Rozgość się - rozdział 3

13 0 0
                                    

Budzę się pięć minut przed budzikiem. Patrzę przez okno, mrużąc oczy wskutek promieni słonecznych.

Moja sypialnia składa się z łóżka wiszącego na czterech solidnych linach, białego biurka z najtańszym czarnym krzesełkiem i sporej szafy stojącej naprzeciw okna. Na ścianach wiszą obrazki z roślinami i okrągłe lustro w czarnej ramce. Nie potrzebuję więcej w tym pomieszczeniu. I tak ostatnio tylko tutaj śpię, a dzisiaj nawet nie.

Wstaję i wyciągam z szafy torbę delikatnie większą od kartki papieru. Pakuję do niej satynową koszulę nocną na ramiączkach, bieliznę, za dużą na mnie koszulkę, już praktyczniej spraną, krótkie spodenki z wygodnego materiału, szczotkę do włosów i osobną do zębów, tusz do rzęs i płyn do demakijażu. Chyba o niczym nie zapominam. Albo jednak zapominam. Ładowarka do telefonu i perfumy. Oraz zdecydowanie butelka mojego ulubionego wina.

Zmierzam do łazienki i biorę szybki prysznic. Prostuję swoje włosy i ubieram obcisły top z długim rękawem i suwakiem przy dekolcie. Do tego zakładam czarne dzwony i sandały na obcasie.

Przypominam sobie o wygodniejszych butach na jutro i pakuję do torby jeszcze moje biało-czarne nike'i.

Jem lekkie śniadanie i piję moje ulubione latte bez cukru. Wracam do łazienki, maluję sobie rzęsy, brwi i usta. Nakładam rozświetlacz na czubek nosa i kość na samej górze policzka.

Jestem gotowa.

Wychodzę ze swojego apartamentu i zjeżdżam windą pięć pięter niżej na parking. Podchodzę do mojego malutkiego autka i wsiadam za jego kierownicę. Zegarek na moim lewym nadgarstku wskazuje dziewiątą trzydzieści. Mam pół godziny do ustalonej pory rozpoczęcia pracy.

Pokonuję tę samą drogę, co zawsze rano. Docieram do willi Jamesona po prawie dwudziestu minutach jazdy samochodem. Parkuję na wjeździe do garażu, widząc jego Range Rovera przed ogrodzeniem domu. Wychodzę z Mini Coopera, biorę torbę ze sobą i idę do wejścia. Zanim zdążę zapukać, drzwi otwiera mi Jameson.

- Hej, Am.

- Cześć.

- Mam nadzieję, że masz wszystko ze sobą.

- Tak, wzięłam torbę. - Pokazuję mu mój ekwipunek.

- Cieszę się w takim razie.

- Mam winko przy sobie - mówię pośpiesznie i zbyt entuzjastycznie.

- Wspaniale.

Wchodzę do willi i wędruję prosto do recepcji. Ku mojemu zdziwieniu Evans idzie za mną. Gdy docieramy do miejsca docelowego zaczyna:

- Dzwoniłem wczoraj do Hollis.

- I jak?

- Powiedziała, że cieszy się na tę współpracę i ma nadzieję, że uda nam się stworzyć coś świeżego i na wysokim poziomie.

- Jestem tego pewna, że wam się uda.

Uśmiechamy się oboje promiennie.

- Jeśli jesteś tego pewna, to tak będzie.

- A jaki ja mam na to wpływ?

- Gdyby nie ty, to tego by w ogóle nie było.

- Nie przesadzajmy, naprawdę.

- A ja ci naprawdę mówię, że to wszystko dzięki tobie.

Przewracam oczami i siadam za ladą recepcji, włączam komputer i laptopa leżącego obok.

- Muszę jechać do swojej matki, nie będzie mnie do wieczora. Ale jak wrócę to od razu zabieramy się za opijanie mojej najnowszej i najlepszej współpracy będącej twoim osiągnięciem.

Ostatnie słowa wymówił nieco wolniej i głośniej niż poprzednie.

- No ja myślę. Będę czekać i wyprzedzając twoje pytanie, tak, poradzę sobie sama tutaj. Dam radę.

- Ufam ci. I wiem o tym. Udowodniłaś, że sobie dajesz radę i to doskonale.

Zakładam swój włos za ucho i uśmiecham się nieśmiało.

- Jedź, żebyś szybciej wrócił.

- Jasne. Wyrzucasz mnie?

- Nie ma takiej opcji. Nie miałabym serca cię wyrzucać. Przecież wiesz.

- Wiem, wiem.

Jameson wychodzi z pomieszczenia i zostaję sama. Po chwili widzę jak odjeżdża swoim Range Roverem, którym miałam okazję jeździć na miejscu pasażera nie raz.

Odbieram telefony, spisuję umowy, piszę mejle, sprawdzam dochody z dotychczasowych piosenek. I tak mija mi dzień.

Nadchodzi godzina osiemnasta, czyli teoretyczny koniec mojej pracy. Jameson napisał mi godzinę wcześniej, że będzie dopiero po dwudziestej i żebym się rozgościła do tego czasu.

Postanawiam pójść się wykąpać, korzystając z okazji kąpieli w wannie, której ja sama w swoim apartamencie nie posiadam. Wchodzę po schodach i idę prosto do łazienki. To pomieszczenie jest zdecydowanie większe niż to w moim mieszkaniu. Wielka, biała wanna z funkcją jacuzzi stoi przy dekoracyjnym czarnym szkle na kaflach w kolorze drewna. Zmierzam prosto do niej i przez następne pół godziny spędzam czas w wodzie. Biorę jeden z naszykowanych ręczników wiszących na wieszaku. Idealnie wpasowuje się w otoczeniu z powodu swojego czarnego koloru z białymi wykończeniami. Później schodzę na dół i siadam na wielkiej kanapie w salonie. Odzwaniam do Cameron, opatulając się miękkim kocem.

- Tak?

- Tyler... Tyler jest... wciąż w stanie śpiączki. Ja miałam nadzieję, że on się dzisiaj wybudzi. Że mnie zobaczy. Że ja go zobaczę. Jednak nie.

- Daj mu czas na dojście do siebie. Daj czas sobie na zrozumienie tej trudnej sytuacji. To nie jest tak, że on się wybudzi i od razu będzie wspaniale. Nie będzie tak samo jak dawniej z jego stanem fizycznym. Czeka go długa rehabilitacja z powodu urazu kręgosłupa. Camer, daj czas wam obojgu. Nie płacz więcej z bezsilności. Bo możesz coś zrobić korzystnego w tym samym czasie. Możesz przygotowywać się psychicznie na zmiany. Nie da się, oczywiście, być gotowym na to w stu procentach, ale w jakiejś części jest to do zrobienia. Więc spróbuj. Nie zaszkodzi spróbować.

Słucham Cameron jeszcze przez dwadzieścia kolejnych minut, aż ona sama nie uzna, że jest jej lepiej. Postanawia pójść jeszcze do Tylera, zanim nastanie noc.

Siedzę sama. W milczeniu. W ciszy. I wcale mi to nie przeszkadza.

Wybija dziewiętnasta.

Wstaję i idę do kuchni mieszczącej się po prawej stronie salonu. Jest zachowana w kolorze białym przeplatanym z jasnym drewnem. Na samym jej środku stoi wysepka i trzy krzesła. Nalewam sobie wody do szklanki i siadam na jednym z tych krzeseł. Przeglądam instagrama i napotykam na post Hollis. Piękna blondynka o niewiarygodnej barwie oczu. Są one tak mocno niebieskie, że mogłyby one zafarbować całe niebo na jeszcze ciemniejszy odcień. A jej figura jest pewnie przyczyną kompleksów wielu nastolatek.

Postanawiam sobie zamówić jedzenie. Wybieram jedną z najbliższych pizzerii i dzwonię.

Czuję się nieco dziwnie, będąc całkiem sama w obcym domu i nie pracując. Zachowuję się, jakbym tutaj mieszkała, choć ani trochę tak nie jest. I to sprawia u mnie lekki dyskomfort.

Czekam na moje zamówienie niecałe czterdzieści minut. A później delektuję się smakiem jednej z droższych pizz w swoim życiu.

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz