Mój ulubiony rozdział do tej pory!!! 😍😍
💍💍💍
Przez kolejny dzień rozpakowywali swoje bagaże, wyszukiwali miejsca na zwiedzanie i omawiali wstępny plan całych wakacji. Pierwsze dwa dni spędzili tak naprawdę na leniuchowaniu, spędzali czas na plaży lub chodzili i szukali jakiś pamiątek, również zrobili sobie tysiące zdjęć, Nate okazał się bardzo dobrym fotografem.
Nie zawsze było tak kolorowo, wydarzyły się również dość nieprzyjemne sytuacje, zaczynając od zgubienia telefonu, gotówki, a nawet również szczeniaka, a kończąc na wyzwiskach od strony innych osób. Przede wszystkim najbardziej stresu najadł się Harry, który nawet kilka razy się popłakał. Nie sądzili, że w Chorwacji spotkają osoby, które po prostu nie tolerują innej orientacji, choć ten kraj na ogół był bardzo przyjazny takim osobą, po za tym od przeznaczenia nikt nie ucieknie.
- Lou, ja nie chce iść tam. Znowu zostaniemy opluci i wyzwani... - zaczął Harry, próbując wyrwać się z uścisku Louisa.
- Jestem pewny, że nikogo takiego tam nie spotkamy. - uśmiechnął się, rozglądając się za Natem, który ponownie zniknął z ich pola widzenia. - Gdzie jest Nate?
- Nie ma go? - spojrzał przerażony na szatyna. - Cały czas szedł przed nami.
- Cholera jasna, znowu gdzieś od nas odchodzi. Obiecał, że będzie grzeczny i będzie nas się trzymać, a on znowu gdzieś perfidnie ucieka. - mruknął nerwowo, rozglądając się na wszystkie strony.
Ich oddechy przyspieszyły, a młodszemu zakręciło się w głowie, już od rana głowa bolała go niesamowicie, jednak nie chciał o tym mówić, bał się, że popsuje im cały dzień. Louis zaczął go ciągnąc starając się wyczuć jego zapach, ale po jego minie szło się domyślić, że zapachu brak. To jeszcze bardziej zestresowało omegę, zgubienie szczeniaka w obcym kraju było bardzo poważną rzeczą.
- Gdzie on jest?! - Tomlinson zaczął panikować i to porządnie. - Nate!
- Nate! - nawet Harry włączył się do poszukiwań, trudno byłoby tego nie zrobić, tu chodziło o młodego alfę, który zgubił się na obcym terytorium.
To były najdłuższe sekundy w ich życiu przepełnione strachem, stresem i nieuwagą. Ich wzrok padał na wszystko, na drogą, drzewa, pobliskie budynki, a nawet cofnęli się kilka kroków myśląc, że młodszy po prostu się zatrzymał.
Jednak żadnego śladu po szczeniaku.
Louis ponownie zaczął nerwowo kręcić głową, starając się znaleźć swojego syna, był bardzo zdenerwowany i czuł się do niczego. Nie umiał do upilnować, a on robił sobie co chce, co zawsze kończyło się jakąś tragedią. Jego wzrok zatrzymał się na twarzy Harrego, jego policzki były przepełnione łzami, pot zlatywał z jego czoła, a ogólnie cała twarz była czerwona.
Gorączka.
A ruja Louisa zbliżała się coraz szybciej, kompletnie o niej zapomniał, choć miała przyjść dopiero w przyszłym tygodniu, co było dla nich lepsze.
Gorączka plus ruja, równała się z potencjalną wpadką i szczeniakiem.
- G-gdzie jest Nate? - pociągnął nosem, czując znajome mu uderzenie gorąca.
Jego gorączka przyszła o wiele za wcześnie niż powinna.
Stres.
- Zaraz się znajdzie. Cholera, ja panikuje! - zaczął głęboko oddychać, ciągle rozglądając się na boki, ale jednocześnie monitorując stan Stylesa.
Przełknął ślinę, czując pewną bezradność. Gdzie ten mały szczeniak mógł uciec? Musiał się uspokoić i wszystko jeszcze raz przeanalizować, gdzie byli tego dnia i kiedy mógł zniknąć z ich pola widzenia. Chwycił się za koniuszek nosa, wzdychając.
CZYTASZ
Not my wedding → larry
FanfictionŻycie jest zbyt krótkie, tym bardziej, kiedy jest się samotną omegą po trzydziestce. Gdzie wszyscy twoi znajomi są już dawno po ślubie, stałą pracą i czasem nawet z trójką szczeniaków, tworząc przy tym jedną wielką i kochającą się rodzinę, jednak ży...