Rozdział 1 cz. 1 - Historia

1.2K 353 579
                                    

Na Macha, to znów ten łotr! − zaklęłam, wzywając boga chaosu i swojego parszywego losu.

Przed sobą widziałam tylko powiewające poły płaszcza tego rzezimieszka, kiedy śmiejąc się dziko uciekał na ogierze, którego zamierzałam właśnie ukraść. W pewnej chwili nawet machnął ręką w geście pożegnania, jakby wiedział, że skądś go obserwuję.

Krew we mnie zawrzała ze złości.

Czy naprawdę za każdym razem musiałam się na niego natknąć? Nie, to by było niedopowiedzenie. Czy ten cholerny dupek nie mógłby się choć raz powstrzymać, aby nie wejść mi w drogę i nie podwędzić łupu, który już niedługo miał należeć do mnie? Zawsze śledził to, co robię, tylko po to, żeby w kluczowym momencie wpaść, narobić zamieszania i uciec z moją własnością! No, może nie do końca, ale z całą pewnością mogłaby należeć do mnie, gdyby nie Renny.

Renny Hornan.

Czarnowłosy chłopak, przybłęda, niemal tak, jak ja. Bardzo bym mu współczuła, gdyby nie to, że ciągle wtykał nos w nie swoje sprawy i zawsze znajdował się akurat tam, gdzie nie powinien. Na palcach jednej ręki mogłam policzyć rabunki, w których mi w jakiś sposób nie przeszkodził. Oczywiście nie licząc drobnych kradzieży, które nie wymagały planowania, a jedynie szybkiej ręki i bystrego oka. Co innego obrabowanie jakiegoś paniczyka lub jego domostwa. Tu potrzeba więcej sprytu i czasu. Opracowania strategii i planów ucieczki. Hornanowi nie chciało się ruszyć dupska, więc korzystał z mojej ciężkiej pracy. Ja, kiedy już wybrałam ofiarę, zaczynałam polować.

To kochałam najbardziej.

Śledzenie ich w ciemnych zaułkach, podsłuchiwanie w szynkach*, jak chwalą się swoją ostatnią, zawsze przepiękną i hojnie obdarzoną, zdobyczą oraz jak to mamusia z tatusiem ich rozpieszczali.

Jak ja ich nie cierpiałam!

Chyba tylko Hewa, bogini ładu i porządku, mogłaby dojść do tego, ile takich żenujących rozmów już słyszałam. Trzeba jednak przyznać, że stanowili całkiem dochodowe źródło utrzymania. Głupi, naiwni i zbyt pewni siebie. Wszystko mogłoby być wprost idealne, gdyby na moim terenie pewnego pięknego wieczoru nie pojawił się on. Mimo mojego dojrzałego wieku osiemnastu wiosen, to wspomnienie nadal prześladowało mnie w koszmarach. Wracałam do niego za każdym razem, kiedy temu łotrowi udawało się uciec z moim łupem.

Ten moment wydawał się dobry na dręczenie swojego umysłu, jak każdy inny.

*

Ashen, trzy lata wcześniej.

Oczywiście nie od razu zauważyłam w nim rywala, ale coś w jego postawie przykuło moją uwagę podczas obserwacji wybranego przeze mnie, przyszłego celu. Na jutro zaplanowałam skok, więc chciałam jeszcze raz wszystko sprawdzić. Mimo tego, że teraz byłam bardziej doświadczona, niż kiedy dwa lata temu zaczynałam tę ścieżkę kariery, nadal odczuwałam silną potrzebę, aby to robić. Zawsze ostatniej nocy przed samą akcją musiałam sprawdzić cel i drogę ucieczki.

Tej nocy pozostało mi już tylko podsłuchanie, czy syn właściciela ziemskiego, którego obrałam sobie na aktualną ofiarę, na pewno będzie jutro tam, gdzie tego chciałam. Wszystko szło świetnie, dopóki jakiś czarnowłosy chłystek omal się przez niego nie przewrócił trącając go przy tym barkiem. Brudny chłopak pokornie i nad wyraz wylewnie zaczął go przepraszać oraz korzyć się przed nim na kolanach.

Niby nic.

Sama też na początku niczego nie zauważyłam. Bogaty synalek nie zaszczycił czarnowłosego, patykowatego chłopaka nawet spojrzeniem. Rzucił parę przekleństw i oburzony obecnym poziomem społeczeństwa dotarł do swoich kamratów, czekających na niego w karczmie, a ja podążyłam za nim.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz