Serce - rozdział 27

7 0 0
                                    

Zdecydowanie wolałabym nie spotkać nigdy więcej żadnego Claya. Ani nikogo, kto byłby do niego podobny. I z zachowania, i z wyglądu. Ale podczas rozmowy z dziewczynami zaczynam wątpić, czy aby na pewno dobrze postąpiłam, nie idąc na policję.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest - mówi Katherine, łapiąc mnie za dłoń.

Lorry ściska mnie, nie mogąc uwierzyć, że takie coś przytrafiło się mi.

Ja sama nie mogę pojąć, że tacy ludzie, jak Clay istnieją. Najchętniej wymazałabym to z pamięci i coraz bardziej próbuję to robić. Ale wszystkie wspomnienia wróciły, kiedy opowiadałam o nich dziewczynom.

Na szczęście czuję się lepiej, bo mam przy sobie bliskie mi osoby. Ale dałabym wiele, by móc siedzieć z Jamesonem. Wtulić się z niego i poczuć to bezpieczeństwo, jakiego nigdy wcześniej nie poczułam z nikim innym. Ale wiem, że ma dużo pracy, a nawet gdyby jej nie miał, nie jestem pewna, czy wszystko między nami już się naprawiło.

Bardzo bym chciała, bo nadal czuję się winna. Katherine miała rację, że on coś do mnie czuje. Ja też coś poczułam, coś czego miałam nigdy nie poczuć. Bo przecież to właśnie sobie obiecałam. Ale obietnica roztrzaskała się tak szybko, jak szkło rzucone o ziemię. I zostałam ja czująca coś, czego nie powinnam. Do osoby, z którą pracuję.

A teraz kompletnie nie wiem, jak to naprawić, jeśli nadal nie jest między mną a nim okej.

Za półgodziny Jameson ma spotkanie z VIPami. Trwa ono niecałą godzinę i wtedy zazwyczaj gadam z Ellie. Dzisiaj mam przy sobie aż trzy koleżanki, więc na pewno będę miała, co robić.

- Ojj, Amberly, jak dobrze, że przyjechałyśmy - mówi Lorry z wyraźną troską w głosie.

- Zdecydowanie. Dziękuję.

- Nie dziękuj - odzywa się spokojnie Katherine.

Uśmiecham się do nich szczerze, szczęśliwa, że mam przy sobie takie osoby.

Wypijam z nimi już trzecią kawę dzisiaj. Jeśli kiedykolwiek jej nie lubiłam, to od teraz zaczynam ją kochać.

- Co u Harper? - pytam znienacka.

- Nadal zachwyca się piosenką, którą nagrali z Jamesonem. I chyba nadal nie lubi cię tak samo jak wcześniej. Nie wiem, jak można cię nie lubić, naprawdę.

- Ja też, od razu cię polubiłam na tej imprezie - dodaje radosna Lorry.

Na sercu robi mi się cieplej, słysząc te słowa.

- A między wami się polepszyło? - pyta poważniejszym tonem Katherine.

- Po tej sytuacji z dzisiaj... Mam wrażenie, że jest lepiej. Ale nie wiem, czy to trwałe.

- Amberly, a chciałabyś, żeby się polepszyło?

Wzdycham i milczę przez chwilę.

- Zdecydowanie tak. Ja chyba się...

Przerywam, bo do pomieszczenia wchodzą właśnie Jameson i Ellie.

Od razu jego oczy wędrują w moją stronę, a ja uśmiecham się szeroko.

Tak bardzo chciałabym go przytulić. Właśnie w tym momencie. I nie puszczać przez następne minuty albo i dłużej. Ale pozostaje mi jedynie nacieszenie się spoglądaniem na niego.

Jeszcze jakiś czas temu nie umiałam wyobrazić sobie, że ktoś zajmie w moim sercu szczególne miejsce. Do tej pory jedynie Cameron się tak znalazła, ale traktuję ją jak siostrę. Nie sądziłam, że znajdę osobę, którą pokocham. A wiem, że czuję do Jameson coś zdecydowanie więcej. Ale musiałam wszystko spieprzyć. I chyba już straciłam swoją szansę.

Oby tylko udało nam się uratować naszą przyjaźń, o ile może ona jeszcze istnieć.

Spędzamy czas do spotkań z VIPami wszyscy razem, żartując i rozmawiając. Gdy Jameson znika w jednym z pomieszczeń, ja zostaję z trzema koleżankami.

- Słodcy jesteście - wypala Ellie prosto do mnie.

- CO? - Niemal wypluwam na siebie wodę.

- Ciągle na siebie zerkacie i uśmiechacie się tak, jakby ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla was. To jest urocze.

Spoglądam na Katherine, która zakrywa usta dłonią.

Wygląda dzisiaj na wyjątkowo wyluzowaną. Zawsze prawiła mi mądrości życiowe, ale nie winię jej za to, że dzisiaj jest weselsza niż zazwyczaj. Przy Lorry nie da się być poważnym. Dość szybko udziela się jej pozytywna postawa.

Patrzę na Ellie, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Wiecie co, pójdę po ciasteczka - mówi i odchodzi natychmiast.

- Matko, Katherine, naprawdę to tak wygląda? - pytam ściszonym głosem.

- Tak. Ona ma rację. Chciałam ci to powiedzieć, ale nie przy niej. Ale jest bardzo spostrzegawcza.

- Na to wygląda.

Zakrywam twarz dłońmi.

- Amberly, sądzę, że ten czas, który mieliście sobie dać, minął dzisiaj. To, co cię wcześniej spotkało, jest tego przyczyną. Wy... pogodziliście się bez słów. Teraz zastanów się dobrze, czy chcesz oddać mu swoje uczucia. Bo on wygląda, jakby chciał oddać ci swoje. A ja zawsze mam rację. - Kończy wypowiedź z uśmiechem na ustach.

- Wiem, że się nie mylisz. I wiem, że chcę z nim czegoś więcej. Choć nie byłam tego pewna na początku i wzbraniałam się przed tym... To, co zrobiłam, tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że ranię siebie jeszcze bardziej i na dodatek jego też, gdy odmawiam sobie uczuć.

Gdy wypowiadam te słowa, dociera do mnie, że tak faktycznie jest. Czułam ogromne wyrzuty sumienia po tym, co zrobiłam. Ale zrozumiałam też, że ten pocałunek był szczery. Bo ja coś czuję. I tęskniłam za nim, a to było zaledwie kilka dni.

- Wydaje mi się, Amberly, że powinnaś posłuchać serca i swoich uczuć - patrzy na mnie poważnym wzrokiem, a ja znowu czuję, że w razie czego mogę do niej zawsze napisać lub zadzwonić.

Ellie wraca z ciasteczkami, a każda z nas sięga po jedno. Po chwili całe zakłopotanie wynikające z jej opinii na temat mój i Jamesona znika. Rozmawiamy ze sobą na luźne tematy, a czas leci nam dwa razy szybciej.

Zapominam o tym, co stało się pod hotelem. Zapominam o tym, że obiecałam sobie, że nigdy się nie zakocham. Że nie pozwolę sobie na to. Staje się to nierealne, jak bardzo dawna przeszłość.

Zaczyna do mnie docierać, że dopuściłam Jamesona do siebie w niewiarygodnie krótkim czasie. Ale zaczynam tego żałować coraz mniej. Za to nadal czuję się lekko winna za to, co zrobiłam po pocałunku. Powinnam była albo tego nie robić, albo pozwolić sobie na te wszystkie uczucia od razu. A nie dopiero dzisiaj. Nie po tym, jak spieprzyłam.

Zanim zdążę się zorientować, Jameson kończy spotkanie z fanami i wraca do nas. Od razu, gdy tylko przekroczy próg drzwi, nasze oczy spotykają się ze sobą, wskutek czego powstaje na mojej twarzy szeroki uśmiech. Na jego twarzy zresztą też.

- Teraz się z wami chwilę ponudzę, bo wchodzę na scenę za półtora godziny - mówi wesoło.

- Nie mamy nic przeciwko - odpowiadam, uprzedzając dziewczyny.

Siada obok Ellie, a dzielą nas aż dwie osoby. Lorry i Ellie. Katherine widzi, jak wzdycham i łapie mnie delikatnie za dłoń. Szepcze do mnie tak, żebym tylko ja słyszała:

- Amberly, spokojnie. On i tak widzi tutaj tylko ciebie.

Zaśpiewam o TobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz