19-Upadłość

3 2 0
                                    

Dni mijały, a ja nie wychodziłam z pokoju. Postanowiłam się przejść do kuchni na śniadanie z rodziną.

Weszłam do jadalni I zobaczyłam jak rodzice i dziadkowie jedzą posiłek.

-Dzień dobry.- Przywitałam się z nimi i zasiadłam do stołu.

-Dzień dobry.- odpowiedzieli prawie w tym samym momencie.

-Wyspało się moje słoneczko?- Zapytała mama.

-Eva no co ty. Przecież to duża dziewczynka co nie?- Skwitował mamę i popatrzył na mnie.

-Dziadek po pierwsze to jestem jeszcze niepełnoletnia więc jestem córusią mamci i po drugie wyspałam się rodzinko.- Odparłam. A wszyscy zaczęli się chicho śmiać z dziadka.

-Idziemy potem zagrać w coś? Muszę rozprostować kości.- Zapytała babcia od strony taty.

-Jasne. Tylko przyzwyczajcie się do przegranej. Ja zawsze wygrywam.- Powiedział tata.

-Taa ciekawe kto ci obrobił w tysiąca jak biegliśmy.- Przypomniał dziadek.

-Wtedy jeszcze chodziłem na czterech nogach więc to się nie liczy staruszku.- Powiedział pewny siebie.

-Andrzej no nie gadaj. Wziąłeś naszego Gabriela, który nie umiał chodzić na biegi? Trzeba iść do terapeuty.- Skwitowała babcia.

Gdy tak zajadaliśmy w ciszy postanowiliśmy wybrać się na boisko.
Jako, że moi rodzice królują to oni wybierali swoją drużynę.

Ja byłam w grupie z mamą I jej mamą.
Ojciec był ze swoimi rodzicami.

Wybraliśmy piłkę nożną. Gra była zawzięta wszyscy biegli do mnie z taką prędkością jak miałam piłkę, że aż strach.

Gdy wygraliśmy z tatą jeden do zera wszyscy z mojej drużyny byli ze mnie dumni jak strzeliłam ostateczny gol.

-Następnym razem nie dam ci tak popalić.- Powiedział mój ojciec.- Ale i tak jestem z ciebie dumny.

Przytulił mnie potem uderzył i krzyknął:

-Berek! GONISZ!

Ja mu dam. Zaczęłam biec do niego lecz był szybszy. Dobrze, że znam jego ruchy. Skręcę w prawo on w lewo więc zrobiłam mu zmyłkę.

Strzeliłam mu w plecy i zaczęłam uciekać.

-Mamo tato chce mnie uderzyć Mamo.- Podbiegłam łapiąc ją za rękę I robiłam przestraszoną minę.

-Gabriel! Stój ale to natychmiast!- Wrzasnęła na niego. Ten szybko zwolnił.- Co ty sobie myślisz? Córkę mi będziesz bił?!

-Jeden zero.- Powiedziałam mu cicho.

-Jak cie złapie to będziesz..

-Nie nie złapiesz zabraniam ci bić moją córkę. Słońce ile razy cię tatuś uderzył.

-Trzy razy.- Powiedziałam udając drganie.

Ta się tak zdenerwowała, że złapała tatę za ucho i wykręcała. Ten zwijał się z bólu.

-Nie widzisz jaki z niego diabeł? Specjalnie oszukuje by zdobyć punkt.

-Słucham? Annabeth?- Zapytała zdezorientowana mama.

-Tak mamiś to był żart chciałam zdobyć punkt, ale fajnie było patrzeć jak poniewierasz tatą. Już na pierwszy żut oka widać, że stosujesz przemoc wobec rodziny.- Zaśmiałam się cicho.

Mama zaśmiała się razem ze mną, a tata rozmasowywał bolące ucho.

-Mamo idę na spacer. Jakby co nie wiem kiedy wrócę.

Pożegnałam się z nimi I poszłam na dół.

Ciekawi mnie jak ciało mogło zniknąć przecież nikt nie wie o tym polu oprócz nas. Chyba, że ktoś postanowił poszukać czegoś ciekawego.

Za mną rozległ się przerażający ryk. Odwróciłam się jak poparzona. Taka mała postawa demona przypominała mi coś.. Maks! To był zmieniony Maks. O nie.

Wyglądał identycznie jak demon. Miał rozszarpane i czerwone oczy jak krew oraz skrzydła bez piór. Na jego dłoniach zamiast paznokci były pazury, a jego połowa policzka była rozdrapana.

Szykował na mnie kulę. Zaczęłam uciekać nie chciałam zrobić mu krzywdy.

Jedynie chroniłam się przed pociskami swoją mocą.

Nie wiem jak ale z nienacka uderzyła mnie jego kula. Zaczęłam czuć jak krew z moich skrzydeł odchodzi. Złapałam za nie I widziałam jak pióra mi odpadywały. Złapałam się za głowę nie wiedząc czemu mnie to spotyka. Dlaczego zawsze to ja mam pecha.

Zaczęłam płakać. Przeraźliwy ryk rozszedł się po okolicy.

Nie wiem czemu ale żyłam. Jedynie straciłam skrzydła. Nie wiem czy to z powodu, że demon, który mnie uderzył był słaby.

-Córko co ci się stało.- Zapytał przerażony ojciec, a za nim matka.

-Stracilam skrzydła.- Powiedziałam drżącym głosem.

-Chodźmy do domu zobaczymy co da się zrobić.

Wzięli mnie za ręce I prowadzili osłabioną do zamku.

Wlecieliśmy do szpitala I prosiliśmy o spotkanie z doktorem.

Kątem oka widziałam te dwie recepcjionistki, które spojrzały na siebie z przerażeniem.

-Do doktora Kadena.- Powiedział mój ojciec.

Przeszliśmy szybko do sali.

Gdy Doktor Kaden wszedł aż mu długopis wypadł z ręki. Rodzice spojrzeli tam gdzie on i prawie mnie puścili. Moje nogi prześwitywały w podłodze.

-Połóżcie ją na łóżku nic nie powinno się stać.

Gdy kładli mnie ostrożnie i byli pewni, że nie polecę na dół mylili się.

Spadałam tak długo, że poczułam trzaśnięcie gałęzi i bicie liści o moje ciało.

Wylądowałam w jeziorze. Nie mogłam otworzyć oczu. Wszystko mnie bolało jak nigdy.

Straciłam przytomność..

Nie wiem ile czasu minęło ale gdy otworzyłam oczy było ciemno i nie było ani jednej żywej duszy w okolicy.

Dzięki Niebiosom, że drzewa złagodziły upadek. Gdy chciałam poprawić ręką włosy poczułam zaschniętą krew. Spojrzałam się w kałuży i zobaczyłam, że mój prawy policzek jest cały dokrwawiony.

Szybko umyłam wodą twarz I poszłam szukać pomocy.

Po prawej usłyszałam jak coś się otwiera. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam portal z gałęzi. Środek pokazywał ciemą krainę gdzie nie rosło nic ale było przyjemnie w jakimś stopniu.

Poczułam jak wiatr mnie tam popycha więc przeszłam przez portal.

                           ➿➿➿

Kochani wiem, że lubię bawić się w Polsat ale zróbmy tak. Jeżeli będą tutaj 2 gwiazdki piszę następny rozdział.
Buziaczki od kiwi ;).



Ukryty Świat Aniołów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz