Rozdział XXI 💍

904 48 3
                                    

Męczący dzień, ale wstawiam! 😅

💍💍💍

To był moment. Moment, w którym wszystko przestało istnieć. Stres, płacz i odgłos karetki. To było tak nagle i niespodziewanie, chociaż taki scenariusz był do przewidzenia. Harry słabł z dnia na dzień, wyglądał po prostu źle. Schudł i pomimo tego, że na początku ciąży jest to normalne to w jego przypadku było to niebezpieczne. A gdyby Louis był cały czas z nim, nie doszłoby do takiej tragedii.

A jednak doszło.

Niall od razu zadzwonił po jego mamę, która w szpitalu zjawiła się zjawiskowo szybko. Nie dzwonił do Louisa, wolał poczekać na decyzje lekarzy. Starał się nie panikować, ale czasem się nie dało, przez to musiał pójść na badania, aby upewnić się, że z jego szczeniakiem jest wszystko dobrze.

Nie trwały one długo, dlatego od razu po tym dołączył do Zayna i Anne. Holly pojechała do dziadków, więc o małą betę był spokojny. Uwielbiała spędzać czas u swoich dziadków.

Usiadł tuż przy mężu i wtulił się w jego ciało, spojrzał na Harrego. Spał podpięty do kilku kroplówek i kilku kabli. To nie wyglądało za ciekawie, wyglądało to tragicznie i poważnie.

Minuty dłużyły się niesamowicie. Tak bardzo chcieli wiedzieć co się dzieje, jak mają się szczeniaki i sam Harry. Niall nie chciał obwiniać siebie, jednak czuł się z tym źle, czasu już nie cofnie, a to uczucie zostanie na bardzo długi czas.

Sala stosunkowo była mała, dlatego leżał na niej sam. Wszystko w pomieszczeniu było straszne, a patrzenie na sprzęty medyczne wiązało się z odczuwaniem wielkiego niepokoju. Tak tylko było w szpitalach, miejscach niepokoju, strachu, smutku czy radości.

Minęło pierwsze trzydzieści minut od ostatniego badania, a informacji brak. Stan Harrego ciągle był ten sam, spał, tak niewinnie spał i przy tym łamał serce wszystkim obecnych w sali.

Anne próbowała nie płakać, ale cierpienie jej jedynego synka było silniejsze, również czuła się winna, że mu nie pomogła na tyle, aby mógł uniknąć tej całej sytuacji.

Nie chciała go stracić, nadal nie pogodziła się z śmiercią męża, a teraz jej syn leżał podpięty do różnych kabelków... Jak Desmond trzydzieści lat temu.

Drzwi wydały charakterystyczny odgłos, a ich oczy zostały skierowane na nie. Tłum lekarzy kierował się w ich stronę, wszyscy byli ubrani w swoje białe kitle i maseczki, przez które nie można było zobaczyć ich min. Złych lub uradowanych.

- Co z moim synem!? - Anne wyrwała się, pomimo tego, że Zayn ją trzymał. Płakała i tego nie ukrywała, jej serce pękało i nie umiała tego ukrywać.

- Najlepiej, aby pani usiadła. - powiedział najstarszy z lekarzy. Anne już spodziewała się najgorszego, więc nerwowo usiadła obok małżeństwa.

- Jest aż tak ź-źle? - wyjąkała przez łzy, zostając objęta ramionami Nialla, który sam był bliski płaczu.

- Tego nie powiedziałem. - zaśmiał się cicho, co nie spodobało się Anne. Jak on mógł żartować w takiej chwili! - Dowiedziałem się, że pan Harry posiada przeznaczonego, była pani w takich emocjach, że zapomniała o najważniejszym. To bardzo cenna informacja.

- Przepraszam, musi mnie pan zrozumieć. Jestem jego matką i mam tylko jego... On jest moim oczkiem w głowie.

- Jak najbardziej rozumiem. Przechodząc dalej. Gdyby przyjechałby tutaj kilka minut później mogłoby to skończyć się tragedią, dla bliźniaków. Są bezpiecznie, ale bardzo słabe, dlatego ciąża jest pod dużym ryzykiem, ale o tym powiem na końcu. Pan Harry jest odwodniony i niedożywiony. - westchnął. - Pani Styles wspominała, że przebywał u państwa. To prawda? - spojrzał na Malików.

Not my wedding → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz