Rozdział 8 cz. 2 - Współpraca

458 299 149
                                    

Nazajutrz zrobiłam obchód wokół całego muru. Zajrzałam do środka przez każdą bramę i przekonałam się, że Farren miał rację. Główne ulice krzyżowały się w samym środku i wszystkie prowadziły do sporego budynku. Domyślałam się, że był to ratusz.

Jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam zatrzyma się Jowan, ale czy również tam będzie trzymał swoje złoto? − zastanawiałam się.

Wokół całego muru rozmieszczono kamienice trochę uboższych mieszczan. Ci naprawdę zamożni mieszkali za murem, oddzieleni od całej reszty hołoty Ashen. Od strony północnej i zachodniej domy były wysokie i oddalone od muru na taką odległość, że ich dachy nie nadawały się dla mnie do niczego. Wartownicy na pewno spostrzegliby, że coś się święci. Zaś od wschodu i południa stała zbyt niska zabudowa.

O ile wszystko pójdzie dobrze i nie trzeba będzie uciekać, wyjść można było nawet główną bramą, bo strażnicy skupiali się tylko na wchodzących osobistościach. Musiałam jednak opracować drogi ucieczki na każdy możliwy przypadek. Najpewniejszy sposób na wydostanie się z miasta to woda. Sprawdziłam więc ilość kroków każdej z dróg prowadzących do doków, wybrałam najkrótszą notując ją w pamięci i na pośpiesznie naszkicowanych planach. Na wszelki wypadek zaznaczyłam również mały składzik w okolicy i piwniczkę.

Byłam z siebie względnie zadowolona, a do wieczora pozostało jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam odwiedzić Gwen. Jak zwykle znalazłam ją za barem Złotej Rybki i poprosiłam o kufel piwa.

− Już się robi, Lily − odpowiedziała z uśmiechem.

− Nie rozmawiałyśmy chyba od wesela Sevi. Coś się działo? − zagadnęłam.

− Właśnie nic! Minęło już pięć dni, a Arthur nie dał znaku życia − biadoliła na temat poznanego wtedy syna garbarza.

− Wie w ogóle gdzie cię może znaleźć? − zapytałam uprzejmie.

− Oczywiście, że tak! Myślałam, że świetnie się razem bawiliśmy − jęczała.

− Widziałam. − Posłałam jej pokrzepiający uśmiech. − Może tylko o to mu chodziło. Wiesz jacy są mężczyźni. − Machnęłam lekceważąco ręką.

Wiedziałam, że dla niej to niemal sprawa życia i śmierci, ale liczyłam na to, że uspokoi się widząc moje zachowanie.

− Czyli znów zostanę z niczym. W tym tempie z pewnością zostanę starą panną − załkała.

− Nie przesadzaj, jesteśmy w tym samy wieku. Poza tym jesteś bardzo ładna i masz niesamowity dar przyciągania. − Spojrzałam wymownie na jej obfite kształty.

− Tobie nie zależy na zamążpójściu, a mnie tak!− wybuchnęła.

− Masz rację. − Chciałam ją jakoś pocieszyć. Potrafiłam zrozumieć jej obudki, ale osobiście nie wyobrażam sobie bycia uwiązaną do jakiegoś mężczyzny.

− Przepraszam, Lily, gadam tylko o sobie, a co z tobą? W pewnej chwili na weselu zniknęłaś mi z oczu. − Spojrzała na mnie badawczo.

− Bo rzeczywiście zniknęłam. Widziałam jak dobrze się bawisz, mnie już szumiało w głowie, więc się zmyłam. − Wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego wieczoru i liściku od Hornana.

− Sama? − Gwen łatwo nie odpuszczała.

− Ano sama, a niby z kim? Edgar był zajęty. − Wzruszyłam ramionami.

− Lily, jesteś niepoprawna. Mogłabyś się wokół kogoś zakręcić, kto umilałby ci czas i dbałby o ciebie. − Złapała się pod boki. Poczułam się jakby karciła mnie własna matka.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz