Taniec - rozdział 17

8 0 0
                                    

Stoję i zatapiam się w dźwiękach jego głosu. Skupiam się na każdym tonie, jaki wydobędzie się z jego ust, na każdym słowie i zaczyna do mnie docierać, że tekst piosenki jest kierowany do mnie. A przynajmniej jego część.

Piosenka opowiada o wielkim uczuciu i pewnej dziwnej relacji. Dość dwuznacznej, ale będącej idealną drogą do miłości. Mówi także o tym, jak bardzo autorze zależy na tej znajomości i jak dużo dla niego znaczy ta osoba.

To znaczy ja.

Gdy melodia dobiega końca wszyscy bijemy brawo tak głośno, jak tylko się da. Duża liczba kobiet krzyczy i wiwatuje, a część z nich na dodatek próbuje dotrzeć do Jamesona i Harper. Ale nie wiem do kogo bardziej.

Lorry zaczepia mnie i próbuje przekrzyczeć tłum fanek.

- To było niesamowite! Kocham ich duet.

- Zgadzam się, to było cudowne!

Jestem równie zmuszona do krzyku, co ona.

Odwracam się do Katherine, a ona nachyla się i szepcze mi to ucha:

- Mam nadzieję, że teraz na pewno wiesz, że się nie myliłam.

- Miałaś rację. To ja byłam w błędzie.

Uśmiecha się do mnie, a ja to odwzajemniam, choć zdaję sobie sprawę z tego, że to nie do końca odpowiednia sytuacja, aby się z niej cieszyć. Przecież między nami nie powinno powstać żadne uczucie.

Poza tym obiecałam sobie kiedyś, że nigdy nie pozwolę sobie na to. A teraz robię wręcz przeciwnie. Dlaczego muszę zawodzić samą siebie?

Lorry zaczyna skakać na widok idących Harper i Jamesona w naszą stronę. Od razu zaczyna im gratulować i chwalić ich wspólną piosenkę.

Spoglądam na Evansa, a on na mnie z szerokim uśmiechem i robi krok w moją stronę. Przytulam go bez ostrzeżenia, natomiast on obejmuje mnie w talii.

- To było piękne. Poważnie. Jestem pod wrażeniem - szepczę prosto do jego ucha, wykorzystując okazję, że nachyla się, by mnie pocałować w czoło.

- Cieszę się, że ci się podoba. Chyba bym tego nie przeżył, gdybyś uznała inaczej.

- Przeżyłbyś, ale robisz tak dobrą muzykę, że nie było nawet innej możliwości. Nie mogłoby mi się nie spodobać.

Zaczynamy się delikatnie śmiać i w końcu odrywam się od niego, ale on nadal trzyma swoje dłonie na mojej talii, co mi w ogóle nie przeszkadza.

Harper zajęta rozmową z Lorry i tak zauważa mnie stojącą z Jamesonem i od razu odzywa się do niego:

- Jeśli to był nasz pierwszy koncert i wyszedł tak cudownie, to następne będą tylko lepsze.

- Prawda. Daj mi znać, kiedy masz jakiś koncert to przyjadę gościnnie.

- Jasne. Ale możesz już bez tej twojej asystentki.

- Jeśli bez niej, to nie będzie mnie wcale. Zawsze zabieram ją ze sobą na koncerty.

Harper podnosi brwi do góry i przełyka ślinę, aż w końcu mówi:

- Niech będzie. Może przyjechać.

Jameson zawsze staje w mojej obronie. I mam wrażenie, że stanąłby nawet, gdyby sprawa była poważniejsza.

Harper podchodzi do Katherine i obie odchodzą na bok.

Evans zabiera dłonie z mojej talii, a w moim środku czuję ukłucie, jakby wielką igłą.

Chyba nie powinnam była tego poczuć. Powinnam być na to obojętna i zimna jak lód. I w ogóle się nie zakochiwać. Nie mogę na to pozwolić...

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz