Rozdział XVI 💍

989 49 2
                                    

Powoli zbliżamy się do mojej ulubionej części tej pracy 😂🙃

💍💍💍

Dni mijały bardzo szybko, praca, a po niej załatwianie ślubu. Mieli już praktycznie wszystko gotowe, oprócz stroi, bo one były najmniej ważne. Obaj stwardzili, że w ostateczności mogliby przyjść w zwykłych spodniach i koszuli, to właśnie zaplanowali gdyby nie udało im się załatwić tych wymarzonych.

Ich zaproszenia miały przyjść na dniach, a do ślubu pozostało tylko dwadzieścia dni. To było w tym szalone, ale byli z siebie dumni, że tak szybko udało im się wszystko ogarnąć.

Można powiedzieć, że mieli prawie wszystko zapięte na ostatni guzik.

- Już wychodzisz? - zapytał zaspanym głosem, widząc Harrego ubierającego buty.

- Muszę być wcześniej w przedszkolu. - spojrzał na niego, w międzyczasie wiążąc buta.

- Coś się dzieje? - czuł stres i podenerwowanie od strony bruneta, co bardzo mu się nie podobało. Taki stan odczuwał już kilka dobrych dni. - Od kilku dni chodzisz jakiś podenerwowany.  

- Jest w porządku. Brakuje pracowników w przedszkolu, kryzysowa sytuacja. - westchnął. - Szukamy kogoś kto zamieni się z Niallem, wiesz, że on już za długo nie popracuje. Nie wiem co ze mną... Znaczy ja będę pracować, no ale... Nie ważne.

- Pomóc wam? Ogarnę wam ogłoszenie, ulotki albo coś co będzie promować przedszkole.

- Powiem ci wieczorem, może uda nam się coś ogarnąć dzisiaj. - uśmiechnął się nieśmiało. - Uciekam już, trochę się śpieszę. - zabrał z ziemi torbę i miał już otwierać drzwi.  

- Poczekaj! - w ostatniej chwili chwycił jego dłoń i przyciągnął do siebie.

Nie lubił żegnać się z nim bez pocałunku.

Objął go w taili i złączył ich usta. Zaczął zataczać energiczne kółka, Harry jak zawsze zaczynał mruczeć z przyjemności, sam nie lubił opuszczać Louisa bez pieszczot, jednak naprawdę się spieszył. Usta Tomlinsona powędrowały na szyje omegi, pragnął aby był oznaczony, gdyż dawno nie zrobił mu malinki w widocznym miejscu. Przez to młodszy zachichotał, wlepiając swoje dłonie w nieogarnięte włosy szatyna.

Jeden z lepszych poranków.

Louis przyciągnął go pod ścianę i przy niej zaczął dawać energiczne pocałunki, nie oszczędzał się, a Harry zapomniał o tym, że już dawno powinien jechać do przedszkola. A zamiast jednej malinki na szyi pojawiło się ich kilkanaście. Dziesięć, a może nawet więcej.

W pewniej chwili jego dłoń wylądowała na brzuchu omegi, zrobił to bez jakiegokolwiek powodu, po prostu jego wilk wyczuł, że powinien. Z zamian został delikatnie odepchnięty, Harry nie miał dużej siły, dlatego za daleko nie poleciał. Popatrzył się na szatyna z otwartymi oczami i ustami, których nie zdążył zamknąć, po namiętnych pocałunkach.

Zabrał z ziemi swoją torbę, którą wcześniej upuścił. Rzucił okiem na starszego i bez słowa skierował się w stronę drzwi, nie wyszedł z domu od razu. Odwrócił się, widząc, że ten ciągle ma zawieszony wzrok na nim.

- Nie, nie jestem w ciąży. - powiedział to dość poważnie i dopiero wtedy wyszedł.

Trzasnął za sobą drzwiami, słysząc jeszcze głos szatyna, który prosił, aby zaczekał. Tym się nie przejął. Jednak poczuł się źle, bardzo źle, wręcz okropnie. Emocji w środku było miliony, zaczynając od żalu i smutku, a kończąc na poczuciu winy.

Rzucił torbę na siedzenie obok i z piskiem opon odjechał. Zaciskał dłonie na kierownicy, czując potworną złość wobec siebie, nie był zły na Louisa, może trochę. To on zawinił, zareagował złością na tak naturalną rzecz od strony alfy.

Not my wedding → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz