Dasz radę - rozdział 14

14 0 0
                                    

Stajemy pod jedną z ładniejszych i pewnie najbardziej ekskluzywnych restauracji w tym mieście.

Zauważam, że nie ma ani jednego ochroniarza będącego przy Harper. Dziwne.

Wychodzimy z samochodu i kierujemy się do drzwi wejściowych. Do stolika zaprowadza nas jeden z kelnerów. Wnętrze restauracji wypełniają beżowe krzesła i drewniane stoliki. Na każdym z nich leżą świece dekoracyjne. Całość prezentuje się dość elegancko, przez zdobienia na ścianach.

Kelner kładzie menu na stoliku.

Siadam naprzeciwko Jamesona, ale obok Katherine. Wyjmuję telefon i odkładam go obok siebie na stół, bo Evans zaczyna coś do mnie mówić.

- Weź sobie, co tylko zechcesz. Ja płacę.

Piorunuję go wzrokiem, ale nic nie odpowiadam na to. Kątem oka zauważam, że Harper patrzy na mnie z niezwykłą nienawiścią.

Aż tak mocno pragnie Jamesona?

Przeglądam menu i wybieram mrożoną kawę. Jameson spogląda na mnie ze zdziwieniem, a ja kiwam głową na boki i przewracam oczami.

Kelner zbiera zamówienia od reszty, a ja odczytuję wiadomość, którą ktoś mi wysłał jeszcze zanim zaczęliśmy nagrywać teledysk.

Cameron.

Napisała, że jest coraz gorzej.

W mojej głowie pojawiają się myśli sprawiające, że mam wyrzuty sumienia, że nie odczytałam tego szybciej.

Odpisuję, że jutro się z nią spotkam i żeby się trzymała, a ona odpowiada mi: ,,://"

Po chwili przede mną pojawia się moja kawa. Wygląda na pyszną i już po pierwszym łyku stwierdzam, że wygląda tak samo dobrze, jak smakuje. Reszta też dostaje swoja zamówienia i kontynuujemy rozmowę, to znaczy ja z Katherine, a Jameson z Harper.

Choć z nią konwersuje, to widzę, że co chwilę spogląda na mnie.

Harper może i jest śliczna, ale to ja podbiłam serce Jamesona. I nie wiem, czy się cieszyć, czy żałować.

- Mam nadzieję, że nadal będziemy utrzymywać kontakt - wtrąca nagle Katherine.

- Też mam taką nadzieję. Tym razem to ty przyjedziesz do mnie.

- Pewnie. Z wielką chęcią, bo jeszcze mnie tam nie było.

Uśmiecham się i upijam łyk kawy. Następnie wstaję i zmierzam do toalet. Wchodzę do damskiej i staję przed lustrem. Rozczesuję swoje włosy i wybieram numer do Cameron.

- Halo? Amberly?

- Cześć, Cam.

- Jak się cieszę, że dzwonisz. Potrzebuję z kimś porozmawiać.

- Jasne. Słucham.

- Z Tylerem jest coraz gorzej, lekarze twierdzą, że szanse na wyjście z tego są tak niskie, że lepiej, abym się na to nie nastawiała. Am, co będzie jeśli on...

- Nie wiem, Cameron.

Tak naprawdę wiem, ale nie będę jej mówić o tym, jak bardzo bolesne jest to uczucie. Ona nie zasługuje na takie cierpienie.

- Myślę, że będzie ciężko na początku.

- Am, nie okłamuj mnie, że nie wiesz. Proszę, powiedz mi...

- Z czasem nauczysz się żyć bez niego. Zaufaj mi. Z czasem nauczysz się żyć w swojej własnej obecności. Bez tej osoby, którą kochałaś. Będzie w cholerę trudno. Ale dasz radę, bo cię znam. Wiem to.

Cameron zaczyna płakać do słuchawki, a ja płaczę tak, by mnie nie słyszała.

- Amberly, jego rodzice do mnie dzwonią.

- Jasne, odbierz. - Staram się brzmieć pogodnie.

Rozłączam się i zjeżdżam po ścianie, o którą się podpierałam plecami, na samą podłogę. Odkładam telefon obok siebie i zaczynam płakać tak mocno, jak nie płakałam od dawna. Zakrywam swoją twarz dłońmi. Nie umiem zapanować nad emocjami.

Wolałabym nie wracać do tego wspomnieniami. Zmieniło to zbyt wiele w moim życiu, a przez długi czas nie umiałam sobie z tym poradzić. A gdy w końcu znalazłam sposób na to, by jakoś temu zaradzić, odeprzeć ten ból... Przez tak długi czas umiałam do tego nie wracać, traktować to jedynie jako wspomnienie. Ale na samą myśl, że Cameron będzie musiała przechodzić przez to samo, wszystkie negatywne emocje targają moim ciałem. Choć zdecydowanie wolałabym, aby ta bateria, którą stworzyłam przez te lata wciąż istniała, ale równie jak moja obietnica, ona też musiała się rozpaść na masę innych kawałków.

Drzwi się otwierają, a ja szybko ocieram swoje powieki. Mimo to wiem, że na niewiele się to zda, bo nie umiem się opanować. Przede mną staje Jameson. Zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mnie powoli i klęka. Nic nie mówię, tylko nadal płaczę, a on bierze mnie w swoje ramiona i przytula tak czule i tak mocno, że zaczynam się uspokajać. Moje łzy wsiąkają w jego koszulkę, ale mu to nie przeszkadza. Gładzi moje plecy i nagle daje buziaka w czubek mojej głowy.

Chyba znalazłam swoją oazę spokoju, bo zaczynam się opanowywać, mimo natłoku myśli i wspomnień.

Po kilku minutach przestaję płakać i wreszcie podnoszę głowę i spoglądam na Jamesona.

- Przepraszam... - szepczę cichym głosem.

- Nie masz powodu do przepraszania mnie.

Próbuję się uśmiechnąć, ale darzę go jedynie cieniem mojego prawdziwego uśmiechu.

- Jeśli będziesz chciała porozmawiać, to nie będę miał nic przeciwko.

- Dziękuję...

Może kiedyś mu powiem. Na pewno nie teraz. Nie jestem gotowa na powrót do przeszłości po raz kolejny. Mimo że wracam do niej, do obietnicy za każdym razem, gdy jestem blisko Jamesona, to dzisiaj przekroczyłam granicę. I nie wytrzymałam.

Próbuję wstać z pomocą Evansa. Gdy wreszcie udaje mi się stanąć na dwie równe nogi, staję nieruchomo i wpatruję się w jego ciemne tęczówki. Łapie mnie za dłoń, ale nawet to nie odwraca mojego wzroku.

Wyglądam pewnie okropnie, mając czerwone gałki oczne i policzki. A on wygląda wręcz idealnie. Nie to, co ja.

Ociera mi łzy spływające po mojej twarzy swoim kciukiem, a rękę, która trzyma, ciągnie tak, bym się przybliżyła do niego i przytula mnie.

- Skąd wiedziałeś?

- Widziałem powiadomienie od Cameron. Wiedziałem, że nie zwiastuje niczego dobrego.

Gdy jechaliśmy tutaj wczoraj, powiedziałam mu o sytuacji mojej przyjaciółki. Musiałam z kimś o tym porozmawiać, bo czułam na sobie za dużą odpowiedzialność. A Jamesonowi ufam. Zresztą nie mam nikogo innego, oprócz niego i Cameron.

- Już lepiej? - pyta troskliwie.

- Tak, zdecydowanie lepiej.

Obracam twarz do lustra, nadal przytulając się do niego. Moje oczy stają się mniej czerwone, ale w dalszym ciągu widać, że płakałam.

Niespodziewanie gładzi moje włosy rozczochrane od przytulania i całuje w czoło, a moje myśli skupiają się wokół jego czynów, odbiegając od przykrych wspomnień i łez.

W mojej głowie pojawia się Harper wraz z Katherine. Zostały tam same, ale nie przejmuję się tym. Liczy się teraz tylko bliskość Jamesona.

- Chcesz już wracać do domu?

- Nie, jest okej. Możemy spędzić dzień z nimi. Polubiłam Katherine, dobrze mi się z nią rozmawia.

- Ja Harper tak średnio. Widzę, jak na mnie leci, ale ty jesteś od niej sto razy lepsza. Może nawet więcej.

Przygrywam dolną wargę, bo nie wiem, co mogłabym na to odpowiedzieć. Więc całuję go w policzek i uśmiecham się, a on ten uśmiech odwzajemnia.

Po chwili, gdy moje oczy przestają być już czerwone, wychodzimy z łazienki.

Pewnie to wygląda dwuznacznie. Ale nie chciałabym wyglądać na zapłakaną przed Harper. Myślę, że mogłoby mi to tylko zaszkodzić.

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz