemożliwe. 

Sprawdzam telefon i okazuje się, że napisała do mnie Katherine. Pyta, jak się czuję i jak było w pracy. 

W pracy było nijako. Nie czuję już takiej radości z tego, jaką wcześniej czułam. Dość często odlatywałam myślami od tego, co faktycznie miałam zrobić. Moja efektywności spadła znacząco i zastanawiam się, ile czasu zajmie mi pogodzenie się z Jamesonem, jeżeli to w ogóle możliwe. 

Odpisuję jej, że czuję się przytłoczona, a moją głowę zadręczają wyrzuty sumienia. Dodaję, że w pracy uciekam myślami i nie potrafię się skupić na tym, na czym powinnam. 

Podnoszę się i idę do łazienki zmyć mój makijaż. Gdy go zmyję, nakładam pod oczy zimne płatki, mając nadzieję, że chociaż one spowodują, że obrzęk na twarzy się zmniejszy. 

Dlaczego ja w ogóle to zrobiłam? Niby tego chciałam, ale przecież nie mogłam na to pozwolić. Obiecałam sobie, że nigdy i przenigdy się nie zakocham. Nie, dlatego że wiem, jak bardzo boli strata kogoś, kogo się kocha. Nie wiem, czy byłabym gotowa na taki ból, a wchodząc w relację, trzeba się liczyć z tym, że taka sytuacja może się w życiu pojawić. Ale już chyba za późno, bo jestem zakochana w NIM. I złamałam tym samym obietnicę. A moja próba ratunku pogorszyła wszystko trzy razy bardziej i nie mam żadnego pojęcia, jak to naprawić. Katherine mówi, że czas jest kluczem, ale ile muszę czekać? Jestem głupia, że pozwoliłam dojść mojemu sercu do głosu. Nie powinnam była na to pozwolić. Nigdy. 

Siadam na łóżku i sprawdzam swoją komórkę. Nieodebrane połączenie od Cameron. Od razu oddzwaniam.

- Tak? Dzwoniłaś. 

- Tyler... On umarł...

Milknę. A telefon prawie wypada mi z dłoni. 

- Amberly... On nie żyje...

Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Siedzę w bezruchu, nie umiejąc wydobyć z siebie ani jednego słowa. 

Miałam nadzieję, że on z tego wyjdzie. Że Cameron nie będzie musiała się z tym mierzyć. Tymczasem spełniają się moje największe obawy. 

Przełykam ślinę.

- Tak bardzo mi przykro, Cam.

Słyszę jej płacz w słuchawce, a moje serce rozpada się na kilka kawałków. Traktuję ją, jak moją siostrę i dotyka mnie to tak, jak i ją. Tylko z tą różnicą, że mnie trochę mniej. 

Czuję się najgorzej na świecie. Zepsułam swoją relację z Jamesonem. Najważniejsza dla mnie osoba cierpi niewyobrażalnie mocno, bo jej ukochany umarł, a ja nie jestem w stanie nic zrobić, by jej pomóc.

- Amberly, jego rodzice chcą ze mną rozmawiać. 

- Jasne. Trzymaj się. 

- Dzięki. - odzywa się ledwo słyszalnym głosem.

W słuchawce pojawia się cisza, a połączenie zostaje przerwane. 

Opadam na łóżko i mrugam, gapiąc się w sufit. 

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz